poniedziałek, 17 kwietnia 2017

Rozdział XII Dwór Czystych Dusz



...Kono inochi wo sasagetemo
for the perfect dream…


Most Nihonbashi ukryty w górach będący niegdyś traktem łączącym Karakurę i Kyoto. Po jednej z jego stron stoi niezwykły w swym jestestwie mężczyzna okryty czarnym płaszczem. Zatracony w swoich myślach wpatrywał się beznamiętnym wzrokiem w przestrzeń przed sobą- tak bardzo różniącą się od znanego mu świata. Czekał na kogoś. Na kogoś kto naznaczył już swój los. Kogoś kto od zawsze wiedział, jaką drogą podążyć.
- Spóźniłaś się kobieto. - Skierował swe kroki w stronę szpiega Aizena – młodej, dziewczyny z wpiętymi we włosy niebieskimi spinkami kształtem przypominającymi kwiaty. Miała na sobie tradycyjny, szkolny strój japońskiego ucznia – szary, jesienno-zimowy mundurek. - Ktoś cię śledził?
- Nie wszystko w porządku. Miałam jedynie drobne problemy w szkole, musiałam coś wymyślić, by nauczycielka zwolniła mnie z lekcji, a przyjaciele nic nie podejrzewali. – Wyjaśniła uśmiechając się promiennie – I dlaczego Sōsuke-san przysłał Cię zamiast Luny? Zwykle to z nią rozmawiałam.
- Nie powinno cię to obchodzić. - Zdjął z głowy kaptur ukazując tym samym swoje oblicze. Pozostałość po jego masce hollowa w kształcie rogatego hełmu oraz czarne włosy kontrastowały z bladą cerą i zielonymi oczami. Oczami, w których można dojrzeć pustkę, jak i wszechobecny „lód” zamiast szczęścia. - Informacje, które przekazałaś ósmej okazały się bardzo pomocne. Aizen–sama jest ci wdzięczny i jako dowód uznania ma dla ciebie propozycję. Jeśli dołączysz do nas i będziesz walczyć przeciw Społeczeństwu Dusz w zamian otrzymasz to czego tak bardzo pragniesz.
- A, co jeśli powiem nie?
- To oczywiste. Wtedy nie będziesz już nam potrzeba. - Wyzuty z emocji głos czwartego sprawił, że Inoue przeszły po plecach dreszcze - Ktoś z nas się tobą zajmie. Przemyśl tę propozycję.- Dodał widząc, że Tkająca Księżniczka toczy wewnętrzną walkę, po czym zniknął w czeluściach garganty - przejściu do Pustego Świata.
Mogła się zgodzić, stanąć po przeciwnej stronie barykady i zdobyć tak bardzo pożądaną moc, jednocześnie będąc zmuszoną walczyć z przyjaciółmi. Mogła też odmówić i zginąć okryta hańbą zdrady swych towarzyszy. Tylko w imię jakich racji miała by prawo przedłożyć własny egoizm nad los świata? Czy stając po stronie zdrajcy stałaby się od razu tą gorszą? Przekonamy się.

~*~
Ichigo dostał w głowę od przyjaciółki, co oczywiście nie zostało bez odpowiedzi z jego strony. Odpłacił jej tym samym i już po chwili oboje zaczęli się przedrzeźniać niczym małe dzieci. Kto wie jak długo trwało, by to „przedstawienie” i jakie miało by zakończenie, gdyby nie interwencja jednej osoby.
- Przestańcie do jasnej cholery! – Syknął rozzłoszczony do granic Hitsugay’a wkraczając pomiędzy dwójkę niesfornych shinigami.– Co za imbecyle! Wciąż i wciąż to samo! Nie przyszliśmy do Społeczności Dusz, żeby się bawić!
- Oj, oj Śnieżku nie krzycz już tak bo głowa mi pęka.
- Nie trzeba było się wydurniać! – Syczenie przeszło w ryk – Ile razy ci powtarzałem byś nie nazywała mnie Śnieżku!?
- Hmmm… - Udała, że się zastanawia - Wiesz po setnym przestałam liczyć.
- Że co!? - mały Kapitanek poczerwieniał i począł się trząść, wyglądał tak jakby miał lada moment eksplodować ze złości. Nienawidził jak ktoś nie okazuje mu szacunku, a tej dziewczynie wychodziło to nadzwyczaj doskonale – Ty się lepiej módl Nakatomi, żebyś kiedyś bez przypadek nie trafiła na stałe do mojego oddziału! – wrzasnął najgłośniej jak tylko potrafił - A teraz za mną tylko się pospieszcie bo nie mamy całego dnia! A wy Abarai, Kuchiki rozejść się do swoich oddziałów – zwrócił się już nieco spokojniejszy do pozostałych przyglądających się w osłupieniu całemu temu cyrkowi – Ty również Matsumoto, zaległe raporty czekają.
- Ale Kapitanie! Ja mam taką ochotę się czegoś napić…
- Żadne ale i nawet nie myśl o urządzeniu popijawy. Odmaszerować.
Każde z wcześniej wymienionej trójki udało się do swojego oddziału zaś Kurosaki i Kurochiko wraz z Tōshirō ruszyli labiryntem uliczek Dworu Czystych Dusz w stronę siedziby Sōtaichiō. Wkraczając w głąb tego tak bliskiego, a jednocześnie tak bardzo obcego świata dla naszej bohaterki mijali przechodzących Shinigami - niezwykłych mieszkańców tegoż niemal nierealnego miejsca, którzy na widok młodego Kapitana kłaniali się nisko mówiąc „Dzień, dobry Kapitanie Hitsugaya” ,nastolatce zaś przyglądali się z pewną dozą zaciekawienia by nie rzecz wyższości. Po kilkunastu minutach przeszli przez dużą bramę z wymalowaną na niej jedynką ,za którą rozciągał się widok na piękny ogród należący do pierwszej dywizji. Krocząc poprzez długi bambusowy korytarz wreszcie dotarli przed ostatnią parę drzwi prowadzących do obszernej sali zebrań, a brązowowłosa przez moment poczuła się niczym przestraszony kot, którego spłoszył niespodziewany hałas. W końcu to od tego człowieka wszystko się zaczęło.
- Nie martw się Yukiko nie taki wilk straszny jak go malują – Powiedział Ichigo widząc niepewność w oczach koleżanki – No, to jak wchodzimy? - Nakatomi jedynie kiwnęła głową w odpowiedzi.
Masywne drzwi do auli rozsunęły się, weszli do środka. Wewnątrz czekał na nich Głównodowodzący, którym okazał się być starszy mężczyzna, na jego twarzy można było dostrzec zmarszczki wyryte przez czas. Miał długą białą brodą przewiązaną rzemykami, a ubrany był w równie biały płaszcz i czarne kimono. W jednej z rąk dzierżył drewnianą laskę.
Hitsugaya ukłonił się z szacunkiem przed obliczem Generała, kiedy skończył zdawać raport z przebiegu misji i stanął na swym zwyczajowym miejscu zajmowanym podczas obrad kapitańskich. Z kolei staruszek zwrócił się do swego porucznika wyglądem przypominającego angielskiego szermierza mówiąc:
- Poruczniku Sasekibe proszę zebrać pozostałych Kapitanów.
- Hai - odparł i dosłownie rozpłynął się w powietrzu.
Parę minut później kolejno jeden po drugim zaczęli zbierać się Bogowie Śmierci w czarnych kimono i nałożonych na nie białych płaszczach z symbolem dywizji nad, którą mają dowództwo ustawiając się w rzędach po każdej ze stron. Wszystko zdawało się wyglądać dokładnie tak jak opowiadał jej Urahara, chociaż nie do końca bo z tego, co wiedziała powinno być dziesięciu kapitanów, a naliczyła dziewięciu wraz z dziadziusiem. Jednak nie to ją teraz zastanawiało. Była raczej ciekawa powodu dla, którego ją tu przyprowadzili. Przecież dopięli swego zrobili z niej shinigami. Czego mogli jeszcze chcieć? Czyżby ponownie zamierzali wywrócić jej życie do góry nogami? Tylko jaki mieli by w tym cel?
- Wezwałem was wszystkich z jednego powodu – rozpoczął Yama – Zdecydowałem, że już czas aby ta oto młoda dama – wskazał na brązowowłosą stojącą obok Truskawka - Która jak już zapewne wiecie była przyczyną zamieszania w Świecie Żywych została drugim Zastępczym Bogiem Śmierci w Karakurze. Jednak przedtem chciałbym aby przeszła szkolenie między innymi z kidō podobnie jak obecny tutaj Kurosaki Ichigo co za tym idzie tymczasowo dołączą do Gotei 13.
- Co? On i ta dziewczyna! – jak zawsze odezwała się Pani Kapitan drugiego oddziału mająca najwięcej do powiedzenia – Przecież oni mimo wszystko są żywymi ludźmi i na dodatek mają jego w sobie! Nie potrzebujemy kogoś takiego w Seireitei – rzuciła Kurosakiemu pełnie niesmaku spojrzenie i utkwiła wzrok w młodej shinigami. Każde słowo tej kobiety było jawną pogardą, jakby starała się udowodnić, że zawsze wszelka odmienność i wybitność budzi lęk i nienawiść.
- Suě-Fēng wystarczy – dziadek uniósł dłoń w geście nakazującym posłuszeństwo – Nie życzę sobie takiego zachowania w mojej obecności. To, że pochodzimy z innych miejsc nie czyni nas od razu wrogami. Czasami trzeba odsunąć na bok dzielące nas różnice i zacząć działać razem. Czy wyraziłem się jasno Suě-Fēng Taichiō?
- Tak ale w takim wypadku… - Druga kapitan chciała jeszcze coś dodać, lecz uniemożliwił jej to odgłos otwieranych w tym momencie drzwi. Wrota otwarły się a do pomieszczenia wszedł spóźniony Kyōraku z łagodnym uśmiechem na twarzy i w charakterystycznym słomianym kapeluszu na głowie, spod którego wystawały długie brązowe włosy związane w kucyk błękitną gumką. Oprócz białego płaszcza miał na sobie różowy płaszczyk w kwiaty.
- Wybacz spóźnienie Yama- jii ale zbłądziłem na drodze życia. - Kapitan zdjął kapelusz, a nasza bohaterka na widok jego osoby dosłownie oniemiała. Miał identyczną twarz, jak mężczyzna ze starych fotografii, którego gdy jeszcze była małą dziewczynką mama opisywała jej jako ojca. Nie mogła uwierzyć, w to właśnie się wydarzyło.
- O -otōsan?
To pojedyncze słowo,a znaczące jednak tak wiele Tata wywołało spore zamieszanie wśród obecnych Strażników Śmierci.
- O czym Ty mówisz dziecko?! Przecież to nie możliwe! Ja nawet żony nie mam. -Jego myśli pędziły niczym kolejka w diabelskim młynie. Wciąż stał w oszołomieniu wyraźnie nie dowierzając temu, co usłyszał. – Wybacz, ale musiałaś mnie z kimś pomylić. Być może wyglądam podobnie do twojego ojca, lecz zapewniam cie, że nim nie jestem.
- Nie ma mowy o pomyłce. - Na potwierdzenie swych słów wyciągnęła z kieszeni kimono noszące ślady upływu czasu zdjęcie. Zdjęcie przedstawiające siedzącego pod kwitnącą wiśnią młodego mężczyznę w słomianym kapeluszu spod którego wystawały związane w kucyk długie, brązowe włosy wraz z równie młodą, białowłosą kobietą. Miał na sobie kapitańskie haori z nałożonym na nie różowym, kwiecistym płaszczem. - Zwłaszcza, że to szczególne ważna dla mamy pamiątka rodzinna.
- A jak nazywa się twoja matka?
Ona nie waha się udzielić odpowiedzi:
- Nakatomi Miyuki.
- Ran, rany więc to tak - Zaczął się wachlować kapeluszem – Po tych wydarzeniach w SS wróciła do poprzedniego nazwiska i żyła jak zwykły człowiek.
- Mówisz o mojej mamie? Czy ja dobrze zrozumiałam twierdzisz, że ona też była Bóstwem Śmierci? – zapytała nie dowierzając – No ale jak, przecież to nie możliwe, poza tym ona nawet o istnieniu duchów nie miała pojęcia, a co dopiero mówić o walce z pustymi.
- Czyli nic jej powiedziałaś?- pomyślał dostrzegając zdziwione spojrzenie szatynki – Dokładnie tak. Miyuki była moją żoną, a ty Yukiko-chan jesteś moją córką jakby nie patrzeć. Ja i twoja mama bliżej poznaliśmy się w domu jej rodziny podczas jednej z ceremonii herbacianych – zaczął opowieść będącą odbiciem przeszłości - Którą tamtego dnia jej szlachetny ojciec przyrządził z okazji wstąpienia swej córki w szeregi trzynastu oddziałów obronnych, a dokładnie do XII dywizji ,gdzie wówczas kapitanem był mój dobry przyjaciel Urahara Kisuke. W miarę upływu dni, które coraz częściej spędzaliśmy ze sobą przyszła i miłość. W tamtych chwilach byliśmy młodzi i szczęśliwi nie myśleliśmy o przyszłości mimo, iż ona miała swój cel wyznaczony już wraz z jej narodzinami. Jeszcze ufnie patrzyliśmy w świat – ciągnął dalej ojciec – Nauczyliśmy się tego od ludzi, jakich każdy pragnął by spotkać na swojej drodze. Nasze życie nie malowało się w odcieniach szarości i nic nie zapowiadało historii, jakiej wkrótce mieliśmy stać się mimowolnymi świadkami. Dwa lata później dostała awans na vice- kapitana wtedy też miała zostać trzynastą dziedziczką potęgi swoich przodków w końcu już od najwcześniejszych lat była przygotowywana przez swą matkę, dwunastego przywódcę klanu, do objęcia tytułu głowy rodu. Była jednakże ku temu jedna przeszkoda a byłem nią ja. Twoja babcia Hikaru za nic nie chciała zaakceptować naszego związku twierdząc, że jej córka zasługuje na kogoś lepszego niż kapitan kobieciarz dlatego na jej życzenie Miyuki – chan miała się ze mną rozstać i zawrzeć zaaranżowane małżeństwo z pierwszym synem klanu Namija. Ale ona nie chciała nawet o tym słyszeć tym bardziej, iż za kilka miesięcy miała nam się urodzić córeczka – na twarzy taty pojawił się szeroki uśmiech – Tego dnia ostro pokłóciła się z ojcem, miała dość życia jak to ujęła gdzie wszyscy o wszystkim decydują za nią, postąpiła wbrew przeznaczeniu dziedziczki, chcąc choć raz móc wybrać swój własny los zniknęła w świecie żywych zostawiając wiersz i róże yamabuki.
Po tych słowach zapanowała bezkresna cisza, milczenie przeplatane zdziwionymi spojrzeniami kapitanów oraz szumem listków powiewających na wietrze dobiegającym gdzieś z zewnątrz. Yukiko nie wiedziała co ma powiedzieć. Nagle poczuła się niewyobrażalnie głupia i naiwna. Gdzieś głęboko na dnie serca narodziło się uczucie pustki. Spędziły razem tyle dni i nic jej nie powiedziała. Czyżby dlatego, że tak naprawdę nie wierzyła w swój los? Że sądziła, iż postępując w taki sposób uda jej się jakoś od niego uciec, ponieważ zawsze szybowała na skrzydłach wyobraźni? Czy faktycznie wierzyła, że ich stopy oderwą się od ziemi, a serca ulecą z ptakami? A może tylko starała się zachować twarz, chroniąc swoje sekrety i wierząc, że dzień taki jak ten nigdy nie nadejdzie? Może powinna być zła, że ją tak okłamała ale wcale nie czuła gniewu. Zrobiła przecież to wszystko dla osoby, która znaczyła dla niej więcej niż ktokolwiek inny, swojej córki. Najwyraźniej chcąc dla niej innego życia.
- To wszystko zmienia drogie dziecko – słowa dziadziusia przerwały bezbarwną cisze – biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację rozważę możliwość przydzielenia cię na stałe do naszych oddziałów o ile wcześniej nie sprawisz żadnych kłopotów. A póki co wraz z Shinigami Daikō chwilowo trafisz pod skrzydła Kapitana Kuchiki, którego celem będzie podniesienie waszych umiejętności, przy okazji będziecie pomagać w dywizji.
Kolejny raz ten stetryczały staruch jak go zaczęła nazywać w myślach zdecydował za nią. Poczuła się jak nic nieznaczący przedmiot. Jak marionetka w rękach dziecka, które chcąc się pobawić pociąga za sznurki. Nie mogła pojąć jak można kogoś tak potraktować. To tak jak gdyby nie miała prawa do samodecydowania o własnym życiu i losie!
- Kuso nie decydujcie o wszystkim sami!- krzyknęła mimowolnie zaciskając dłonie w pięści. Zareagowała tak jak mogła zareagować piętnastoletnia dziewczyna mając teraz ewidentnie gdzieś co sobie o niej pomyślą – Ja się nie zgadzam. Nie mam zamiaru zostać tu na zawsze. Zrozumcie wreszcie, że się nie zmienię i nie chcę dodatkowych kłopotów w przyszłości. No i jak by to powiedzieć… Tatsuki, Keigo, koledzy z mojej szkoły, chcę być Bogiem Śmierci w Zastępstwie na Ziemi, bo za bardzo bym się o nich martwiła gdybym odeszła.
Znowu zapadło milczenie nikt nie spodziewał się takiej wypowiedzi. No, ale cóż czy można dziwić się naszej bohaterce? Przecież w tak krótkim czasie jej życie znowu zostało wywrócone do góry nogami.
- Rozumiem twoje uczucia jednakże moje stanowisko wobec twojej przynależności do Oddziałów Obronnych pozostaje niezmienne. Zebranie uznaje za zakończone. Proszę rozejść się do swych obowiązków.
Kończąc przemówienie uderzył laską o podłogę po czym powolnym krokiem udał się w kierunku drzwi do swojego gabinetu. Kapitanowie także zaczęli się rozchodzić jednakże z pewnymi wyjątkami.
- Kurosaki Ichigo, Nakatomi Yukiko… Pójdziecie ze mną - powiedział beznamiętnym tonem dostojny czarnowłosy mężczyzna z ponurym wyrazem twarzy jednak po chwilce wtrącił się Shunsui ratując naszą dwójkę przed "złym lwem".
- Kapitanie Kuchiki pozwolisz, że na najpierw razem z Ichigo - kun nieco oprowadzę Yukiko - chan po Dworze Czystych Dusz? - Zapytał kapitan VIII Gotei z charakterystycznym dla siebie ciepłym uśmiechem na ustach. Kuchiki nic nie odpowiedział, obdarzył całą trójkę chłodnym spojrzeniem a potem skinął głową. Shunsui widząc, że Byakuya wyraża zgodę objął dziewczynę ramieniem tak jak ojciec obejmuje córkę i wyprowadził ją z pomieszczenia. I tym sposobem wszyscy troje udali się na wycieczkę krajoznawczą po Seireitei zostawiając kapitana szóstej dywizji samemu sobie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LAYOUT BY OKEYLA