niedziela, 12 listopada 2017

Rozdział XIV Pan Hueco Mundo


Opuszczając swe rodzinne miasto przy akompaniamencie wiejącego wiatru wąską, wybrukowaną małymi kamykami dróżką podąża młoda, rudowłosa kobieta hojnie obdarowana przez naturę. Zazwyczaj ubrana w szkolny mundurek jednak dziś miała na sobie dość niezwykłe jak na nią ubranie – ciepły,wełniany sweterek w odcieniu różu oraz czarne rurki. Niezwykła była również okazja, dla której inaczej się ubrała. Tak już zdecydowała, postanowiła stanąć po przeciwnej stronie barykady, dołączyć do królewskiej armii i przestać być postrzeganą jako słaba, wątła dusza. Pospiesznym krokiem dociera wprost nad rzekę Kiso ku miejscu wyznaczonego spotkania. Teraz tylko lekko kołyszący się most dzielił ją od spoczywającego na jakimś wyżłobionym kamieniu siudmą espadę, która jej wyczekiwała.
- Przepraszam, że czekałaś – Orihime uśmiechnęła się stawiając ostatnie kroki na drugim brzegu – Ale musiałam zamknąć drzwi od przeszłości by móc zacząć wszystko na nowo.
- Wystarczy tej gadaniny kobieto, nie interesuje mnie twe nędzne istnienie. Idziemy Aizen-sama czeka – powiedziała szorstkim tonem, następnie pstryknęła palcami, a tuż nad nią pojawiła się wąska linia, która po chwili stała się czarną niczym smoła gargantą. Obie kolejno jedna po drugiej weszły do środka, aby zaraz zniknąć w przerażającym mroku. Szły w milczeniu długą, białą ścieżką zbudowaną z cząsteczek duchowej energii w otaczających je ciemnościach, im bliżej były wyjścia tym bardziej zastanawiało naszą „księżniczkę” jaki jest tamten świat. Czy choć odrobię przypomina ten ludzki, który dotychczas znała? Czy spotka tam choć jedną przyjazną duszę?
- Nee Luna – san jakie ono jest to całe Hueco Mundo? – zapytała zaciekawiona, na co podwładna Aizena widocznie się skrzywiła. Najwyraźniej nie była zachwycona na myśl o rozmowie z tym irytującym do granic możliwości ludzkim bytem.
- Nie odnajdziesz tam nic ludzkiego, nie ma w nim żadnego znajomego ci wrażenia. To miejsce, gdzie wszystko tworzy niedookreślone połączenie kiczu i doskonałości, gdzież gusta i wyobrażenia naszego pana zlewają się w jedność, a życie jest niekończącą się grą o przetrwanie.
Przez kilka następnych minut ich wspólnej wędrówki żadna ponownie nie zabrała głosu. Żadna nawet nie zerknęła na drugą. Ledwie opuściły przejście między światami, a już stanęły u potężnych wrót białego pałacu króla, zamku będącego chorym rojeniem dziecka, które zaczęło składać swoje wyobrażenie z pojedynczych chwil i obrazów. Nastolatka poczuła lekki niepokój. Spojrzała na towarzyszkę tak jakby to w niej zamierzała się doszukać tych ludzkich słów otuchy. Jednak ta nie zważając na nic pchnęła masywne drzwi by po krótkiej chwili marszu plątaniną ponurych korytarzy doprowadzić nastolatkę do jednej z obszernych sal przed oblicze największego wroga Soul Society, pana i władcy pustego świata, który mianował siebie bogiem siedzącego na samym jej środku w marmurowym tronie. Wokół pańskiego tronu, pośród białych smug, nie zarysowanych do końca kontur, wykwitają arrancarzy - postacie ostro nakreślone i kryjące w sobie cząstkę humanizmu. Chciałoby się powiedzieć, że są jak róże wyrosłe na niesprzyjającym gruncie, ale aż tak nie można ich wybielić – są w jakiś sposób nieodłącznymi dziećmi swojego świata. Może tylko troszkę bardziej do nas podobni.
- Zbliż się Orihime – spokojny głos Aizena rozniósł się po pomieszczeniu. Inoue niepewnym krokiem podeszła do tronu, w końcu śledziło ją wiele par oczu, żadne z nich przyjazne, wszystkie pragnące wykorzystać jej byt do swoich celów. Z lekką obawą skłoniła się nisko swemu nowemu zwierzchnikowi - Witaj w swoim nowym domu. Rad jestem, iż przystałaś na moją propozycję, dlatego jako dopełnienie naszej współpracy chciałbym abyś podpisała obustronnie zobowiązujący kontrakt – tkająca księżniczka przytaknęła na znak, że rozumie, a upadły shinigami skinął na Ulluqiorę, czwartego espadę o ciągle skrytych oczach. Ten zaś podał dziewczynie zwój i złote pióro, które znajdowały się na srebrnej tacy trzymanej w jego dłoniach. Płomiennowłosa rozwinęła traktat i przeciągnęła wzrokiem po następującej treści:
„Z ludzką duszą Inoue Orihime zawarłem względem uzyskania pożądanej przez nią mocy w moim zamku Las Noches dobrze przemyślany kontrakt na czas zimowej bitwy w Karakurze i po niej w następujący sposób: Kobieta zobowiązuje się wypełniać wszystkie moje rozkazy i uznać me zwierzchnictwo, a w zamian ja Aizen Sousuke dotrzymam mojej części traktatu” - Co dziwniejsze nie odnalazła tam jak się tego spodziewała niczego co traktowało by o cenie jaką miała zapłacić za możliwość spełnienia swojego życzenia. A przecież jak świat światem wiadomo nie ma nic za darmo ,a już na pewno nie z rąk zdrajcy Społeczności dusz.
- Gdzie jest haczyk? – spytała podejrzliwie.
- Haczyk? Czyżbym był, aż tak bardzo przewidywalny – na jego twarz wstąpił chytry uśmieszek kryjący w sobie coś więcej niżeli opętaną żądzą władzy dusze – Jednakże zgadza się jest coś jeszcze. Będziesz musiała zabić przyjaciół swych dla swego idealnego marzenia. Przyjmujesz ten warunek? – zdrajczyni zawahała się przez chwilę. Właśnie zdała sobie sprawę z tego jak lekkomyślnie postąpiła, jakże wiele będzie musiała poświęcić. Niemniej jednak było zbyt późno na sentymenty, przychodząc tutaj na własne żądanie przypieczętowała swój los. Teraz już nie pozostało jej nic innego, jak tylko iść dalej.
- Jestem do twoich usług Aizen- sama- powiedziała i złożyła wiążący podpis niebieskim atramentem na tle brązowego cyrografu.
- Wspaniale – były kapitan uśmiechnął się niczym dobry wujek - Zatem Grimmjow wraz z Luną pokażą ci całe Las Noches, potem zaprowadzą do twojej komnaty – na reakcję obojga nie trzeba było długo czekać.
- My razem?! - wykrzyknęli równocześnie. Co jak co ale zestawienie ze sobą dwójki wrogo nastawionych do siebie arrancar’ów nie wróżyło niczego dobrego - Nigdy!
- Nie możecie raz podzielić się pracą? - powiedział patrząc przeszywającym wzrokiem na szóstego i siódmą, skutecznie ochładzając zapędy tej drugiej - Czy to dla was, aż taki problem?
- Nie Panie to żaden problem - odpowiedziała potulnym głosem niższa rangą. Zaś szósty burknął cosik pod nosem niezadowolony, po czym całą trójką opuścili salę tronową.

~*~
Pierwsze promyki wschodzącego nad Soul Society słońca nieśmiało przedzierały się przez umieszczony w oknach papier ryżowy. Ichigo leniwie otworzył oczy i spojrzał na leżącą obok Yukiko, wciąż jeszcze smacznie spała, wtulona w jego ciepły tors niczym w mięciutkiego pluszaka. Czule odgarnął z jej twarzy niesforny kosmyk włosów i uśmiechnął się sam do siebie – Uroczo wygląda jak śpi – przemknęło mu przez myśl. Nie wiedzieć, czemu dzisiaj wcale nie przeszkadzał mu fakt, iż jego przyjaciółka leży tak blisko wręcz przeciwnie, szybsze bicie serca sprawiło, że czuł się wspaniale. Jeszcze nie do końca był świadomy tego, że w jego młodym chłopięcym serduszku powolutku zaczęło rodzić się coś, co my szarzy, zwykli ludzie nazywamy miłością. Nie chcąc jej obudzić delikatnie zsunął ją z siebie i wygodnie ułożył na poduszce, a sam powoli się podniósł by prawie bezszelestnie podejść do szafki i sięgnąć po świeże kimono, naga-juban oraz tabi, po czym wyjść do łazienki. Parę minut później wrócił ubrany w standardowy uniform Boga Śmierci i skierował swe kroki do kuchni by przyrządzić podstawowy posiłek dnia czyli śniadanie. Główna izba zwana dalej pomieszczeniem kuchennym była dużo większa od tej, jaką miał w Krakurze. Sklepienie było tu wysokie, rzeźbione na kształt rybiego ogona tak jak wszystkie w kwaterach szóstego oddziału. Okna i drzwi z rzeźbionymi framugami z jednej strony wychodziły na ogród dywizji, którego projektantem był sam Kuchiki Byakuya, a z drugiej na staw porośnięty lotosem. Truskawek wyjrzał przez jedno z małych okienek i zerknął na nieboskłon. Wnioskując z położenia słońca i pory dnia, przypuszczał, że mogła być godzina piąta trzydzieści co oznaczało, iż mają jeszcze około godziny do stawienia się na polach treningowych oddziału. Dlatego nie wiele myśląc sięgnął do szafki po patelnię a chwilkę potem wyciągnął z lodówki składniki potrzebne do przygotowania posiłku. Po trzydziestu minutkach pichcenia danie było gotowe. Pozostawało jedynie zbudzić naszego śpiocha.
- Jak długo zamierasz jeszcze spać?! – zawołał usiłując obudzić koleżankę. Niestety wywołało to skutek zdecydowanie odwrotny od zamierzonego. Yukiko odwróciła się jedynie na drugi bok - Czas wstawać! Hej, Yukiko! – żadnej reakcji. Dziewczyna nadal spała w najlepsze. Skoro wołanie nie wywołało pożądanego efektu Kurosaki postanowił przedsięwziąć inne środki. Odkręcił kran, nalał wody do malutkiej ceramicznej miseczki, a sekundę później stanął nad przyjaciółką i ochlapał wodą jej twarz. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że igra z ogniem ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. Miał wrażenie, iż ich kłótnie oraz wzajemne psoty przyniosą coś dobrego.
- Ichigo ty debilu! – piętnastolatka zerwała się z łóżka z rządzą mordu w oczach – Żeby budzić damę w taki sposób! Zabije cię! Ubije jak babcie kocham!
- Spróbuj szczęścia odango atama.
Miarka się przebrała. Yuki rzuciła białym bamboszem tyle, że ten jakimś cudem nie trafił w pożądany cel. Chwilę potem oboje zaczęli gonić, uciekać, wywracać po pokoju koziołki niczym dzieci bawiące się w berka. Podczas trwania całej tej „zabawy” nawet nie zauważyli, kiedy odwiedził ich niespodziewany gość, który sfrustrowany postanowił sprawdzić kto lub też co jest powodem krzyków dochodzących z jednego z mieszkań jego dywizjonistów.
- Co to ma znaczyć ? – zapytał Kuchiki wchodząc do pomieszczenia. Niestety nikt mu nie odpowiedział. Gdy potoczył wzrokiem po izbie ujrzał podwładną z kapciem w ręce szykującą się do kolejnego ataku na zastępczego, wówczas nie potrzeba było o nic więcej pytać. Wyciągnął przed siebie dłoń i wypowiedział krótkie zaklęcie: Bakudō no Rokujuuichi - Rikujōkōrō *- ku niesfornej shinigami pomknęło sześć pomarańczowych prętów zaciskając się wokół jej talii i uniemożliwiając dalsze poczynania. Strażniczka Śmierci spojrzała z wyrzutem na „oprawcę” który skutecznie przerwał zabawę - Robiłaś sporo zamieszania – zaczął spokojnie reprymendę - Nie mów, iż zapomniałaś co to za miejsce. W moim oddziale obowiązują pewne zasady. Dyscyplina musi być ściśle przestrzegana przez dywizjonistów. Nikt nie ma prawa urządzać dzikich swawoli, a szczególnie ty Nakatomi Yukiko – jego ton wyraźnie sugerował, że „ty” znaczy „podrzędna, gorsza” – Będę musiał powiadomić o tym twojego ojca.
- Przepraszam – szepnęła cicho rumieniąc się ze wstydu – Zachowałam się w niewłaściwy sposób.
- Samo przepraszam nie wystarczy – rzekł twardo Byakuya – Złamałaś istniejące tu reguły i musisz ponieś tego konsekwencję. Po dzisiejszym treningu wysprzątasz wszystkie dywizje zaczynając od naszej - brunet zwolnił czar wiążący i stąpając z wysublimowaną gracją powolnym krokiem opuścił pokój.
- Pięknie przez ciebie Ichigo już pierwszego dnia zebrało mi się od Kapitana. Na dodatek będę musiała jeszcze wszystko sama posprzątać.
- Wiesz mogło być gorze. Masz szczęście, że nie użył zanpakutō albo co gorsza bankai – na samo wspomnienie przygody z drugim uwolnieniem szlacheckiego miecza zastępczego boga śmierci przeszły ciarki - A tak rozeszło się po kościach. Jak chcesz to ci pomogę w tym sprzątaniu.
- Obiecujesz?
- Tak, ale teraz choć bo czas coś zjeść.
Yukiko szybko podążyła za Kurosakim. Kiedy weszła do kuchni, śniadanie było już gotowe, czekało tylko na podanie. Szybko złapała pałeczki, które leżały tuż obok talerzy. Zdejmując pokrywkę z naczynia, uwolniła cudowny aromat tamagoyaki, który uniósł się wraz z parą. Było to średnio skomplikowane danie, ale chłopak nadspodziewanie okazał się świetnym kucharzem; podawana przez niego potrawa przypominała tą z kulinarnego magazynu. Nakładając śniadanko na talerz, usiadła przy stole i pomyślała, że powinna nauczyć się od niego gotować. Ponieważ, wcześniej jadała dania przygotowane przez matkę. Wiele razy oferowała jej pomoc, ale zawsze odrzucała ją z uśmiechem, mówiąc, że kocha gotować i jej największym szczęściem jest nakarmić ją wyśmienitym jedzeniem.
- I jak smakuje ci? - zapytał z uśmiechem Kurosaki podając jej polakierowany czerwono-czarny kubeczek z motywem bambusa, napełniony jakąś japońską herbatką.
- Mmm pyyycha – oznajmiła nastolatka pochłaniając kolejny kawałek trzywarstwowego omletu z słodkim nadzieniem, skąpany w sosie sojowym – Dawno nie jadłam czegoś równie pysznego. Nie wiedziałam, że tak dobrze gotujesz.
- Skoro jesteś pod moją opieką, pomyślałem, że przynajmniej powinienem zrobić coś do zjedzenia – kolejny łyk napoju powędrował do ust zastępczego - Poza tym to zasługa Yuzu ona nauczyła mnie gotować – przez kilkanaście kolejnych sekund jedli w ciszy, delektując się smakiem potrawy, jednakże tylko do czasu kiedy młoda bogini śmierci nie przełknęła ostatniego kawałka i nie postanowiła zadać dość niespodziewanego pytania:
- Ichi myślisz, że kiedyś będę mogła wrócić do domu na Ziemie? – nieoczekiwane słowa wlewają się w pustkę, pozorną ciszę, jasne tęczówki wyczekująco spoglądają w czekoladowe oczy chłopaka. Wciąż zagubione wśród „automatycznych lalek” świata jak z baśni i marzeń, który nieoczekiwanie stał się jej nowym światem - Przecież nie mogą kazać mi tu zostać na zawsze prawda? - Zdziwiony nie odpowiada od razu. Wpatruje się tylko w jej niebieskie oczy, przez moment zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Zwykle, kiedy ktoś stanie się częścią Społeczności Dusz nie ma odwrotu – odezwał się ostrożnie – Jednak nie wiem jak będzie z tobą. Co prawda Kyōraku-san jest twoim tatą jednak tak samo jak ja jesteś też żywym człowiekiem, a w takim przypadku obowiązują inne procedury przynajmniej tak mówił Ukitake – san, gdy go wczoraj pytałem. Pamiętaj nie ważne, gdzie będziesz zawsze będziemy przyjaciółmi, zawsze będziesz mogła na mnie liczyć.
- Rozumiem – uśmiechnęła się szczerze - Dziękuję, że powiedziałeś mi prawdę. Yoshi, teraz zamierzam wziąć kąpiel. Jeśli będziesz mnie podglądał, jak się przebieram, to ci nie daruję jasne?
- Wtedy to był wypadek.
- Tak czy owak, nigdy więcej tego nie rób.
Jak powiedziała tak zrobiła. Zostawiając koledze naczynia do zmycia szybko się wykąpała i przebrała w nowy strój. Kilkoma pociągnięciami szczotki ułożyła pożądane fryzurę i szybko wybiegła z łazienki aby dołączyć do przyjaciela czekającego na nią przed domem. Tym sposobem oboje ruszyli ku polom treningowym szóstej dywizji.

~*~
Dziwna ukryta w ciemnościach pracownia komputerowa, prawo wstępu do niej miał jedynie szalony i genialny zarazem naukowiec oraz sztucznie stworzona przez niego samego istota. Nemu wykonana przy wykorzystaniu technologii Gigai i Gikon siedząc na obrotowym krzesełku od kilku godzin uparcie wpatrywała się w jeden z monitorów. Właśnie z polecenia swego przybranego ojca prowadziła śledztwo w sprawie byłego kapitana piątego oddziału. Szukała informacji, które pozwoliły by Soul Society odsłonić grubą zasłonę kryjącą wyimaginowane plany Sousuke Aizena. Duża większość dokumentów zawierała same nieistotne wiadomości jak misje wykonywane przez dywizję czy przeprowadzone szkolenia i awansy. Przesuwając kolejne strony natrafiła na bardzo stare jednakże znaczące w swej treści zapiski. Datowały się na czas, w którym to Urahara Kisuke urzędował w Biurze Technologii i Rozwoju, a jego porucznikiem była matka Yukiko.
- Mayuri- sama! Mayuri – sama! – zawołała podekscytowana znaleziskiem czarnowłosa shinigami – Znalazłam to co mi kazałeś. Proszę spojrzeć.
- Głupia dłużej się nie dało! Odsuń się niech zobaczę czy rzeczywiście na coś się przydałaś! – Dziewczyna automatycznie usunęła się na bok, a Kapitan XII dywizji wyglądem przypominający klauna zbliżył się do ekranu i zaczął czytać wyświetlony tekst.
Klucz Aktywacyjny

Łącząc się z Hōgyoku w pełni aktywuje jego zapieczętowaną, nieskończoną moc. Zależnie od tego, kto go użyje może uratować lub zniszczyć świat. Artefakt uznany został za zagrażający bezpieczeństwu Seireitei i podzielony na dwie części, a jego fragmenty zapieczętowane przez samą twórczynię projektu.
- Więc to chodzi po głowie temu zdrajcy - Mayuri z miną odkrywcy odnajdującego ósmy cud świata oderwał wzrok od fascynującej go treści - Ciekawe kto jest jego posiadaczem. Nemu! - wykrzyknął uradowany - Idź powiadomić o wszystkim Generała.
- Tak jest - odpowiedziała i już jej nie było.


~*~
Docierając na plac ćwiczebny młodzi Bogowie Śmierci dostrzegają osadzone na drewnianych słupkach tekturowe manekiny z podobizną Kurotsuchi’ego Mayuri zapewne wyprodukowane przez dwunasty oddział i mające służyć za cel podczas ich pierwszych zajęć z kidō. Odnajdują również spojrzeniem tego, który na nich czeka. Wysokiego młodego mężczyznę o szarych oczach jaki i długich, czarnych włosach z wpiętymi w nie porcelanowymi spinkami. Przyodziany jest w standardowy uniform Bóstwa Śmierci przewiązany seledynowym obi. Na nim widnieje narzucone białe haori bez rękawów z symbolem szóstki w tylnej i herbem rodu wyszytym ozdobnym haftem przedniej jego części. Wokół szyi nosi owinięty równie seledynowy szal.
- Witam na waszych pierwszych lekcjach szkoleniowych obejmujących zakres medytacji duchowej oraz hadō i bakudō - beznamiętnym głosem przywitał się ze swoimi tymczasowymi uczniami - Które z rozkazu Kapitana Dowódcy poprowadzę przez najbliższe cztery tygodnie – zakończył wstępną przemowę i zamierzając przejść do rzeczy zapytał – Czy możemy zaczynać?
- Hai – odpowiedzieli zgodnie, chociaż mogłabym przysiąc, iż w głosie Truskawkowego dało się słyszeć nutkę niezadowolenia. Wcale nie uśmiechało mu się wykonywanie poleceń kapitańskich a co dopiero bezczynne siedzenie klepiskiem na ziemi tylko po to aby porozmawiać z zabójcą dusz. Nie wspomnę nawet o zapamiętywaniu formułek do zaklęć. Ale nie Głównodowodzący uparł się by zrobić z niego kompletnego Boga Śmierci. Jedyną pociechą był fakt, że miał obok siebie Yukiko, którą powolutku, podświadomie zaczynał traktować jak kogoś więcej niż tylko przyjaciółkę – Jesteśmy gotowi.
- Na początek nauczycie się medytacji zen. Będącej sposobem nawiązywania dialogu ze swoim Zanpakutō, używanej nim jeszcze powstało Soul Society. Usiądźcie na ziemi w siadzie skrzyżnym i połóżcie wasze katany na kolanach. Przymknijcie powieki i udajcie się w podróż do wewnętrznego świata.
Oboje usiedli na trawie i zamknęli oczy, starając się skupić na jak najlepszym wykonaniu zadania. Zupełne „odcięcie” się od otaczającego ich życia nie należało do najprostszych zwłaszcza w takim miejscu jak Dwór Czystych Dusz, gdzie w każdym jego zakątku czuć każde nawet najsłabsze reiatsu. Szczególne problemy miał z tym młody Kurosaki, który choć bardzo się starał nie mógł skontaktować się ze staruszkiem, który nie wiem czy to złośliwie czy też wręcz odwrotnie nie chciał pisnąć słówka.
- Tak się nie da! – krzyknął rozeźlony – Wkurza mnie to wszystko.
- Powinieneś lepiej przyłożyć się do swojego zadania, nie możesz się rozpraszać – odparł chłodno kapitan Kuchiki - Skup się porządnie.
- Zejdź ze mnie Byakuya. Do tej pory rozmawiałem z staruszkiem Zangetsu wyłącznie podczas walki, więc nie dziw się, że mi nie wychodzi.
- Trochę szacunku Kurosaki Ichigo – szlachcic skarcił ucznia, który jak to miał w zwyczaju do każdego i zawsze zwracał się po imieniu. Bez względu na to czy to kapitan, porucznik w Soul Society czy też ktokolwiek inny taki już po prostu
był – Miej na uwadze do kogo się zwracasz, nie życzę sobie byś mówił mi per „Byakuya”. A teraz spróbuj jeszcze raz. Zjednocz się ze swoim mieczem, a powinno się udać.
- Dobra rozumiem – nastolatek przywdziewając na twarz naburmuszoną minę posłusznie wykonał polecenie. Ponownie rozsiadł się na podłożu i oddał się medytacji. Kolejna próba okazała się dla niego pomyślna, tym razem udało mu się nawiązać kontakt z pogromcą dusz i rozpocząć nader dziwną rozmowę, której treści nie nadmienię z powodu oczywistego, sam Zastępczy się na to nie zgodził. Zostawmy go tymczasem w spokoju i przejdźmy do niebieskookiej znanej wam dobrze osóbki. Powoli wraz córką kapitana ósmej Gotei zaglądamy w niezwykły dla nas świat, śnieżną krainę, w której mieszka śniegowa pani. Zamieszkuje go jeszcze jedna postać – jak dotąd – uśpiony demon. Tak to Hollow. Zdecydowanie jest nią pusty, mający niegodziwe plany. Wewnętrzny obraz duszy zdaje się być podobnym do tego jakim po raz pierwszy go ujrzała. Jednak nie dajcie się zwieść temu wrażeniu.
- Shirahime – zawołała głośno. Odpowiedziało jej głuche echo – Hej, Shirahime, gdzie jesteś. Powiedz coś proszę. To przestaje być zabawne – ta sama reakcja, a właściwie jej brak. Niepokój przeradzał się powoli w strach, a oczy brązowowłosej błądziły, wśród bieli śniegu próbując usilnie odnaleźć Białą Księżniczkę. Odnajdują jednak czarny złowrogi cień. W ciszy wychodzi na „scenę” kobieta o porcelanowo białych licach, kropla w kroplę taka sama co ta widziana w lustrzanym odbiciu. Jest właściwie fizycznie identyczną kopią swojej żywicielki. Ich twarze przeplatają się, by chwilami zapomnieć o delikatnym podziale ról, jakby ktoś zakpił z postrzegania prawdy. Ona spogląda w życie ze swoim ironicznym uśmieszkiem. Nie boi się wyciągnąć dłoni po to co uważa za swoje. Patrzy przed siebie i emanuje z niej siła.
- Witaj moja droga – przywitała się - Jestem Nova. Odkąd zostałam stworzona dla ciebie czekałam naszego spotkania, ponieważ tak długo widywałyśmy się tylko w lustrze, ale wreszcie udało mi się tutaj dotrzeć.
- Nova? – spytała zaskoczona szatynka – Zatem ty jesteś zjawą, która ostatnio mi się ukazała, to by przynajmniej wyjaśniało moje omamy. Nie wiem po co tu przyszłaś i czego chcesz, w każdym razie żegnam bo nie potrzebuje w mojej duszy pasożyta.
- A więc się zorientowałaś – odpowiedziała uśmiechając się szyderczo pusta – „Czego chce?” powiadasz? To proste pragnę zająć twoje miejsce – odparła ze spokojem tak jak gdyby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie – Ale nie bój się, nic ci nie zrobię. Przynajmniej nie teraz – powiedziała ironicznie widząc przerażenie w oczach "ofiary"– Dziś przyszłam się tylko przywitać. Wkrótce znowu się spotkamy a wtedy… - mara śmieje się uśmiechem zdobywcy, pogromcy bogów i odchodzi bezszelestnie tak jak się pojawiła zostawiając zszokowaną nastolatkę samą sobie. Ma jeszcze czas, nim w pełni się przebudzi.

~*~
Bakudō no Rokujuuichi – Rikujōkōrō – Droga wiązania numer 61 - sześciopromienne więzienie
LAYOUT BY OKEYLA