niedziela, 12 listopada 2017

Rozdział XIV Pan Hueco Mundo


Opuszczając swe rodzinne miasto przy akompaniamencie wiejącego wiatru wąską, wybrukowaną małymi kamykami dróżką podąża młoda, rudowłosa kobieta hojnie obdarowana przez naturę. Zazwyczaj ubrana w szkolny mundurek jednak dziś miała na sobie dość niezwykłe jak na nią ubranie – ciepły,wełniany sweterek w odcieniu różu oraz czarne rurki. Niezwykła była również okazja, dla której inaczej się ubrała. Tak już zdecydowała, postanowiła stanąć po przeciwnej stronie barykady, dołączyć do królewskiej armii i przestać być postrzeganą jako słaba, wątła dusza. Pospiesznym krokiem dociera wprost nad rzekę Kiso ku miejscu wyznaczonego spotkania. Teraz tylko lekko kołyszący się most dzielił ją od spoczywającego na jakimś wyżłobionym kamieniu siudmą espadę, która jej wyczekiwała.
- Przepraszam, że czekałaś – Orihime uśmiechnęła się stawiając ostatnie kroki na drugim brzegu – Ale musiałam zamknąć drzwi od przeszłości by móc zacząć wszystko na nowo.
- Wystarczy tej gadaniny kobieto, nie interesuje mnie twe nędzne istnienie. Idziemy Aizen-sama czeka – powiedziała szorstkim tonem, następnie pstryknęła palcami, a tuż nad nią pojawiła się wąska linia, która po chwili stała się czarną niczym smoła gargantą. Obie kolejno jedna po drugiej weszły do środka, aby zaraz zniknąć w przerażającym mroku. Szły w milczeniu długą, białą ścieżką zbudowaną z cząsteczek duchowej energii w otaczających je ciemnościach, im bliżej były wyjścia tym bardziej zastanawiało naszą „księżniczkę” jaki jest tamten świat. Czy choć odrobię przypomina ten ludzki, który dotychczas znała? Czy spotka tam choć jedną przyjazną duszę?
- Nee Luna – san jakie ono jest to całe Hueco Mundo? – zapytała zaciekawiona, na co podwładna Aizena widocznie się skrzywiła. Najwyraźniej nie była zachwycona na myśl o rozmowie z tym irytującym do granic możliwości ludzkim bytem.
- Nie odnajdziesz tam nic ludzkiego, nie ma w nim żadnego znajomego ci wrażenia. To miejsce, gdzie wszystko tworzy niedookreślone połączenie kiczu i doskonałości, gdzież gusta i wyobrażenia naszego pana zlewają się w jedność, a życie jest niekończącą się grą o przetrwanie.
Przez kilka następnych minut ich wspólnej wędrówki żadna ponownie nie zabrała głosu. Żadna nawet nie zerknęła na drugą. Ledwie opuściły przejście między światami, a już stanęły u potężnych wrót białego pałacu króla, zamku będącego chorym rojeniem dziecka, które zaczęło składać swoje wyobrażenie z pojedynczych chwil i obrazów. Nastolatka poczuła lekki niepokój. Spojrzała na towarzyszkę tak jakby to w niej zamierzała się doszukać tych ludzkich słów otuchy. Jednak ta nie zważając na nic pchnęła masywne drzwi by po krótkiej chwili marszu plątaniną ponurych korytarzy doprowadzić nastolatkę do jednej z obszernych sal przed oblicze największego wroga Soul Society, pana i władcy pustego świata, który mianował siebie bogiem siedzącego na samym jej środku w marmurowym tronie. Wokół pańskiego tronu, pośród białych smug, nie zarysowanych do końca kontur, wykwitają arrancarzy - postacie ostro nakreślone i kryjące w sobie cząstkę humanizmu. Chciałoby się powiedzieć, że są jak róże wyrosłe na niesprzyjającym gruncie, ale aż tak nie można ich wybielić – są w jakiś sposób nieodłącznymi dziećmi swojego świata. Może tylko troszkę bardziej do nas podobni.
- Zbliż się Orihime – spokojny głos Aizena rozniósł się po pomieszczeniu. Inoue niepewnym krokiem podeszła do tronu, w końcu śledziło ją wiele par oczu, żadne z nich przyjazne, wszystkie pragnące wykorzystać jej byt do swoich celów. Z lekką obawą skłoniła się nisko swemu nowemu zwierzchnikowi - Witaj w swoim nowym domu. Rad jestem, iż przystałaś na moją propozycję, dlatego jako dopełnienie naszej współpracy chciałbym abyś podpisała obustronnie zobowiązujący kontrakt – tkająca księżniczka przytaknęła na znak, że rozumie, a upadły shinigami skinął na Ulluqiorę, czwartego espadę o ciągle skrytych oczach. Ten zaś podał dziewczynie zwój i złote pióro, które znajdowały się na srebrnej tacy trzymanej w jego dłoniach. Płomiennowłosa rozwinęła traktat i przeciągnęła wzrokiem po następującej treści:
„Z ludzką duszą Inoue Orihime zawarłem względem uzyskania pożądanej przez nią mocy w moim zamku Las Noches dobrze przemyślany kontrakt na czas zimowej bitwy w Karakurze i po niej w następujący sposób: Kobieta zobowiązuje się wypełniać wszystkie moje rozkazy i uznać me zwierzchnictwo, a w zamian ja Aizen Sousuke dotrzymam mojej części traktatu” - Co dziwniejsze nie odnalazła tam jak się tego spodziewała niczego co traktowało by o cenie jaką miała zapłacić za możliwość spełnienia swojego życzenia. A przecież jak świat światem wiadomo nie ma nic za darmo ,a już na pewno nie z rąk zdrajcy Społeczności dusz.
- Gdzie jest haczyk? – spytała podejrzliwie.
- Haczyk? Czyżbym był, aż tak bardzo przewidywalny – na jego twarz wstąpił chytry uśmieszek kryjący w sobie coś więcej niżeli opętaną żądzą władzy dusze – Jednakże zgadza się jest coś jeszcze. Będziesz musiała zabić przyjaciół swych dla swego idealnego marzenia. Przyjmujesz ten warunek? – zdrajczyni zawahała się przez chwilę. Właśnie zdała sobie sprawę z tego jak lekkomyślnie postąpiła, jakże wiele będzie musiała poświęcić. Niemniej jednak było zbyt późno na sentymenty, przychodząc tutaj na własne żądanie przypieczętowała swój los. Teraz już nie pozostało jej nic innego, jak tylko iść dalej.
- Jestem do twoich usług Aizen- sama- powiedziała i złożyła wiążący podpis niebieskim atramentem na tle brązowego cyrografu.
- Wspaniale – były kapitan uśmiechnął się niczym dobry wujek - Zatem Grimmjow wraz z Luną pokażą ci całe Las Noches, potem zaprowadzą do twojej komnaty – na reakcję obojga nie trzeba było długo czekać.
- My razem?! - wykrzyknęli równocześnie. Co jak co ale zestawienie ze sobą dwójki wrogo nastawionych do siebie arrancar’ów nie wróżyło niczego dobrego - Nigdy!
- Nie możecie raz podzielić się pracą? - powiedział patrząc przeszywającym wzrokiem na szóstego i siódmą, skutecznie ochładzając zapędy tej drugiej - Czy to dla was, aż taki problem?
- Nie Panie to żaden problem - odpowiedziała potulnym głosem niższa rangą. Zaś szósty burknął cosik pod nosem niezadowolony, po czym całą trójką opuścili salę tronową.

~*~
Pierwsze promyki wschodzącego nad Soul Society słońca nieśmiało przedzierały się przez umieszczony w oknach papier ryżowy. Ichigo leniwie otworzył oczy i spojrzał na leżącą obok Yukiko, wciąż jeszcze smacznie spała, wtulona w jego ciepły tors niczym w mięciutkiego pluszaka. Czule odgarnął z jej twarzy niesforny kosmyk włosów i uśmiechnął się sam do siebie – Uroczo wygląda jak śpi – przemknęło mu przez myśl. Nie wiedzieć, czemu dzisiaj wcale nie przeszkadzał mu fakt, iż jego przyjaciółka leży tak blisko wręcz przeciwnie, szybsze bicie serca sprawiło, że czuł się wspaniale. Jeszcze nie do końca był świadomy tego, że w jego młodym chłopięcym serduszku powolutku zaczęło rodzić się coś, co my szarzy, zwykli ludzie nazywamy miłością. Nie chcąc jej obudzić delikatnie zsunął ją z siebie i wygodnie ułożył na poduszce, a sam powoli się podniósł by prawie bezszelestnie podejść do szafki i sięgnąć po świeże kimono, naga-juban oraz tabi, po czym wyjść do łazienki. Parę minut później wrócił ubrany w standardowy uniform Boga Śmierci i skierował swe kroki do kuchni by przyrządzić podstawowy posiłek dnia czyli śniadanie. Główna izba zwana dalej pomieszczeniem kuchennym była dużo większa od tej, jaką miał w Krakurze. Sklepienie było tu wysokie, rzeźbione na kształt rybiego ogona tak jak wszystkie w kwaterach szóstego oddziału. Okna i drzwi z rzeźbionymi framugami z jednej strony wychodziły na ogród dywizji, którego projektantem był sam Kuchiki Byakuya, a z drugiej na staw porośnięty lotosem. Truskawek wyjrzał przez jedno z małych okienek i zerknął na nieboskłon. Wnioskując z położenia słońca i pory dnia, przypuszczał, że mogła być godzina piąta trzydzieści co oznaczało, iż mają jeszcze około godziny do stawienia się na polach treningowych oddziału. Dlatego nie wiele myśląc sięgnął do szafki po patelnię a chwilkę potem wyciągnął z lodówki składniki potrzebne do przygotowania posiłku. Po trzydziestu minutkach pichcenia danie było gotowe. Pozostawało jedynie zbudzić naszego śpiocha.
- Jak długo zamierasz jeszcze spać?! – zawołał usiłując obudzić koleżankę. Niestety wywołało to skutek zdecydowanie odwrotny od zamierzonego. Yukiko odwróciła się jedynie na drugi bok - Czas wstawać! Hej, Yukiko! – żadnej reakcji. Dziewczyna nadal spała w najlepsze. Skoro wołanie nie wywołało pożądanego efektu Kurosaki postanowił przedsięwziąć inne środki. Odkręcił kran, nalał wody do malutkiej ceramicznej miseczki, a sekundę później stanął nad przyjaciółką i ochlapał wodą jej twarz. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że igra z ogniem ale zupełnie mu to nie przeszkadzało. Miał wrażenie, iż ich kłótnie oraz wzajemne psoty przyniosą coś dobrego.
- Ichigo ty debilu! – piętnastolatka zerwała się z łóżka z rządzą mordu w oczach – Żeby budzić damę w taki sposób! Zabije cię! Ubije jak babcie kocham!
- Spróbuj szczęścia odango atama.
Miarka się przebrała. Yuki rzuciła białym bamboszem tyle, że ten jakimś cudem nie trafił w pożądany cel. Chwilę potem oboje zaczęli gonić, uciekać, wywracać po pokoju koziołki niczym dzieci bawiące się w berka. Podczas trwania całej tej „zabawy” nawet nie zauważyli, kiedy odwiedził ich niespodziewany gość, który sfrustrowany postanowił sprawdzić kto lub też co jest powodem krzyków dochodzących z jednego z mieszkań jego dywizjonistów.
- Co to ma znaczyć ? – zapytał Kuchiki wchodząc do pomieszczenia. Niestety nikt mu nie odpowiedział. Gdy potoczył wzrokiem po izbie ujrzał podwładną z kapciem w ręce szykującą się do kolejnego ataku na zastępczego, wówczas nie potrzeba było o nic więcej pytać. Wyciągnął przed siebie dłoń i wypowiedział krótkie zaklęcie: Bakudō no Rokujuuichi - Rikujōkōrō *- ku niesfornej shinigami pomknęło sześć pomarańczowych prętów zaciskając się wokół jej talii i uniemożliwiając dalsze poczynania. Strażniczka Śmierci spojrzała z wyrzutem na „oprawcę” który skutecznie przerwał zabawę - Robiłaś sporo zamieszania – zaczął spokojnie reprymendę - Nie mów, iż zapomniałaś co to za miejsce. W moim oddziale obowiązują pewne zasady. Dyscyplina musi być ściśle przestrzegana przez dywizjonistów. Nikt nie ma prawa urządzać dzikich swawoli, a szczególnie ty Nakatomi Yukiko – jego ton wyraźnie sugerował, że „ty” znaczy „podrzędna, gorsza” – Będę musiał powiadomić o tym twojego ojca.
- Przepraszam – szepnęła cicho rumieniąc się ze wstydu – Zachowałam się w niewłaściwy sposób.
- Samo przepraszam nie wystarczy – rzekł twardo Byakuya – Złamałaś istniejące tu reguły i musisz ponieś tego konsekwencję. Po dzisiejszym treningu wysprzątasz wszystkie dywizje zaczynając od naszej - brunet zwolnił czar wiążący i stąpając z wysublimowaną gracją powolnym krokiem opuścił pokój.
- Pięknie przez ciebie Ichigo już pierwszego dnia zebrało mi się od Kapitana. Na dodatek będę musiała jeszcze wszystko sama posprzątać.
- Wiesz mogło być gorze. Masz szczęście, że nie użył zanpakutō albo co gorsza bankai – na samo wspomnienie przygody z drugim uwolnieniem szlacheckiego miecza zastępczego boga śmierci przeszły ciarki - A tak rozeszło się po kościach. Jak chcesz to ci pomogę w tym sprzątaniu.
- Obiecujesz?
- Tak, ale teraz choć bo czas coś zjeść.
Yukiko szybko podążyła za Kurosakim. Kiedy weszła do kuchni, śniadanie było już gotowe, czekało tylko na podanie. Szybko złapała pałeczki, które leżały tuż obok talerzy. Zdejmując pokrywkę z naczynia, uwolniła cudowny aromat tamagoyaki, który uniósł się wraz z parą. Było to średnio skomplikowane danie, ale chłopak nadspodziewanie okazał się świetnym kucharzem; podawana przez niego potrawa przypominała tą z kulinarnego magazynu. Nakładając śniadanko na talerz, usiadła przy stole i pomyślała, że powinna nauczyć się od niego gotować. Ponieważ, wcześniej jadała dania przygotowane przez matkę. Wiele razy oferowała jej pomoc, ale zawsze odrzucała ją z uśmiechem, mówiąc, że kocha gotować i jej największym szczęściem jest nakarmić ją wyśmienitym jedzeniem.
- I jak smakuje ci? - zapytał z uśmiechem Kurosaki podając jej polakierowany czerwono-czarny kubeczek z motywem bambusa, napełniony jakąś japońską herbatką.
- Mmm pyyycha – oznajmiła nastolatka pochłaniając kolejny kawałek trzywarstwowego omletu z słodkim nadzieniem, skąpany w sosie sojowym – Dawno nie jadłam czegoś równie pysznego. Nie wiedziałam, że tak dobrze gotujesz.
- Skoro jesteś pod moją opieką, pomyślałem, że przynajmniej powinienem zrobić coś do zjedzenia – kolejny łyk napoju powędrował do ust zastępczego - Poza tym to zasługa Yuzu ona nauczyła mnie gotować – przez kilkanaście kolejnych sekund jedli w ciszy, delektując się smakiem potrawy, jednakże tylko do czasu kiedy młoda bogini śmierci nie przełknęła ostatniego kawałka i nie postanowiła zadać dość niespodziewanego pytania:
- Ichi myślisz, że kiedyś będę mogła wrócić do domu na Ziemie? – nieoczekiwane słowa wlewają się w pustkę, pozorną ciszę, jasne tęczówki wyczekująco spoglądają w czekoladowe oczy chłopaka. Wciąż zagubione wśród „automatycznych lalek” świata jak z baśni i marzeń, który nieoczekiwanie stał się jej nowym światem - Przecież nie mogą kazać mi tu zostać na zawsze prawda? - Zdziwiony nie odpowiada od razu. Wpatruje się tylko w jej niebieskie oczy, przez moment zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Zwykle, kiedy ktoś stanie się częścią Społeczności Dusz nie ma odwrotu – odezwał się ostrożnie – Jednak nie wiem jak będzie z tobą. Co prawda Kyōraku-san jest twoim tatą jednak tak samo jak ja jesteś też żywym człowiekiem, a w takim przypadku obowiązują inne procedury przynajmniej tak mówił Ukitake – san, gdy go wczoraj pytałem. Pamiętaj nie ważne, gdzie będziesz zawsze będziemy przyjaciółmi, zawsze będziesz mogła na mnie liczyć.
- Rozumiem – uśmiechnęła się szczerze - Dziękuję, że powiedziałeś mi prawdę. Yoshi, teraz zamierzam wziąć kąpiel. Jeśli będziesz mnie podglądał, jak się przebieram, to ci nie daruję jasne?
- Wtedy to był wypadek.
- Tak czy owak, nigdy więcej tego nie rób.
Jak powiedziała tak zrobiła. Zostawiając koledze naczynia do zmycia szybko się wykąpała i przebrała w nowy strój. Kilkoma pociągnięciami szczotki ułożyła pożądane fryzurę i szybko wybiegła z łazienki aby dołączyć do przyjaciela czekającego na nią przed domem. Tym sposobem oboje ruszyli ku polom treningowym szóstej dywizji.

~*~
Dziwna ukryta w ciemnościach pracownia komputerowa, prawo wstępu do niej miał jedynie szalony i genialny zarazem naukowiec oraz sztucznie stworzona przez niego samego istota. Nemu wykonana przy wykorzystaniu technologii Gigai i Gikon siedząc na obrotowym krzesełku od kilku godzin uparcie wpatrywała się w jeden z monitorów. Właśnie z polecenia swego przybranego ojca prowadziła śledztwo w sprawie byłego kapitana piątego oddziału. Szukała informacji, które pozwoliły by Soul Society odsłonić grubą zasłonę kryjącą wyimaginowane plany Sousuke Aizena. Duża większość dokumentów zawierała same nieistotne wiadomości jak misje wykonywane przez dywizję czy przeprowadzone szkolenia i awansy. Przesuwając kolejne strony natrafiła na bardzo stare jednakże znaczące w swej treści zapiski. Datowały się na czas, w którym to Urahara Kisuke urzędował w Biurze Technologii i Rozwoju, a jego porucznikiem była matka Yukiko.
- Mayuri- sama! Mayuri – sama! – zawołała podekscytowana znaleziskiem czarnowłosa shinigami – Znalazłam to co mi kazałeś. Proszę spojrzeć.
- Głupia dłużej się nie dało! Odsuń się niech zobaczę czy rzeczywiście na coś się przydałaś! – Dziewczyna automatycznie usunęła się na bok, a Kapitan XII dywizji wyglądem przypominający klauna zbliżył się do ekranu i zaczął czytać wyświetlony tekst.
Klucz Aktywacyjny

Łącząc się z Hōgyoku w pełni aktywuje jego zapieczętowaną, nieskończoną moc. Zależnie od tego, kto go użyje może uratować lub zniszczyć świat. Artefakt uznany został za zagrażający bezpieczeństwu Seireitei i podzielony na dwie części, a jego fragmenty zapieczętowane przez samą twórczynię projektu.
- Więc to chodzi po głowie temu zdrajcy - Mayuri z miną odkrywcy odnajdującego ósmy cud świata oderwał wzrok od fascynującej go treści - Ciekawe kto jest jego posiadaczem. Nemu! - wykrzyknął uradowany - Idź powiadomić o wszystkim Generała.
- Tak jest - odpowiedziała i już jej nie było.


~*~
Docierając na plac ćwiczebny młodzi Bogowie Śmierci dostrzegają osadzone na drewnianych słupkach tekturowe manekiny z podobizną Kurotsuchi’ego Mayuri zapewne wyprodukowane przez dwunasty oddział i mające służyć za cel podczas ich pierwszych zajęć z kidō. Odnajdują również spojrzeniem tego, który na nich czeka. Wysokiego młodego mężczyznę o szarych oczach jaki i długich, czarnych włosach z wpiętymi w nie porcelanowymi spinkami. Przyodziany jest w standardowy uniform Bóstwa Śmierci przewiązany seledynowym obi. Na nim widnieje narzucone białe haori bez rękawów z symbolem szóstki w tylnej i herbem rodu wyszytym ozdobnym haftem przedniej jego części. Wokół szyi nosi owinięty równie seledynowy szal.
- Witam na waszych pierwszych lekcjach szkoleniowych obejmujących zakres medytacji duchowej oraz hadō i bakudō - beznamiętnym głosem przywitał się ze swoimi tymczasowymi uczniami - Które z rozkazu Kapitana Dowódcy poprowadzę przez najbliższe cztery tygodnie – zakończył wstępną przemowę i zamierzając przejść do rzeczy zapytał – Czy możemy zaczynać?
- Hai – odpowiedzieli zgodnie, chociaż mogłabym przysiąc, iż w głosie Truskawkowego dało się słyszeć nutkę niezadowolenia. Wcale nie uśmiechało mu się wykonywanie poleceń kapitańskich a co dopiero bezczynne siedzenie klepiskiem na ziemi tylko po to aby porozmawiać z zabójcą dusz. Nie wspomnę nawet o zapamiętywaniu formułek do zaklęć. Ale nie Głównodowodzący uparł się by zrobić z niego kompletnego Boga Śmierci. Jedyną pociechą był fakt, że miał obok siebie Yukiko, którą powolutku, podświadomie zaczynał traktować jak kogoś więcej niż tylko przyjaciółkę – Jesteśmy gotowi.
- Na początek nauczycie się medytacji zen. Będącej sposobem nawiązywania dialogu ze swoim Zanpakutō, używanej nim jeszcze powstało Soul Society. Usiądźcie na ziemi w siadzie skrzyżnym i połóżcie wasze katany na kolanach. Przymknijcie powieki i udajcie się w podróż do wewnętrznego świata.
Oboje usiedli na trawie i zamknęli oczy, starając się skupić na jak najlepszym wykonaniu zadania. Zupełne „odcięcie” się od otaczającego ich życia nie należało do najprostszych zwłaszcza w takim miejscu jak Dwór Czystych Dusz, gdzie w każdym jego zakątku czuć każde nawet najsłabsze reiatsu. Szczególne problemy miał z tym młody Kurosaki, który choć bardzo się starał nie mógł skontaktować się ze staruszkiem, który nie wiem czy to złośliwie czy też wręcz odwrotnie nie chciał pisnąć słówka.
- Tak się nie da! – krzyknął rozeźlony – Wkurza mnie to wszystko.
- Powinieneś lepiej przyłożyć się do swojego zadania, nie możesz się rozpraszać – odparł chłodno kapitan Kuchiki - Skup się porządnie.
- Zejdź ze mnie Byakuya. Do tej pory rozmawiałem z staruszkiem Zangetsu wyłącznie podczas walki, więc nie dziw się, że mi nie wychodzi.
- Trochę szacunku Kurosaki Ichigo – szlachcic skarcił ucznia, który jak to miał w zwyczaju do każdego i zawsze zwracał się po imieniu. Bez względu na to czy to kapitan, porucznik w Soul Society czy też ktokolwiek inny taki już po prostu
był – Miej na uwadze do kogo się zwracasz, nie życzę sobie byś mówił mi per „Byakuya”. A teraz spróbuj jeszcze raz. Zjednocz się ze swoim mieczem, a powinno się udać.
- Dobra rozumiem – nastolatek przywdziewając na twarz naburmuszoną minę posłusznie wykonał polecenie. Ponownie rozsiadł się na podłożu i oddał się medytacji. Kolejna próba okazała się dla niego pomyślna, tym razem udało mu się nawiązać kontakt z pogromcą dusz i rozpocząć nader dziwną rozmowę, której treści nie nadmienię z powodu oczywistego, sam Zastępczy się na to nie zgodził. Zostawmy go tymczasem w spokoju i przejdźmy do niebieskookiej znanej wam dobrze osóbki. Powoli wraz córką kapitana ósmej Gotei zaglądamy w niezwykły dla nas świat, śnieżną krainę, w której mieszka śniegowa pani. Zamieszkuje go jeszcze jedna postać – jak dotąd – uśpiony demon. Tak to Hollow. Zdecydowanie jest nią pusty, mający niegodziwe plany. Wewnętrzny obraz duszy zdaje się być podobnym do tego jakim po raz pierwszy go ujrzała. Jednak nie dajcie się zwieść temu wrażeniu.
- Shirahime – zawołała głośno. Odpowiedziało jej głuche echo – Hej, Shirahime, gdzie jesteś. Powiedz coś proszę. To przestaje być zabawne – ta sama reakcja, a właściwie jej brak. Niepokój przeradzał się powoli w strach, a oczy brązowowłosej błądziły, wśród bieli śniegu próbując usilnie odnaleźć Białą Księżniczkę. Odnajdują jednak czarny złowrogi cień. W ciszy wychodzi na „scenę” kobieta o porcelanowo białych licach, kropla w kroplę taka sama co ta widziana w lustrzanym odbiciu. Jest właściwie fizycznie identyczną kopią swojej żywicielki. Ich twarze przeplatają się, by chwilami zapomnieć o delikatnym podziale ról, jakby ktoś zakpił z postrzegania prawdy. Ona spogląda w życie ze swoim ironicznym uśmieszkiem. Nie boi się wyciągnąć dłoni po to co uważa za swoje. Patrzy przed siebie i emanuje z niej siła.
- Witaj moja droga – przywitała się - Jestem Nova. Odkąd zostałam stworzona dla ciebie czekałam naszego spotkania, ponieważ tak długo widywałyśmy się tylko w lustrze, ale wreszcie udało mi się tutaj dotrzeć.
- Nova? – spytała zaskoczona szatynka – Zatem ty jesteś zjawą, która ostatnio mi się ukazała, to by przynajmniej wyjaśniało moje omamy. Nie wiem po co tu przyszłaś i czego chcesz, w każdym razie żegnam bo nie potrzebuje w mojej duszy pasożyta.
- A więc się zorientowałaś – odpowiedziała uśmiechając się szyderczo pusta – „Czego chce?” powiadasz? To proste pragnę zająć twoje miejsce – odparła ze spokojem tak jak gdyby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie – Ale nie bój się, nic ci nie zrobię. Przynajmniej nie teraz – powiedziała ironicznie widząc przerażenie w oczach "ofiary"– Dziś przyszłam się tylko przywitać. Wkrótce znowu się spotkamy a wtedy… - mara śmieje się uśmiechem zdobywcy, pogromcy bogów i odchodzi bezszelestnie tak jak się pojawiła zostawiając zszokowaną nastolatkę samą sobie. Ma jeszcze czas, nim w pełni się przebudzi.

~*~
Bakudō no Rokujuuichi – Rikujōkōrō – Droga wiązania numer 61 - sześciopromienne więzienie

poniedziałek, 24 lipca 2017

Rozdział XIII Rozmowy


Godzinna przerwa na obento – drugie śniadanie. Po tym jak każdy z uczniów dopchał się do stołówki i wybrał swoje drugie śniadanie jedni siedzieli na dachu szkoły, drudzy na trawie w cieniu drzew sakury inni zaś pozostali w budynku do tej ostatniej grupy należała również Inoue. Dziś wyjątkowo jakoś nie udzielał się ten nastrój wszędobylskiej sielanki. Może z powodu wyboru, którego właśnie dokonała. Brzemiennej w skutkach decyzji, od której nie będzie już odwrotu. Siedziała na ławce szkolnego korytarza spoglądała na przestrzeń za oknem mimowolnie zatracając się w innej rzeczywistości. Wpatrując się w przelatującą, co jakiś czas grupę bezimiennych białych ptaków, rozmyślała jak wysoką będzie musiała zapłacić cenę za jej podjęcie. Co powiedzą przyjaciele, gdy dostrzegą, iż zniknęła bez śladu.
-Orihime! - Przyjaciółka szturchnęła ja mocniej. Od ładnych paru minut usiłowała zwrócić na siebie jej uwagę - Co się z tobą dzieje? Ostatnio znikasz na długie godziny, a teraz jesteś jakaś nieswoja. W coś ty się wplątała?
Pytanie spadło na nią niczym grom z jasnego nieba. Nie wiedząc, co powiedzieć, przez krótką chwile uśmiechała się po swojemu, ale widząc groźne spojrzenie Tatsuki momentalnie spoważniała. Nie przypuszczała, że kiedykolwiek przyjdzie jej usłyszeć takie zapytanie z ust brązowookiej.
- To nic takiego - dała tak wymijającą odpowiedz, jaka tylko była możliwa. Przecież nie mogła, nie miała prawa powiedzieć, że zamierza poświęcić wszystko dla swego idealnego marzenia i tym samym podpisać cyrograf z „diabłem”, który w imię swych niegodziwych planów w ułamku sekundy może pozbawić życia setki dusz zamieszkujących Karakur'ę. I właśnie to on mistrz iluzji po części stanie się naszym drugim przewodnikiem wśród cieni tej historii, który będąc zawsze w kontrapunkcie dla swojego dopełnienia, tworząc obraz pełen harmonii, zdaje się tym wszystkim bawić i nas milcząco ostrzegać. W końcu to on jest mordercą - Nie musisz się tym przejmować.
- Jesteśmy przyjaciółmi prawda? Tak, więc przestań kłamać i nie próbuj ukrywać czegoś przede mną - powiedziała zmartwiona brunetka. Miała dość tych ciągłych sekretów i niedomówień za płaszczem, których od dłuższego czasu chowała się rudowłosa – Opowiedz mi o wszystkim.
- Gomen ne, ale właśnie, dlatego nie mogę ci powiedzieć - w głosie tkającej księżniczki dało się słyszeć dozę smutku zupełnie nie podobną do tej zawsze roześmianej dziewczyny - Zresztą i tak byś nic nie zrozumiała.
- Kim ja dla ciebie jestem Orihime? Myślałam, że byłam nakama, przyjaciółką, której możesz powiedzieć o wszystkim! Już zapomniałaś ile razy pomagałam ci gdy ktoś usiłował cię skrzywdzić lub obrazić! Czy to już nic dla ciebie nie znaczy?!
- Wari Tatsuki - chan ale nie pamiętam – skłamała sądząc iż takie będzie najlepsze wyjście z tej sytuacji – Wiesz masz rację to jest dla mnie bez znaczenia i… - nie dokończyła, ponieważ poczuła jak brunetka otwartą dłonią uderza ją w twarz. Wszyscy znajdujący się w tym momencie w szkolnym holu dosłownie zamarli. Szare oczka Hime zszokowane patrzyły na koleżankę, wciąż nie dowierzając temu co właśnie się wydarzyło. Dotknęła bolącego policzka, spuściła wzrok po czym szepcząc ciche „przepraszam” wzięła leżącą obok torbę i wybiegła z Karakura chugakkô w tylko sobie znanym kierunku mijając się po drodze z Chizuru.

~*~

Yukiko siedząc na parapecie swojego nowego pokoju znajdującego się tymczasowo w barakach szóstego oddziału czytała jedną z swoich ulubionych książek:
- Na ulicach nie było nikogo. Wokół były domy, tak, a światła paliły się w oknach. Lecz na drodze nie było nikogo. Kiedy zaglądnęłam do wnętrza jednego z domów, to zobaczyłam ludzi, którzy się kochali. Zajrzałam więc do innych domków, tam też mieszkali ludzie i nie byli sami. Mieszkanie z kimś, kogo się kocha musi sprawiać radość. Chyba większą niż tylko bycie z ludźmi. To dlatego wszyscy byli w domach. Nikogo nie było na ulicy. Wyruszę więc w podróż. Pójdę do następnego miasta z nadzieją, że kogoś spotkam. A jeśli ten ktoś zakocha się we mnie to wtedy będziemy musieli się rozstać. Ale mimo to chcę poznać tą osobę. Tak myśląc, wyruszam sama w drogę… - Nagle spokój został przerwany, niespodziewanie dotarł do niej cichy szelest, trzepot skrzydełek wlatującego właśnie do pomieszczenia piekielnego motyla, maleńkiego posłańca przekazującego zarówno te błahe jak i ważne informację.
- Jigokuchō ?[piekielny motyl]– zapytała samą siebie zdziwiona pojawieniem się uskrzydlonego owada. Zastanawiało ją kto i w jakim celu go do niej przysłał -Ciekawe, o co chodzi? -czarny motylek z gracją zatoczył koło by po chwili usiąść na dłoni dziewczyny i przekazać wiadomość o następującej treści ” Wpadnij do mojej dywizji Yukiko-chan jest coś o czym chcę z tobą pomówić - Tata” nadesłanej przez Shunsui’a. - No to komu w drogę temu czas – brązowowłosa odłożyła książkę z ciemnoniebieską okładką, na której tle malowały się szare budowle na półkę wiszącą tuż obok okna i skierowała swe kroki w stronę oddziału ojca.
- Nakatomi, wciąż nie znała zbyt dobrze geografii tego miejsca. A, że była jedną z tych osób, które nazywa się „zagubionymi duszami” i nie ważne jak bardzo starała się zapamiętać położenie ulic, ciągle popełniała jakiś błąd i gubiła się w ich niekończącym się labiryncie. Gdy była mała, matka chodziła jej szukać. Wciąż pamiętała jak z uśmiecham na ustach przytulała ją, gdy w końcu odnalazła w jakimś odległym miejscu. Masując jej nogi po jednej z takich wędrówek powiedziała, że przy odrobinie szczęścia pewnego dnia spotka kogoś kto poprowadzi ją przez życie i nigdy nie pozwoli jej się zgubić.
- Kuso którędy teraz ? – skręciła w pierwszą lepszą uliczkę i ze zrezygnowaniem spojrzała przed siebie – Pięknie znowu polazłam nie tam gdzie trzeba. Rany w taki sposób to ja za sto lat nie dojdę do ósmego oddziału– jęknęła już chyba po raz setny tego dnia - I co ja teraz zrobię.
- Nie tędy droga na pewno to wiem* - usłyszała za sobą nieznajomy męski głos. Odwróciła się a jej oczom ukazał się wysoki chłopak o krótkich czarnych włosach z wytatuowaną liczbą 69 na lewym policzku. Ubrany był w standardowy mundur Boga Śmierci tyle, że bez rękawów na lewym ramieniu nosił przewiązaną opaskę vice-kapitana dziewiątej dywizji – Widzę, że zabłądziłaś, więc jeśli chcesz to mogę cię tam zaprowadzić. Tak się składa, że mam po drodze. Przy okazji jestem Hisagi Shuhei porucznik dziewiątej dywizji – brunet wyciągnął dłoń ku nastolatce, a ta niepewnie ją uścisnęła.
- Nakatomi Yukiko nowa strażniczka śmieci. Miło mi poznać i chętnie skorzystam z Pana pomocy.
- Mów mi po prostu “Hisagi” tak jest w porządku, Nakatomi-chan - Shuhei uśmiechnął się przyjacielsko, a młoda Bogini Śmierci odwzajemniła uśmiech – Powiedz mi jak ci się tutaj podoba i czy kogoś już poznałaś?
- Całkiem tu ładnie choć sceneria i budynki tego miasta zupełnie nie przypominają tych, które znałam dotychczas ze Świata Żywych. Nie sądziłam, że Seireitei okaże się duże większe i zamożniejsze od Karakur’y. I tak zdążyłam się już z kimś zapoznać to jest kilka osób, a mianowicie Rukia, Renji,Rangiku, ten mały Sopelek no i ty oczywiście.
- Mały Sopelek? - powtórzył ze zdziwieniem
- Sopelek tak nazywam kapitana Hitsugayę.
- I on pozwala ci tak się do siebie zwracać?
- Pewnie, że nie. Wiecznie się z tego powodu na mnie wydziera, ale jakimś cudem mi to nie przeszkadza, nie wiem może dlatego, że odkąd poznałam go na Ziemi trochę się z nim zżyłam pomimo różnic charakterów i zaczynam traktować jak starszego brata.
- A więc to ty jesteś przyczyną tego całego zamiesza w miasteczku Zastępczego Shinigami, a także córką Kapitana Kyōraku, o której tak głośno.
- Heh zgadza się ale wolałabym być traktowana jak każdy zwyczajny Bóg Śmierci a nie kapitańskie dziecko.
Przez kilka następnych minut szli powolnym krokiem skręcając to w kolejne kręte uliczki prowadzące ku ich chwilowo wspólnemu celowi rozmawiając o wszystkim i o niczym. Nim się obejrzeli jak stanęli przed bramą VIII Gotei.
- Dotąd wystarczy. Dalej już trafię, dziękuję za pomoc i przepraszam za kłopot – powiedziała brązowowłosa po czym skłoniła się nisko - Na razie!
- W takim razie do zobaczenia! – Pożegnał się porucznik i odszedł w stronę kwater swego oddziału a nasza bohaterka wyruszyła ku spotkaniu z ojcem, którego już z oddali dostrzegła siedzącego w Pawilonie Ogrodu Dywizji z Widokiem na jego mały domek ze swoim nieodłącznym atrybutem, czyli butelką sake. Poczuła się trochę nieswojo zasiadając na ławeczce obok rodzica. Od czasu tamtych wydarzeń zawsze była sama. Z samotnością dzieliła swe troski i smutki. Nie wiedziała jak to jest mieć kochającą się rodzinę w komplecie, chociaż zawsze wierzyła, iż on gdzieś tam jest i czuwa nad ich bezpieczeństwem. Nie bardzo wiedziała, co ma powiedzieć. Tak wiele było wspomnień, którymi chciała się podzielić. Tak dużo jeszcze do poznania.
- Yare yare wiesz, która jest już godzina słoneczko? – Spojrzał na zegarek bez zegarka, – Jakim cudem zajęło ci aż tyle czasu dotarcie tutaj. Po kim ty to masz?
- Pewnie po tatusiu – zakpiła – No i nic na to poradzę, że się zgubiłam – odpowiedziała udając obrażoną minę – Nie jestem w posiadaniu GPS’A a zgubić to potrafię się dosłownie wszędzie, więc się nie dziw. A tak w ogóle to, o czym chciałeś porozmawiać?
- Yukiko – kapitan nalał sobie czarkę „napoju bogów” na co młoda shinigami się nieco skrzywiła - Chciałbym abyś zamieszkała w moim domu i nosiła moje nazwisko to po pierwsze. A po drugie to chcę cię lepiej poznać, dowiedzieć się, co straciłem przez te wszystkie lata.
- Sporo jest tego. Nie wiem czy dnia nam starczy ale spoko. Powiem to co uważam za najważniejsze. Przyszłam na świat dwudziestego drugiego dnia dziesiątego miesiąca piątego roku panowania cesarza Akihito w Tokio znajdującym się w regionie Kantō, w którym to spędziłam dzieciństwo. Uwielbiam do późna czytać mangi co skutkuje spóźnianiem się do szkoły. Jest również w moim życiu ktoś ważny kogo chcę chronić i moim marzeniem jest by spełniły się jego marzenia. Co do kwestii noszenia twojego nazwiska to jeszcze się zastanowię. No to by było na tyle chyba, że chcesz coś jeszcze wiedzieć to pytaj.
- Nie sądziłem, iż moja córeczka osiągnęła już ten wiek – powiedział Shunsui z czułym uśmiechem – Jak chcesz to możemy o tym porozmawiać – kolejna porcja alkoholu powędrowała do ust Kapitana - W końcu jesteś już prawie kobietą.
- Nie ma takiej potrzeby - taka odpowiedź naszej „śnieżynki” miała za zadanie zniechęcić tatusia do tematu, jednak ten niezrażony chłodnym tonem córci dalej kontynuował, – Więc, którego wybrałaś? Ichigo- kun czy Kapitana Hitsugay’e?
- Tato! – Krzyknęła z wyrzutem czując, że czerwieni się niczym dojrzała truskawka. Najlepszej przyjaciółce pewnie by o tym nie powiedziała a co dopiero ojcu, którego zna zaledwie od parunastu godzin – Jak możesz pytać o coś takiego!
- Złościsz się zupełnie jak Miyuki. Ano właśnie jak ona się ma?
Dobry nastrój prysnął niczym bańka mydlana a pytanie zawisło w powietrzu jak chmura burzowa. Bladego pojęcia nie miała jak powiedzieć o Tym ojcu, co nie było rzeczą prostą ani przyjemną. Nigdy nie była dobra w przekazywaniu złych wiadomości, a już na pewno nie takich jak ta.
- Co się dzieje z Shinigami po śmierci? – zapytała nie mając zamiaru mówić wprost.
- *Gdy Bóg Śmierci umiera jego duchowe ciało dzieli się na dwie części. Pierwsza z nich zwana Po związana jest z ziemią dlatego przechodzi reinkarnację by ponownie stać się człowiekiem. Z kolei druga nazywająca się Hun jako, że ma związek z Społecznością Dusz staje się cząsteczką energii duchowej, z której zbudowany jest ten świat. Chyba jakoś tak to leciało… – mężczyzna podrapał się po głowie - Dlaczego o to pytasz?
- Bo widzisz – szatynka utkwiła wzrok w maleńkim pajączku przechadzającym się po jednej ze ścian altanki - Okāsan ona zginęła. Zginęła z rąk nieznanego mi człowieka i nawet nie wiem dlaczego – wraz z wypowiadanymi słowami poczuła jak gorzkie łzy napływają jej do kącików oczu, a Kapitan Kyōraku lekko nią potrząsa nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszał. Z jego twarzy znikł uśmiech, a w czarnych tęczówkach dało się dostrzec deszcz. Teraz wcale nie przypominał tego wesołego i wiecznie beztroskiego kapitana, jakiego zna każdy mieszkaniec SS. W tej chwili jego myśli niczym jaskółki zwiastujące burzę uparcie krążyły wokół, dwóch ale jakże znaczących w swej treści pytań:
- O czym ty mówisz dziecko? Jak to się stało?
- Przepraszam, ale nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
Po tej wypowiedzi zapanowała głucha, martwa cisza. Jedynymi dźwiękami jakie można było usłyszeć to brzęczenie jakiejś natarczywej soul societowskiej muchy oraz nalewaną raz po raz przez tiachiō „wodę życia”.
- Tato – Nakatomi niespodziewanie przerwała milczenie a brązowowłosy przeniósł na nią swoje spojrzenie - Dlaczego nigdy nie szukałeś mamy?
- To nie tak, że jej nie szukałem. Przez dwa lata usiłowałem ją odnaleźć lecz bezskutecznie. Jej reiatsu zupełnie przepadło jak gdyby ktoś celowo chciał ukryć jej istnienie. Wciąż czuje się winny temu, że nie zdołałem jej zatrzymać. Może twoja babcia miała rację - sakkat zsunął się na oczy kapitana - Może gdybym był lepszym człowiekiem to wtedy by nie odeszła a teraz była by razem z nami…
- Uso – dziewczyna pokręciła głową w akcie protestu – Z pewnością to nie twoja wina. Jeśli to było by prawdą to mamie nie zależałoby, żebym wiedziała, kto jest moim ojcem i nie opowiadała mi o tobie. No i skończyłbyś już z tym piciem tatku. Topienie smutków w alkoholu to nie rozwiązanie – dodała widząc, iż ojczulek ma zamiar wlać w siebie kolejną porcję przezroczystego płynu, po czym zabrała mu sprzed nosa glinianą prawie już pustą buteleczkę, – Choć odprowadzę cię do domu.
- To raczej nie jest dobry pomysł. Jak mnie zobaczy Nanao to mi się znowu oberwie – szatyn wstał z ociąganiem się i lekko chwiejnym krokiem wraz z obejmującą go córką ruszył w kierunku swojego domu. Nie minęło pięć minut jak stanęli u progu mieszkania gdzie z nietęgą miną czekała Ise, która jednym wprawnym ruchem przyłożyła swojemu przełożonemu wielką, gruba księgą.
- Nanao – chan itai yo![to boli]. Za, co mnie bijesz przeć nic nie zrobiłem!
- Właśnie! Niczego nie zrobiłeś, a cała sterta zaległych raportów czeka aż je wypełnisz! Do tego jeszcze wałęsasz się pijany po SS! Popatrz, jaki przykład dajesz dziecku! Od dziś masz szlaban na sake nie dostaniesz ani kropli już ja się o to postaram!
- Ależ Nanao – chan nawet tak nie żartuj… - zachlipał, ale pani porucznik najzwyczajniej w świecie nic sobie z tego nie robiła. Z kolei nastolatka w osłupieniu przyglądała się całej tej scence zastanawiając się, jakim sposobem jej staruszek po takowych przejściach jeszcze żyje i jest w jednym kawałku.
- Sumimasen za mojego zapijaczonego dowódcę i dziękuję ci mała damo, że go odprowadziłaś.
- Proszę nie przesadzać nie było wcale aż tak źle –odpowiedziała zgodnie z prawdą – Zatem Oyasumi-nasi.
- Oyasumi – odpowiedziała czarnowłosa kobieta w okularach po czym złapała Kyōraku za kołnierz różowego płaszczyka i pociągła najpewniej do jego biura przy okazji krzycząc coś na temat tego, że jak nie upora się z papierami do jutra to pożałuje. Natomiast nowa shinigami powolnym krokiem wracała tym razem bez problemów do VI oddziału, zastanawiając się co przyniesie kolejny dzień.

~*~

Ichigo leząc na posłaniu w swym nowym lokum spoglądał w małe okienko wypatrując pyzatego księżyca na ciemnym niebie nocy. Jeszcze całkiem niedawno to z nim prowadził długie rozmowy powierzając mu swe dziecięce marzenia. Lecz teraz wszystko się zmieniło i on także się zmienił wraz z otaczającymi go ludźmi. Pomimo, że było już dość jakoś nie mógł zasnąć. Miał dziwne przeczucie, że już całkiem niedługo stanie się coś złego i ktoś na tym ucierpi, ktoś ważny dla niego. Rozległo się pukanie, zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć drzwi rozsunęły się z hukiem, a do środka weszła Yukiko w niebieskiej piżamce z długim rękawkiem trzymając w jednej ręce poduszkę w drugiej zaś cienką kołdrę.
- Siema, Truskawo. Dzisiaj nocuję u ciebie.
- Że co?! Jak to u mnie?! Mowy nie ma!
- Oj oj Ichi nie krzycz, bo całą dywizję pobudzisz. A poza tym jak Rukia w twojej szafie spała to jakoś nie protestowałeś. Nom to jak będzie?
- Dobra poddaje się – mruknął cicho – Tylko wiedz, że mam jeden materac.
- Widzę. Zatem dobranoc i zgaś światło – piętnastolatka rozłożyła się wygodnie na materacu, a jej przyjaciel nie mając większego wyboru zgasił wiszącą przy wejściu lampę naftową, po czym ponownie ułożył się na posłaniu. - Śpisz? Jak nie to możesz tutaj przyjść.
- Zwariowałaś! – zerwał się gwałtownie z łóżka, zszokowany propozycją współlokatorki poczuł jak zaczyna mu się robić gorąco a twarz zapewne nabiera koloru purpury - Co ty gadasz! Odbiło ci czy jak?!
- Baka! Nie zrozum tego źle! To nie tak po prostu… Cóż zastąpisz mi mojego pluszaka. W domu mam naprawdę dużego Królika. Mama znaczy osoba, która nią była, kupiła mi go na urodziny. To mój ulubiony. Zawsze z nim śpię. Tak naprawdę, to chciałam go przynieść, ale jest za duży, no i nie jestem już dzieckiem. Myślałam, że naprawdę dam sobie radę bez niego, jednak tak nie usnę. Więc możesz go zastąpić?
- Etto… Chyba tyle mogę zrobić. Tylko nie mów o tym nikomu – Chłopak chcąc nie chcąc pożył się w bezpiecznej odległości obok odwróconej do niego plecami przyjaciółki. Mimo wszystko odczuł wielką ulgę, iż za słowami wypowiadanymi przez nie kryło się to co podpowiadała mu wyobraźnia. Po jakimś czasie oboje oddali się w objęcia Morfeusza by zasnąć niczym nie zmąconym snem.

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Rozdział XII Dwór Czystych Dusz



...Kono inochi wo sasagetemo
for the perfect dream…


Most Nihonbashi ukryty w górach będący niegdyś traktem łączącym Karakurę i Kyoto. Po jednej z jego stron stoi niezwykły w swym jestestwie mężczyzna okryty czarnym płaszczem. Zatracony w swoich myślach wpatrywał się beznamiętnym wzrokiem w przestrzeń przed sobą- tak bardzo różniącą się od znanego mu świata. Czekał na kogoś. Na kogoś kto naznaczył już swój los. Kogoś kto od zawsze wiedział, jaką drogą podążyć.
- Spóźniłaś się kobieto. - Skierował swe kroki w stronę szpiega Aizena – młodej, dziewczyny z wpiętymi we włosy niebieskimi spinkami kształtem przypominającymi kwiaty. Miała na sobie tradycyjny, szkolny strój japońskiego ucznia – szary, jesienno-zimowy mundurek. - Ktoś cię śledził?
- Nie wszystko w porządku. Miałam jedynie drobne problemy w szkole, musiałam coś wymyślić, by nauczycielka zwolniła mnie z lekcji, a przyjaciele nic nie podejrzewali. – Wyjaśniła uśmiechając się promiennie – I dlaczego Sōsuke-san przysłał Cię zamiast Luny? Zwykle to z nią rozmawiałam.
- Nie powinno cię to obchodzić. - Zdjął z głowy kaptur ukazując tym samym swoje oblicze. Pozostałość po jego masce hollowa w kształcie rogatego hełmu oraz czarne włosy kontrastowały z bladą cerą i zielonymi oczami. Oczami, w których można dojrzeć pustkę, jak i wszechobecny „lód” zamiast szczęścia. - Informacje, które przekazałaś ósmej okazały się bardzo pomocne. Aizen–sama jest ci wdzięczny i jako dowód uznania ma dla ciebie propozycję. Jeśli dołączysz do nas i będziesz walczyć przeciw Społeczeństwu Dusz w zamian otrzymasz to czego tak bardzo pragniesz.
- A, co jeśli powiem nie?
- To oczywiste. Wtedy nie będziesz już nam potrzeba. - Wyzuty z emocji głos czwartego sprawił, że Inoue przeszły po plecach dreszcze - Ktoś z nas się tobą zajmie. Przemyśl tę propozycję.- Dodał widząc, że Tkająca Księżniczka toczy wewnętrzną walkę, po czym zniknął w czeluściach garganty - przejściu do Pustego Świata.
Mogła się zgodzić, stanąć po przeciwnej stronie barykady i zdobyć tak bardzo pożądaną moc, jednocześnie będąc zmuszoną walczyć z przyjaciółmi. Mogła też odmówić i zginąć okryta hańbą zdrady swych towarzyszy. Tylko w imię jakich racji miała by prawo przedłożyć własny egoizm nad los świata? Czy stając po stronie zdrajcy stałaby się od razu tą gorszą? Przekonamy się.

~*~
Ichigo dostał w głowę od przyjaciółki, co oczywiście nie zostało bez odpowiedzi z jego strony. Odpłacił jej tym samym i już po chwili oboje zaczęli się przedrzeźniać niczym małe dzieci. Kto wie jak długo trwało, by to „przedstawienie” i jakie miało by zakończenie, gdyby nie interwencja jednej osoby.
- Przestańcie do jasnej cholery! – Syknął rozzłoszczony do granic Hitsugay’a wkraczając pomiędzy dwójkę niesfornych shinigami.– Co za imbecyle! Wciąż i wciąż to samo! Nie przyszliśmy do Społeczności Dusz, żeby się bawić!
- Oj, oj Śnieżku nie krzycz już tak bo głowa mi pęka.
- Nie trzeba było się wydurniać! – Syczenie przeszło w ryk – Ile razy ci powtarzałem byś nie nazywała mnie Śnieżku!?
- Hmmm… - Udała, że się zastanawia - Wiesz po setnym przestałam liczyć.
- Że co!? - mały Kapitanek poczerwieniał i począł się trząść, wyglądał tak jakby miał lada moment eksplodować ze złości. Nienawidził jak ktoś nie okazuje mu szacunku, a tej dziewczynie wychodziło to nadzwyczaj doskonale – Ty się lepiej módl Nakatomi, żebyś kiedyś bez przypadek nie trafiła na stałe do mojego oddziału! – wrzasnął najgłośniej jak tylko potrafił - A teraz za mną tylko się pospieszcie bo nie mamy całego dnia! A wy Abarai, Kuchiki rozejść się do swoich oddziałów – zwrócił się już nieco spokojniejszy do pozostałych przyglądających się w osłupieniu całemu temu cyrkowi – Ty również Matsumoto, zaległe raporty czekają.
- Ale Kapitanie! Ja mam taką ochotę się czegoś napić…
- Żadne ale i nawet nie myśl o urządzeniu popijawy. Odmaszerować.
Każde z wcześniej wymienionej trójki udało się do swojego oddziału zaś Kurosaki i Kurochiko wraz z Tōshirō ruszyli labiryntem uliczek Dworu Czystych Dusz w stronę siedziby Sōtaichiō. Wkraczając w głąb tego tak bliskiego, a jednocześnie tak bardzo obcego świata dla naszej bohaterki mijali przechodzących Shinigami - niezwykłych mieszkańców tegoż niemal nierealnego miejsca, którzy na widok młodego Kapitana kłaniali się nisko mówiąc „Dzień, dobry Kapitanie Hitsugaya” ,nastolatce zaś przyglądali się z pewną dozą zaciekawienia by nie rzecz wyższości. Po kilkunastu minutach przeszli przez dużą bramę z wymalowaną na niej jedynką ,za którą rozciągał się widok na piękny ogród należący do pierwszej dywizji. Krocząc poprzez długi bambusowy korytarz wreszcie dotarli przed ostatnią parę drzwi prowadzących do obszernej sali zebrań, a brązowowłosa przez moment poczuła się niczym przestraszony kot, którego spłoszył niespodziewany hałas. W końcu to od tego człowieka wszystko się zaczęło.
- Nie martw się Yukiko nie taki wilk straszny jak go malują – Powiedział Ichigo widząc niepewność w oczach koleżanki – No, to jak wchodzimy? - Nakatomi jedynie kiwnęła głową w odpowiedzi.
Masywne drzwi do auli rozsunęły się, weszli do środka. Wewnątrz czekał na nich Głównodowodzący, którym okazał się być starszy mężczyzna, na jego twarzy można było dostrzec zmarszczki wyryte przez czas. Miał długą białą brodą przewiązaną rzemykami, a ubrany był w równie biały płaszcz i czarne kimono. W jednej z rąk dzierżył drewnianą laskę.
Hitsugaya ukłonił się z szacunkiem przed obliczem Generała, kiedy skończył zdawać raport z przebiegu misji i stanął na swym zwyczajowym miejscu zajmowanym podczas obrad kapitańskich. Z kolei staruszek zwrócił się do swego porucznika wyglądem przypominającego angielskiego szermierza mówiąc:
- Poruczniku Sasekibe proszę zebrać pozostałych Kapitanów.
- Hai - odparł i dosłownie rozpłynął się w powietrzu.
Parę minut później kolejno jeden po drugim zaczęli zbierać się Bogowie Śmierci w czarnych kimono i nałożonych na nie białych płaszczach z symbolem dywizji nad, którą mają dowództwo ustawiając się w rzędach po każdej ze stron. Wszystko zdawało się wyglądać dokładnie tak jak opowiadał jej Urahara, chociaż nie do końca bo z tego, co wiedziała powinno być dziesięciu kapitanów, a naliczyła dziewięciu wraz z dziadziusiem. Jednak nie to ją teraz zastanawiało. Była raczej ciekawa powodu dla, którego ją tu przyprowadzili. Przecież dopięli swego zrobili z niej shinigami. Czego mogli jeszcze chcieć? Czyżby ponownie zamierzali wywrócić jej życie do góry nogami? Tylko jaki mieli by w tym cel?
- Wezwałem was wszystkich z jednego powodu – rozpoczął Yama – Zdecydowałem, że już czas aby ta oto młoda dama – wskazał na brązowowłosą stojącą obok Truskawka - Która jak już zapewne wiecie była przyczyną zamieszania w Świecie Żywych została drugim Zastępczym Bogiem Śmierci w Karakurze. Jednak przedtem chciałbym aby przeszła szkolenie między innymi z kidō podobnie jak obecny tutaj Kurosaki Ichigo co za tym idzie tymczasowo dołączą do Gotei 13.
- Co? On i ta dziewczyna! – jak zawsze odezwała się Pani Kapitan drugiego oddziału mająca najwięcej do powiedzenia – Przecież oni mimo wszystko są żywymi ludźmi i na dodatek mają jego w sobie! Nie potrzebujemy kogoś takiego w Seireitei – rzuciła Kurosakiemu pełnie niesmaku spojrzenie i utkwiła wzrok w młodej shinigami. Każde słowo tej kobiety było jawną pogardą, jakby starała się udowodnić, że zawsze wszelka odmienność i wybitność budzi lęk i nienawiść.
- Suě-Fēng wystarczy – dziadek uniósł dłoń w geście nakazującym posłuszeństwo – Nie życzę sobie takiego zachowania w mojej obecności. To, że pochodzimy z innych miejsc nie czyni nas od razu wrogami. Czasami trzeba odsunąć na bok dzielące nas różnice i zacząć działać razem. Czy wyraziłem się jasno Suě-Fēng Taichiō?
- Tak ale w takim wypadku… - Druga kapitan chciała jeszcze coś dodać, lecz uniemożliwił jej to odgłos otwieranych w tym momencie drzwi. Wrota otwarły się a do pomieszczenia wszedł spóźniony Kyōraku z łagodnym uśmiechem na twarzy i w charakterystycznym słomianym kapeluszu na głowie, spod którego wystawały długie brązowe włosy związane w kucyk błękitną gumką. Oprócz białego płaszcza miał na sobie różowy płaszczyk w kwiaty.
- Wybacz spóźnienie Yama- jii ale zbłądziłem na drodze życia. - Kapitan zdjął kapelusz, a nasza bohaterka na widok jego osoby dosłownie oniemiała. Miał identyczną twarz, jak mężczyzna ze starych fotografii, którego gdy jeszcze była małą dziewczynką mama opisywała jej jako ojca. Nie mogła uwierzyć, w to właśnie się wydarzyło.
- O -otōsan?
To pojedyncze słowo,a znaczące jednak tak wiele Tata wywołało spore zamieszanie wśród obecnych Strażników Śmierci.
- O czym Ty mówisz dziecko?! Przecież to nie możliwe! Ja nawet żony nie mam. -Jego myśli pędziły niczym kolejka w diabelskim młynie. Wciąż stał w oszołomieniu wyraźnie nie dowierzając temu, co usłyszał. – Wybacz, ale musiałaś mnie z kimś pomylić. Być może wyglądam podobnie do twojego ojca, lecz zapewniam cie, że nim nie jestem.
- Nie ma mowy o pomyłce. - Na potwierdzenie swych słów wyciągnęła z kieszeni kimono noszące ślady upływu czasu zdjęcie. Zdjęcie przedstawiające siedzącego pod kwitnącą wiśnią młodego mężczyznę w słomianym kapeluszu spod którego wystawały związane w kucyk długie, brązowe włosy wraz z równie młodą, białowłosą kobietą. Miał na sobie kapitańskie haori z nałożonym na nie różowym, kwiecistym płaszczem. - Zwłaszcza, że to szczególne ważna dla mamy pamiątka rodzinna.
- A jak nazywa się twoja matka?
Ona nie waha się udzielić odpowiedzi:
- Nakatomi Miyuki.
- Ran, rany więc to tak - Zaczął się wachlować kapeluszem – Po tych wydarzeniach w SS wróciła do poprzedniego nazwiska i żyła jak zwykły człowiek.
- Mówisz o mojej mamie? Czy ja dobrze zrozumiałam twierdzisz, że ona też była Bóstwem Śmierci? – zapytała nie dowierzając – No ale jak, przecież to nie możliwe, poza tym ona nawet o istnieniu duchów nie miała pojęcia, a co dopiero mówić o walce z pustymi.
- Czyli nic jej powiedziałaś?- pomyślał dostrzegając zdziwione spojrzenie szatynki – Dokładnie tak. Miyuki była moją żoną, a ty Yukiko-chan jesteś moją córką jakby nie patrzeć. Ja i twoja mama bliżej poznaliśmy się w domu jej rodziny podczas jednej z ceremonii herbacianych – zaczął opowieść będącą odbiciem przeszłości - Którą tamtego dnia jej szlachetny ojciec przyrządził z okazji wstąpienia swej córki w szeregi trzynastu oddziałów obronnych, a dokładnie do XII dywizji ,gdzie wówczas kapitanem był mój dobry przyjaciel Urahara Kisuke. W miarę upływu dni, które coraz częściej spędzaliśmy ze sobą przyszła i miłość. W tamtych chwilach byliśmy młodzi i szczęśliwi nie myśleliśmy o przyszłości mimo, iż ona miała swój cel wyznaczony już wraz z jej narodzinami. Jeszcze ufnie patrzyliśmy w świat – ciągnął dalej ojciec – Nauczyliśmy się tego od ludzi, jakich każdy pragnął by spotkać na swojej drodze. Nasze życie nie malowało się w odcieniach szarości i nic nie zapowiadało historii, jakiej wkrótce mieliśmy stać się mimowolnymi świadkami. Dwa lata później dostała awans na vice- kapitana wtedy też miała zostać trzynastą dziedziczką potęgi swoich przodków w końcu już od najwcześniejszych lat była przygotowywana przez swą matkę, dwunastego przywódcę klanu, do objęcia tytułu głowy rodu. Była jednakże ku temu jedna przeszkoda a byłem nią ja. Twoja babcia Hikaru za nic nie chciała zaakceptować naszego związku twierdząc, że jej córka zasługuje na kogoś lepszego niż kapitan kobieciarz dlatego na jej życzenie Miyuki – chan miała się ze mną rozstać i zawrzeć zaaranżowane małżeństwo z pierwszym synem klanu Namija. Ale ona nie chciała nawet o tym słyszeć tym bardziej, iż za kilka miesięcy miała nam się urodzić córeczka – na twarzy taty pojawił się szeroki uśmiech – Tego dnia ostro pokłóciła się z ojcem, miała dość życia jak to ujęła gdzie wszyscy o wszystkim decydują za nią, postąpiła wbrew przeznaczeniu dziedziczki, chcąc choć raz móc wybrać swój własny los zniknęła w świecie żywych zostawiając wiersz i róże yamabuki.
Po tych słowach zapanowała bezkresna cisza, milczenie przeplatane zdziwionymi spojrzeniami kapitanów oraz szumem listków powiewających na wietrze dobiegającym gdzieś z zewnątrz. Yukiko nie wiedziała co ma powiedzieć. Nagle poczuła się niewyobrażalnie głupia i naiwna. Gdzieś głęboko na dnie serca narodziło się uczucie pustki. Spędziły razem tyle dni i nic jej nie powiedziała. Czyżby dlatego, że tak naprawdę nie wierzyła w swój los? Że sądziła, iż postępując w taki sposób uda jej się jakoś od niego uciec, ponieważ zawsze szybowała na skrzydłach wyobraźni? Czy faktycznie wierzyła, że ich stopy oderwą się od ziemi, a serca ulecą z ptakami? A może tylko starała się zachować twarz, chroniąc swoje sekrety i wierząc, że dzień taki jak ten nigdy nie nadejdzie? Może powinna być zła, że ją tak okłamała ale wcale nie czuła gniewu. Zrobiła przecież to wszystko dla osoby, która znaczyła dla niej więcej niż ktokolwiek inny, swojej córki. Najwyraźniej chcąc dla niej innego życia.
- To wszystko zmienia drogie dziecko – słowa dziadziusia przerwały bezbarwną cisze – biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację rozważę możliwość przydzielenia cię na stałe do naszych oddziałów o ile wcześniej nie sprawisz żadnych kłopotów. A póki co wraz z Shinigami Daikō chwilowo trafisz pod skrzydła Kapitana Kuchiki, którego celem będzie podniesienie waszych umiejętności, przy okazji będziecie pomagać w dywizji.
Kolejny raz ten stetryczały staruch jak go zaczęła nazywać w myślach zdecydował za nią. Poczuła się jak nic nieznaczący przedmiot. Jak marionetka w rękach dziecka, które chcąc się pobawić pociąga za sznurki. Nie mogła pojąć jak można kogoś tak potraktować. To tak jak gdyby nie miała prawa do samodecydowania o własnym życiu i losie!
- Kuso nie decydujcie o wszystkim sami!- krzyknęła mimowolnie zaciskając dłonie w pięści. Zareagowała tak jak mogła zareagować piętnastoletnia dziewczyna mając teraz ewidentnie gdzieś co sobie o niej pomyślą – Ja się nie zgadzam. Nie mam zamiaru zostać tu na zawsze. Zrozumcie wreszcie, że się nie zmienię i nie chcę dodatkowych kłopotów w przyszłości. No i jak by to powiedzieć… Tatsuki, Keigo, koledzy z mojej szkoły, chcę być Bogiem Śmierci w Zastępstwie na Ziemi, bo za bardzo bym się o nich martwiła gdybym odeszła.
Znowu zapadło milczenie nikt nie spodziewał się takiej wypowiedzi. No, ale cóż czy można dziwić się naszej bohaterce? Przecież w tak krótkim czasie jej życie znowu zostało wywrócone do góry nogami.
- Rozumiem twoje uczucia jednakże moje stanowisko wobec twojej przynależności do Oddziałów Obronnych pozostaje niezmienne. Zebranie uznaje za zakończone. Proszę rozejść się do swych obowiązków.
Kończąc przemówienie uderzył laską o podłogę po czym powolnym krokiem udał się w kierunku drzwi do swojego gabinetu. Kapitanowie także zaczęli się rozchodzić jednakże z pewnymi wyjątkami.
- Kurosaki Ichigo, Nakatomi Yukiko… Pójdziecie ze mną - powiedział beznamiętnym tonem dostojny czarnowłosy mężczyzna z ponurym wyrazem twarzy jednak po chwilce wtrącił się Shunsui ratując naszą dwójkę przed "złym lwem".
- Kapitanie Kuchiki pozwolisz, że na najpierw razem z Ichigo - kun nieco oprowadzę Yukiko - chan po Dworze Czystych Dusz? - Zapytał kapitan VIII Gotei z charakterystycznym dla siebie ciepłym uśmiechem na ustach. Kuchiki nic nie odpowiedział, obdarzył całą trójkę chłodnym spojrzeniem a potem skinął głową. Shunsui widząc, że Byakuya wyraża zgodę objął dziewczynę ramieniem tak jak ojciec obejmuje córkę i wyprowadził ją z pomieszczenia. I tym sposobem wszyscy troje udali się na wycieczkę krajoznawczą po Seireitei zostawiając kapitana szóstej dywizji samemu sobie.



LAYOUT BY OKEYLA