czwartek, 1 grudnia 2016

Rozdział XI Początek Kłopotów

Wracam po ponad rocznej nieobecności na blogu. Przez ten czas wiele się zmieniło w moim życiu, a właściwie moje życie niczym głównej bohaterki tego opowiadania zostało wywrócone do góry nogami.

~*~

Srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie półksiężyca - zwykła kobieca ozdoba. Zwykła jednakże niezwykła. Niezwykła, ponieważ ma w sobie ukrytą moc dzięki, której ona szpieg władcy Las Noches niewidoczna dla ludzi i Bogów Śmierci spędziła wiele godzin w sklepie Kapelusznika przeszukując kolejne teczki w całości wypełnione starymi, zalegającymi od kurzu dokumentami. Szukała czegoś, co pomogłoby jej potwierdzić pewne informacje dotyczące hōgyoku. Wreszcie znalazła. Czytając pożółkłe ze starości zapiski, które zapewne były kapitan zabrał ze sobą opuszczając Społeczność Dusz, w końcu odnalazła odpowiedź na nurtujące ją pytanie.
- Aizen – sama będzie ze mnie dumny. - Uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem.

~*~

Sala audiowizualna Hueco Mundo. Na ścianach po lewej i prawej stronie znajdowały się marmurowe „malowidła" - kawałki marmuru, odsłaniające ukryte krajobrazy, przesłonięte chmurami góry na tle letniego nieba do złudzenia przypominające te z ludzkiego świata. Wewnątrz niej na rzeźbionym w kamieniu fotelu zasiadał nie kto inny jak Aizen Souske – władca pustego świata.
- Panie, informuję, że odkryłam kilka istotnych faktów. - Masywne, białe drzwi skrzypnęły cicho, a do pomieszczenia weszła młoda, średniego wzrostu dziewczyna. Miała na sobie szarą plisowaną spódniczkę i ciepły, brązowy sweterek z wyszytym emblematem pewnego liceum. - Wszystko wskazuje na to, że twoje przypuszczenia się potwierdziły. W swych starych notatkach Urahara – san jasno stwierdza, że na Hōgyoku nałożone zostało ograniczenie uniemożliwiające mu pełne przebudzenie. Wspomina też o artefakcie, który może mieć istotny udział w uwolnieniu jego pełnej mocy.
- Doskonale się spisałaś moja droga. - Uśmiechnął się ciepło zakładając nogę na nogę – Dopilnuję aby nie ominęła cię zasłużona nagroda.
- Dziękuję, Aizen – sama.

~*~

Miesiąc dokładnie tyle czasu upłynęło od kiedy to Yukiko za sprawą Kapitana Hitsugay’i wkroczyła w świat tak niesamowicie różniący się od tego jaki znała na co dzień. W świat, w którym znane nam prawa fizyki
nie do końca muszą być respektowane. W rzeczywistość, w której najwyższą potęgą są słowa drzemiące
w nieludzkiej duszy.

Wiatr porywa do tańca drobne płatki sakury. W herbacianym pawilonie siedzi piękna młoda kobieta ubrana w brzoskwiniową yuaktę. Tego dnia jak co roku uczestniczyła w spotkaniu miłośników ceremonii herbacianej. Obok niej siedział znajomy mężczyzna ubrany w zwyczajne czarne kimono przewiązane niebieskim obi z nałożonym na nie różowym płaszczykiem w kwiatki. Miał długie brązowe włosy związane w kucyk błękitną gumką. Na głowie nosił charakterystyczny, słomiany kapelusz. W pewnym momencie zdjął stożkowate nakrycie głowy i gładząc jej powoli nabierający kształtów brzuszek rzekł z uśmiechem: „Nasza córeczka będzie tak samo piękna jak jej matka."
Sen się zmienia. Wszystko znika. Nastaje ciemność, z której wyłaniają się niejednolite obrazy by powolutku uformować się w jedną całość przedstawiającą ubogą wioskę wyglądem przypominającą taką jak budowane w starożytnej Japonii,w czasach gdy ludzie wierzyli jeszcze w bogów innych niż technika i postęp. W oddali można dojrzeć rozbity obóz niespodziewanie przed nim pojawia się kobieta, jej matka którą widziała wcześniej siedzącą w ogrodzie. Wygląda nieco inaczej, w jej oczach maluje się złość przybierająca barwę żółtych tęczówek demona i szaleńczego uśmiechu. Ma na sobie zakrwawione czarne kimono, na lewym ramieniu nosi opaskę vice-kapitana zaś w prawej ręce dzierży katanę. Natychmiast okrążają ją wybiegający z namiotów bogowie śmierci.
- Kapitanie to ona to ta kobieta zaatakowała porucznika piątej dywizji!
- Nie wiem czy ona jest tą osobą czy też nie, ale jedno wiem na pewno zginiemy jeśli nie podejmiemy walki.
Nagle białowłosa rzuciła się do ataku. Zaczęła się niekontrolowana rzeź. Zewsząd dochodziły nieustające odgłosy walki, jęki konających oraz rannych. Wszędzie była krew. Mnóstwo krwi. Zakrwawione ciała niewinnych mieszkańców rukongai – niezliczonych ludzkich dusz.

Yukiko zerwała się gwałtownie z łóżka, oddychając ciężko. Była cała zlana zimnym potem, nie umiała wyrzucić z głowy tego przerażającego obrazu. Wsparła głowę na dłoniach i przymknęła powieki. Wiedziała, że już nie zaśnie zresztą nawet nie chciała już spać, bała się, że sen powróci.
- To tylko zły sen nie ma się czego bać. Czy aby na pewno? Nie. – Potrząsnęła głową chcąc odgonić czarne myśli – To wyłącznie zły sen przecież mama nie mogła by zrobić czegoś takiego, nie potrafiła by zranić kogokolwiek, a co dopiero zabić bogu ducha winnych ludzi. - Eh, czy ja choć raz nie mogę mieć normalnych snów jak inni ludzie? - zapytała samą siebie, by zaraz zerknąć na stojący obok łóżka budzik, który wskazywał siódmą trzydzieści. Oznaczało to, iż za godzinę rozpoczynają się lekcje i jeżeli nie chce się na nie spóźnić powinna czym prędzej się ogarnąć. Nie mając większego wyboru niechętnie wstała z łóżka, po czym wziąwszy z szafy szkolny mundurek poszła do łazienki. Po wykonaniu porannej toalety stanęła przed lustrem chcąc ostatni raz poprawić swoją idealnie nie idealną fryzurę i w tej chwili krzyknęła przerażona bo miała wrażenie, że zamiast swojego normalnego odbicia zobaczyła coś, co zdecydowanie nim nie było. Ujrzała swoje odwrotne odbicie, gorzko przeinaczony obraz będący postacią o złotych oczach, białej skórze i włosach oraz ubraniu tegoż samego koloru. Ono patrzy na szatynkę z niewypowiedzianą kpiną, zna przyszłość, której sama jej posiadaczka nadała bieg tak wiele dni temu. Jeszcze tylko nikt powiedział naszej bohaterce, że to wydarzenie zwiastowało początek kłopotów. Cofnęła się pod ścianę, przetarła oczy ale już niczego nie zauważyła.
- Co się ze mną dzisiaj dzieje? Najpierw jakiś dziwny sen, a teraz jeszcze to. Nie ma to jak miły początek dnia. - Ponownie niepewnie spojrzała w lustro, lecz tym razem ujrzała jedynie swą własną twarz. - Tak to zdecydowanie wina słodyczy od dziś koniec z jedzeniem ich przed snem. – Usiłowała przekonać samą siebie choć mimo wszystko nie do końca wierzyła w wypowiadane słowa. Wciąż drżącymi ze strachu dłońmi wsunęła luźne kosmyki włosów za uszy, wygładziła mundurek i wyszła spakować książki. Wówczas niespodziewanie usłyszała dźwięk, jakby odgłos kamyka odbijającego się od szyby. Powoli spojrzała przez szybę, zaciekawiona tym kogo sprowadza o tak wczesnej porze i zdziwiona ujrzała dwoje bogów Rangiku wraz z Ichigo, oboje w swej duchowej postaci. Otworzyła okno i od razu pożałowała bo dostała kolejnym rzuconym kamykiem w sam środek czoła.
- Co ci odbiło Ichi, żeby rzucać kamieniami! – Wyglądając przez okno krzyknęła rozzłoszczona na przyjaciela. Ten jedynie uśmiechnął się wesoło w odpowiedzi i wraz z towarzyszką wyskoczył ku górze by po sekundzie znaleźć się przed przyjaciółką. - Miło by było gdybyście choć ten raz weszli kulturalnie, jak zwykli ludzie przez drzwi – rzuciła wpuszczając do swojego pokoju porucznik dziesiątego oddziału i zastępczego boga śmierci.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że to aż taki problem. Jesteś zupełnie niczym Toushiro, on też zawsze robi z niczego problem. W każdym razie nie o tym. Powiedz, czy stało się coś? – zapytał patrząc jej w oczy jak gdyby chcąc coś z nich wyczytać. – Bo nie wyglądasz za dobrze.
- Wszystko w porządku – jej ton wypowiedzi zdawał się potwierdzać tylko teorię Kurosakiego na temat tego, że coś jest nie tak jak trzeba. Zwykle wesoły, pełen życia, a teraz nieobecny i zupełnie różny od jej normalnego głosu - Naprawdę nie musisz się o mnie martwić.
- Muszę bo przecież ślepy nie jestem i widzę, że nic nie jest w porządku. Ale jak nie chcesz to nie mów. Będziesz gotowa to mi powiesz. Zresztą wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć – Ichigo zdawał się domyślać, co się dzieje. W końcu jeszcze całkiem niedawno w jego oczach dało się odnaleźć tę samą pustkę. Pustkę, którą zdołał zdominować dzięki przyjaciołom Kapelusznika – dziś i jego przyjaciołom.
- Wiem i dziękuję Ci za to. –Uśmiechnęła się lekko - A teraz lepiej powiedz dlaczego tu przyszliście o tak wczesnej porze, bo domyślam się, że nie po to, aby porozmawiać o tym czy wszystko u mnie jest ok.
- Toshirou nas przysłał, chce cię widzieć. - Dotychczas rozbawiony głos siedzącego na biurku młodego boga śmierci zastąpiła poważna nuta - Masz spakować najpotrzebniejsze rzeczy i stawić się w sklepie Urahary -
- Nie mam pojęcia, co ten kurdupel znowu wymyślił, ale już wiem, że mi się to nie podoba. - Spojrzała na przyjaciela z niezadowoleniem, ale ten bynajmniej nie wyglądał jakby miał żartować. - Dobrze zaraz się spakuje tylko najpierw zjem bo głodna nigdzie się nie wybieram.
Jak powiedziała tak zrobiła zeszła do kuchni, zajadła szybkie śniadanie i spakowała do torby potrzebne rzeczy. Po dziesięciu minutach weszła na górę kierując się do swojego pokoju gdzie zostawiła Matsumoto i Kurosakiego. Kiedy przekroczyła jego próg ujrzała powiedziała bym bardzo nietypowy widok, a mianowicie szperającą w jej własnych prywatnych szafkach vice-kapitan dziesiątego oddziału. Zgadnijcie czego szukała.
- Możesz mi wytłumaczyć dlaczego grzebiesz w moich szafach? Nikt ci nie mówił, że nie rusza się cudzych rzeczy-spytała srogim tonem młoda shinigami. Jednak tamta milczała nie racząc udzielić odpowiedzi. - Matsumoto Rangiku! - zawołała poirytowana widząc, iż podwładna Hitsugay’i wciąż kontynuuje poszukiwania tego ”czegoś”, wówczas blondynka zamarła w bezruchu. Czyżby sądziła, że postępując w taki sposób Nakatomi jej nie zauważy? Jeśli tak to się przeliczyła.
- Przepraszam. Ja tylko szukałam sake bo mój kapitanek wyrzucił mi większość butelek jakie schowałam w jego gabinecie. Więc pomyślałam, że jak przemycę trochę aqua vitae ze świata żywych to może nikt nie zauważy.
- To mogłaś iść do monopolowego zamiast w moim pokoju poszukiwania urządzać, tak czy inaczej powodzenia życzę bo u mnie alkoholu nie znajdziesz. A teraz chodźcie bo nie mam ochoty słuchać znowu kazania Sopla.

~*~

Od dobrych piętnaści minut cała trójka zwykle wygadanych bogów śmierci szła w milczeniu powolnym krokiem do sklepu ze słodyczami. Zarówno Zastępczy Strażnik Śmierci w Zastępstwie jak i Rangiku odnosili wrażenie, że dziewczyna myślami jest gdzieś daleko tak jakby była pogrążona w innej rzeczywistości.
- Coś taka zamyślona? A może zakochana? – przerwała ciszę pani porucznik
- Ja? Wcale nie jestem ani zamyślona ani zakochana. Zdaje ci się Rangiku – san. – Spojrzała na nią nieprzytomnie niczym mała dziewczynka pełna gigantycznych trosk, czego następstwem było bliskie spotkanie z przydrożną latarnią.
- Rzeczywiście w ogóle nie jesteś zamyślona. - Porucznik dziesiątego oddziału roześmiała się, co siłą rzeczy udzieliło się i dwojgu pozostałym.
Doszli do sklepu ze słodyczami. Weszli do wnętrza budynku a dokładniej do jednego z pokoi, w którym to zawsze blondyn popijał herbatkę po czym zeszli do podziemi. Geta Bōshi siedział na pobliskich skałkach dyskutując zawzięcie o czymś z Abarai'em, Kuchiki oraz małym Kapitankiem.
- Ohayō, Matsumoto -san, Kurosaki – kun i witam Yukiko– chan – przywitał się Kisuke po czym zwrócił się do szatynki – Nakatomi – chan czy domyślasz się, po co wezwał cię Kapitan Hitsugaya?
- Nie mam pojęcia, Urahara – san.
- Dobrze, w takim razie już ci wyjaśniam. – Zaczął kap wachlując się wachlarzykiem – Wczorajszego wieczora Kapitan Hitsugaya dostał nowe rozkazy z Biura Technologii i Rozwoju, w których ty moja droga również zostałaś uwzględniona. Dlatego zgodnie z ich treścią razem z Hitsugay’ą – kun i pozostałymi wyruszysz za chwilę do SS – Zanim młoda Strażiczka Śmierci zdążyła się zorientować były kapitan wyciągnął z kieszeni swojego płaszczyka niebieską rękawiczkę z symbolem czaszki, założył na dłoń i pchnął dziewczynę. Po sekundzie ta stała już w swej duchowej postaci obok dwójki swoich przyjaciół.
- Po pierwsze ile razy mam ci powtarzać byś uprzedzał zanim to zrobisz! Przestaje mnie już bawić każdorazowe lądowanie tyłkiem na ziemi. A po drugie to widzę, że dalej moje zdanie macie gdzieś. Miło nie ma co. Nawet nie raczyliście zapytać czy chcę tam pójść! – odpowiedziała ze złością w głosie.
- Oj nie złość się już tak kochanieńka, a lepiej choć pożegnać się z wujkiem Kisuke – Mężczyzna zaczął niebezpiecznie zbliżać się do swojej uczennicy z otwartymi ramionami i zamiarem jej wyściskania głupkowato się przy tym uśmiechając. Jednakże szybko z tego zrezygnował widząc drgającą brew Truskawkowego. – Jednak po głębszym zastanowieniu myślę, że możemy zostać przy tradycyjnym pożegnaniu – Odsunął się na znaczną odległość – Tak więc na razie. – Pomachał na pożegnanie i ruszył ku wyjściu.
- Już czas, idziemy i tak straciliśmy za dużo czasu – Rozkazał dziesiąty Kapitan - Matsumoto otwórz przejście.
- Tak, Kapitanie – Rangiku wyciągnęła przed siebie katanę i wbiła w powietrze, by zaraz przekręcić ją niczym klucz w niewidzialnym zamku. Najpierw pojawił się błękitny pionowy słup światła sięgający do samej ziemi, który po chwili stał się bramą. Kobieta schowała swój miecz, a z wnętrza naprzeciw nim wyleciały piekielne motyle. Jeden po drugim kolejno znikali we wnętrzu Senkaimon by wkroczyć do odseparowanego świata.
Szli długim ciemnym tunelem, a świeżo upieczona boginii śmierci z każdym stawianym krokiem czuła się coraz bardziej niepewnie. Powoli ogarniał ją strach przed nieznanym jej światem. Odruchowo chwyciła Kurosaki’ego za dłoń chcąc dodać sobie otuchy. Co oczywiście sprawiło, iż ten natychmiastowo oblał się rumieńcem.
- Co jest? – zapytała Yukko - Nic, się nie stanie jak się tak przejdziemy prawda?
- Nie ma mowy! – zabrał z powrotem rękę.
- Ale się czerwienisz. Jeszcze niedawno nigdzie nie wychodziłeś, dopóki nie trzymałam cię za rękę i nie prowadziłam.
- Wtedy byliśmy jeszcze dwunastoletnimi dziećmi z podstawówki.
W tym momencie nastoletnia bogini śmierci kątem oka dostrzegła jakieś dziwne żółte światło i coś wyglądającego jak powiedzmy tramwaj.
- Hej, Ichigo może to nie najlepszy moment, ale zdaje mi się, że coś nadchodzi.
- Co też znowu nadcho… – Chłopak przystanął i odwrócił aby zobaczyć to o czym mówi przyjaciółka. Prosto na nich zmierzał Goutotsu - czyściciel, który ukazuje się raz na siedem dni. Od niego dzieliły ich dosłownie centymetry.
- Czemu akurat dzisiaj. - Bogowie Śmierci rzucili się do szaleńczego biegu. Stwór coraz bardziej się przybliżał, byli już prawie przy końcu drogi kiedy młoda shinigami upadła z impetem na ziemię jak zwykle potykając się o nic. Widząc to Kurosaki zawrócił, wziął ją na ręce aby przy pomocy migoczącego kroku, dotrzeć w ekspresowym tempie na drugą stronę. Oboje zgrabnie wylądowali na jednej z uliczek Dworu Czystych Dusz podobnie jak pozostali. Dookoła nich rozciągało się morze białych budynków o pomarańczowych dachach, miasto – potężne i bogate miasto dusz szczęśliwych. Gdzieś w oddali można by rzecz wyrastała niczym niezdobyta góra niebosiężna biała wieża.
- Jesteś cięższa niż na to wyglądasz odango atama. – Powiedział Ichi stawiając na ziemi koleżankę choć dobrze wiedział, że to wywoła kolejną widowiskową kłótnie w ich wydaniu. Nie dlatego, że go irytowała wręcz przeciwnie lubił patrzeć na nią kiedy się złości, choć nie wiedział jeszcze dlaczego. - Za dużo wpieprzasz czekolady. Naprawdę jeśli będziesz dalej tyle jeść zmienisz się w prawdziwą pyzę. – Zakpił.
- Stąpasz po cienkim lodzie truskawkowy łbie i odczep się od mojej czekolady. - Mordercze spojrzenie natychmiast zostało ku niemu posłane. – Mam ci przyłożyć?
- Nie wiedziałem, że potrafisz.
Kurosaki dostał od przyjaciółki po głowie, co jak zwykle nie zostało bez odpowiedzi z jego strony. Bez chwili zastanowienia odpłacił jej tym samym i już po chwili zaczęli się przedrzeźniać niczym małe dzieci. Zaprawdę powiadam wam to przedstawienie trwało by dłużej i kto wie jak by się skończyło gdyby nie interwencja pewnej osoby.
LAYOUT BY OKEYLA