czwartek, 23 maja 2013

Rozdział IV " Ty jesteś przyczyną całego tego zamieszania w Karakurze "


Wreszcie wróciłam. Przepraszam za tak długą nieobecność, ale wierzcie lub nie miałam natłok obowiązków zarówno tych szkolnych jak i domowych. W każdym razie oddaje w wasze łapki nowy rozdział i zapraszam do czytania. Enjoy!
***

 - Jak się czujesz?
 - Jest lepiej dziękuję. – Powoli podniosła się do siadu – Czy teraz mi wszystko wyjaśnisz? – Wskazała na trójkę przyjaciół przyodzianych w zaszczytne, czarne szaty Bóstwa Śmierci dając dokładniej do zrozumienia cóż ma na myśli. Histsugaya skinął twierdząco głową i rozpoczął magiczną opowieść o jego świecie. Opowieść o miejscu zwanym Społeczeństwem Dusz, zwyczajach i prawach tam panujących, Gotei 13, Pustych, Hueco Mundo, Reiatsu i zdrajcach Społeczności Dusz, którą Kuchiki wzbogaciła o swoje ilustracje. Yukiko zaś słuchając tej niezwykłej historii wpatrywała się w turkusowe oczy kapitana. Oczy tak zimne – lód tam, gdzie powinno być szczęście. – Trudno mi w to uwierzyć. – Podjęła, gdy tylko chłopak zamilkł oczekując reakcji z jej strony. Cała ta opowiastka o ich kraju wówczas zdawała się nie posiadać w sobie najmniejszej odrobiny realizmu. Być fantazją nie mają prawa zaistnieć w jej ludzkiej rzeczywistości. A jednak istniała. – Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że naprawdę może istnieć coś takiego, jak shinigami. Dotąd sądziłam, iż to jedynie bajki wymyślone przez mamę.
- Dzieciaku widzisz duchy, a nie wierzysz w egzystencję Strażników Śmierci. – Bardziej stwierdził niżeli zapytał – To niedorzeczne.
- Może dla ciebie Tōshirō -kun, ale nie dla mnie. Tak się składa, że nigdy przedtem nie widziałam żadnego Boga Śmierci. Poza tym niewierze w rzeczy, których nie widzą inni. No i nie mów do mnie „dzieciaku”. Nazywam się Nakatomi Yukiko.
- Od dawna posiadasz taką wysoką świadomość duchową? 
Pytanie to niezwykle ją zaskoczyło i nie bardzo wiedziała, jak na nie odpowiedzieć.
- Odkąd tylko sięgam pamięcią byłam świadoma tego, co się wokół mnie dzieje, jeśli o to pytasz. – Odparła po chwili namysłu. – Zawsze potrafiłam dostrzec zwyczajne dusze oraz zjawiska, których nie da się logicznie dla zwykłego człowieka wytłumaczyć. Jednakże kilka dni temu nieco się zmieniło. Wciąż widzę cienie zmarłych niemniej z tą różnicą, że teraz zaczęły przychodzić do mnie na "pogawędkę". Mimo, iż wciąż je egzorcyzmuje one i tak wracają zupełnie, jakby coś je przyciągało.    
- Rozumiem. Wygląda na to, że zagadka sama się rozwiązała. – Powiedział do siebie młody kapitan. Dostrzegając utkwione w nim spojrzenie nastolatki wyjaśnił – Twoja energia ducha stoi na bardzo wysokim poziomie, a wnioskując z twoich słów w ostatnim czasie musiał nastąpił jej nagły wzrost. Następstwem, czego były kręcące się wokół twej osoby plusy, nadmierna liczba pojawiających się w mieście horō oraz atak jednego z nich skierowany na ciebie. Dlatego sądzę, że właśnie ty jesteś przyczyną całego tego zamieszania w Karakurze. – W pokoju na kilka minut zaległa cisza. Yuki potoczyła wzrokiem po twarzach zebranych. Chociaż często upływ czasu zaciera wspomnienia szczególnych chwil, do dziś widzę wszystkich bardzo wyraźnie. Ichigo zatracony gdzieś w innej rzeczywistości spoglądał na swoje splecione dłonie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż słowa Hitsugay’i są aż nadto prawdziwe. Tylko, dlaczego tak trudno mu było przyjąć je do wiadomości? Może, dlatego, że chodziło o bliską mu przyjaciółkę. O przyjaciółkę, której życie lada moment za sprawą małego Kapitanka zostanie wywrócone do góry nogami i raz na zawsze odmieni swój bieg. Rangiku i Rukia, również nie szczególnie paliły się do dalszej rozmowy.
- Przepraszam, ale chyba na mnie pora. – Przerwała ciążącą wszystkim ciszę – Nie chcę sprawiać wam więcej kłopotów. Jeszcze raz arigatō za pomoc Hitsugaya – san. – Wstała z prowizorycznego posłania i zakładając wcześniej leżące nieopodal buty skierowała się w stronę fusuma.
- Nie powinnaś teraz wychodzić. – Zza pleców dobiegł ją głos białowłosego, który koniecznie chciał ją odwieść od wyjścia na zewnątrz. – Jeszcze chwilę temu byłaś nieprzytomna.
- Ale ja naprawdę muszę. Poza tym nic mi nie jest. – Wciąż upierała się przy swoim. Nikt nie będzie jej mówić, cóż ma robić. No, a na pewno nie on. Wyciągnęła dłoń, aby otworzyć rozsuwane drzwi, gdy niespodziewanie białowłosy przy pomocy shunpo zagrodził jej drogę.
- A jeżeli sytuacja z popołudnia się powtórzy? Co wtedy zrobisz? – Użył bardziej przekonujących argumentów. Mając świadomość czyhającego tuż za rogiem niebezpieczeństwa nie mógł pozwolić brązowowłosej tak po prostu odejść. Przecież jest Bóstwem Śmierci, którego zadaniem jest również ochrona ludzi. – Co zrobisz, jeśli nikogo z nas nie będzie w pobliżu?
- Poradzę sobie. Nogi mam sprawne – widzisz. - Uniosła do góry jedną z kończyn i pomachała sopelkowi przed nosem. Mimo wszystko nawet to nie przekonało go choćby w najmniejszym stopniu. Nadal stał niewzruszony nakłaniając nastolatkę do pozostania w obrębie sklepu kapelusznika. Niestety bezskutecznie. Ta „miła” rozmowa zaczynała powoli zmierzać donikąd.
- Zgoda. Skoro chcesz wrócić do domu to bardzo proszę, lecz pod warunkiem, że pójdzie z tobą moja porucznik. – Nie mając lepszego pomysłu postanowił pójść na kompromis. – Przynajmniej będę miał pewność, że będziesz cała i zdrowa.
- Aho! – Krzyknęła. Wcale nie uśmiechało jej się przebywanie pod jednym dachem z całkiem obcą osobą. Zresztą niby, czemu, by miało. – Odbiło ci! Mowy nie ma! Po pierwsze nie będę mieszkała z Strażniczką Śmierci, której w dodatku nie znam, a po drugie nie jestem dzieckiem, żeby mnie pilnować! Jasne Shirō - chan?!  
- Przestań wreszcie zachowywać się jak rozkapryszony bachor! – Rzucił ostro, wytrącony z równowagi bezmyślnym zachowaniem szatynki. – Aż tak bardzo chcesz  posłużyć za kolację kolejnemu z pustych?! Zdaje się, że nie w porę. I dla ciebie Kapitan Hitsugaya! - Fala gniewu Tosia szybko opadła. Ostry ton zastąpiła ugodowa nuta, którą często słyszałam, podczas jego rozmów z panią vice-kapitan. – Zrozum to dla twojego dobra.
- Ech. – Westchnęła zrezygnowana. Nigdy nie lubiła korzystać z pomocy innych. Być od nich zależną i sprawiać, żeby poświęcali dla niej swój cenny czas, choć zupełnie niniejszego nie potrzebowała. Taka po prostu była. Nic nie mogło tego zmienić. – No, niech będzie. Zgadzam się na współlokatorkę.
~*~

- Masz do dyspozycji kuchnię, salon i łazienkę. – Zakreśliła koło po pomieszczeniach – Twój pokój będzie na górze naprzeciw mojego. Jeśli będziesz czegoś potrzebować wiesz gdzie mnie 
szukać. - Zrobiła krok na przód zamierzając udać się do swojej sypialni kiedy do jej uszu dotarło pytanie Bogini Śmierci.
- Skąd masz to zdjęcie? – W jednej chwili wszędobylska blondynka znalazła się przy szafie z szufladami trzymając w dłoni jedną z kilku stojących na niej fotografii. W klatce nieuchronnego czasu na tle kwitnącej śliwy uwieczniony został młody, brązowowłosy mężczyzna. Przyodziany w tradycyjne japońskie kimono leżał beztrosko wygrzewając się w wiosennym słońcu. Wyglądał całkiem
 znajomo. – Ten mężczyzna…
- To pamiątka rodzinna. – Stanęła i spojrzała na nią przez ramię - Jedyna, jaką mam po tacie. Coś jeszcze chcesz wiedzieć? Jeżeli nie, to do jutra. – Zostawiając zdziwioną Matsumoto samą sobie udała się do pokoju. Jak tylko zamknęła za sobą podwoje rzuciła szkolną torbę na obrotowe krzesełko i zmęczona położyła się na łóżku. Jeszcze przez krótką chwilę zanim usnęła rozmawiała z księżycem niczym zupełnie jak niegdyś w dzieciństwie. Wraz z swym krągłym „przyjacielem” zastanawiała się nad wydarzeniami mijającego dnia. Zastanawiała się, dlaczego o wszystkim jej mówili przecież jest człowiekiem niemającym zupełnie nic wspólnego z ich światem. Czy, aby na pewno? Zresztą równie dobrze mogłaby być ich wrogiem i stanąć po drugiej stronie barykady. Czy wtedy stała, by się od razu gorszą? Czy wówczas też, by jej o tym opowiedzieli?  Chyba wolała nie szukać odpowiedzi.

~*~

Słońce wschodzi wysoko ponad chmury. Wróbel piórka z rosy otrzepuje razem z mieszkańcami Karakury do nowego dnia się szykuje. Yukiko wciąż jeszcze zaspana podeszła do okna, ażeby zaraz otworzyć je na oścież i zaczerpnąć nieco świeżego powietrza.
- Zapowiada się piękny dzień. – Pomyślała uśmiechając się do siebie, kiedy zauważyła pożeracza dusz, który postanowił zapolować na małego mononoke. Malec biegł ile sił w nogach desperacko próbując ucieczki. Potwór również nie próżnował. Zadowolony z wynikłej „zabawy” zbliżał się coraz szybciej, aż w końcu schwytał duszę w swym śmiercionośnym uścisku. Ściskał mocniej i mocniej najwyraźniej chcąc zgnieść swą ofiarę. Yuki widząc rozgrywającą się tuż przed domem dramatyczną scenę postanowiła działać. Kierowana instynktowną reakcją sięgnęła po spoczywającą na stojaku nieopodal okna katanę i wybiegła na zewnątrz. Katanę, która kryje w sobie coś więcej niż tylko zwykłą ozdobę. Coś czego chyba nikt nie śmie przypuszczać. A na pewno nie jest w stanie tego przewidzieć  bohaterka tej opowieści. Głęboko wierząc w słuszność swoich poczynań ruszyła, by stoczyć bój z potężnym przeciwnikiem. Z przeciwnikiem czerpiącym swą siłę z odwrotnej strony magii - ciemnej i złej. Zwinnym ruchem wyskoczyła w górę próbując uderzyć całą swą siłą w tułów - nie udało się nawet go zadrasnąć.
- Niemożliwe…  Ani śladu?! – Zdziwiona zeskoczyła na ziemię. Wówczas jeszcze wierzyła, że tak, zwycięży horō, jednakże nic bardziej mylnego. Nie tędy droga. Takim sposobem nie pokona takiego wroga. Dlaczego? Ponieważ Pusty wciąż stoi niewzruszony i niebywale rozbawiony naprzeciwko, naszej bohaterki nawet nie zadrapany. Nie ruszył się, ani o milimetr, przenikał ją wzrokiem, ażeby w końcu przemówić:
- Jesteś cholernie słaba. Nawet mnie nie zraniłaś. W ten sposób nigdy mnie nie pokonasz. Chciałem najpierw pożreć tego dzieciaka, lecz jeśli chcesz  zginąć pierwsza to żaden problem. Tym bardziej, że pachniesz nawet o wiele smaczniej. Szykuj się na śmierć.
 - To nie może dziać się naprawdę. Kuso! Jeśli tak dalej pójdzie… Proszę niech ktoś nam
pomorze. -  Z przerażeniem wymalowanym na twarzy wpatrywała się w postać ogromnego hollow’a. Doskonale zdając sobie sprawę z faktu, iż właśnie przegrała. Gdy już myślała, że tym razem nie uda jej się z tego wykaraskać zjawiła się lekko podchmielona porucznik dziesiątego oddziału wraz z Ichigo. Musieli działać szybo i mieli pełną tegoż świadomość.  Nie tracąc czasu fukutiachiō rzuciła czar wiążący skutecznie unieruchamiając bestię. Kurosaki zaś wyskoczył ku górze i błyskawicznym machnięciem swojego ostrza odciął łapę potwora wciąż usilnie trzymającą malca. Ten zawył i znikł.
- Jesteś cały? – Zastępczy kucnął przed chłopcem.
- Tak onii - san…- Powiedział cicho wciąż ocierając spływające po policzkach łzy.  
- To dobrze. No już rozchmurz się. – Poczochrał go po blond włoskach – Od teraz wszystko będzie w porządku wyślę cię do Soul Society. Do miejsca zamieszkanego przez dusze. Tam nic ci nie grozi. – Zapewnił malucha i rękojeścią swego zanpakutou dotknął czoła dziecka. Na nim zaś pojawił się świecący znak. Znak symbolizujący przejście do dusz świata, który zmienił chłopca w pięknego, czarnego motyla wzlatującego ku niebu. W tej samej chwili stwór powrócił.
- Uciekaj Yukiko! - Krzyknęli oboje bogowie śmierci. – My się nim zajmiemy.
- Gomen ne, Ichi, Rangiku - san. Nie będę uciekać. Nadal mam tutaj coś do zrobienia. Zobaczysz, dam z siebie wszystko.
- Zamiast gadać od rzeczy pospiesz się i uciekaj. – Ponaglał Truskawek – Zrozum wreszcie, że nie masz z nim szans. – Mówił blokując jednocześnie kolejne uderzenie bestii – Twoje poświęcenie wcale mnie nie uszczęśliwi. Poza tym będziemy mieć kłopoty, jeśli tu zginiesz. – Wypowiadając te słowa zrobił coś, czego nie powinien robić żaden będący w trakcie walki Bóg Śmierci, a mianowicie odwrócił się w stronę przyjaciółki. Chwila nieuwagi i... Kolejny atak posłał go na ziemię powodując tym samym, iż Zangetsu wypadł mu z ręki.
- ICHIGO!!! - Krzyknęła zastępczyni Hitsugay’i i ruszyła, ażeby pomóc przyjacielowi. Niespodziewanie tuż przed nimi ku ich wielkiemu zaskoczeniu pojawiła się młoda Nakatomi. Jednak była inna niż zazwyczaj. Długie, brązowe włosy falowały pod wpływem wzrastającej energii duchowej, o jaką można by jej nie podejrzewać. Niebieskie zawsze śmiejące się oczy teraz niczym stal zimne. Dziwna i tajemnicza zrazem moc wypełniała całe jej ciało. Moc dawno uśpiona - dziś wyrywającą się spod władania ograniczającej pieczęci. Wzniosła się w powietrze i w sekundzie znalazła się na barkach chimery. Zgrabnym ruchem przecięła ją  wpół, a ta zniknęła bez śladu. Szybko wróciła na ziemię i stojąc obok Kurosakiego i Matsumoto powiedziała: Ichigo wa watashi ga mamoru. 
Przestała być tylko tłem dla aktorów tego przedziwnego spektaklu.
~*~ 
onii - san - starszy brat
gomen ne - przepraszam 
wa watashi ga mamoru - będę cię chronić 
LAYOUT BY OKEYLA