Yume wa koko ni aru yo…
Korkoro no nakade numeuru kimi wa
Mezameru kotonai kedo…
Sny.
Symboliczne, magiczne niemal opowieści tkane przez ludzki umysł. Ukryte
pragnienia i obawy. Niekontrolowane obrazy pozostające na zawsze zamknięte w świecie
nocy. Senne
marzenia bywają jednak dość trudne do zinterpretowania i pełne symboli.
Szczególnie te prowadzące na granicę dwóch światów. Przekonała się o tym
także i nasza bohaterka od lat śniąca tę samą, nader dziwną wizję swej
podświadomości.
Wszystko spowite
całunem ciemności, na niebie tylko sierp księżyca i hula zimowy wiatr. Wśród bieli
śniegu stoi przepiękna postać. Kobieta ukryta w białym kimonie. Na tym
nieskazitelnym tle przepięknie wyróżniają się jej czarne oczy i włosy, które
rozwiewa niesforny wiatr. Głos rozbrzmiewa można, by rzecz po śnieżnej krainie.
Mówi do szatynki jakby bardzo dobrze ją znała.
- Nie znam cię. Kim
jesteś? –
Pyta dziewczyna.
- Kim jestem? O czym
ty mówisz dziecko. Na tym świecie nie ma nikogo, kto znałby mnie lepiej niż ty.
Moje imię to … - Ostatnie, ale jakże ważne dla przyszłości tej pozornie zwykłej
nastolatki słowa zagłuszył szept wiatru. Jeszcze nie tutaj, jeszcze nie teraz,
jeszcze nie czas, ażeby je poznała. Jednak gdzieś w innej chwili, wśród
zupełnie innych miejsc ponownie zabrzmi ten głos. A wtedy… - Pani śniegu
odchodzi odprowadzana tylko bladym światłem księżyca, a może to jedynie jej
stwórca powraca do rzeczywistości?
-
Każdej nocy ten sam sen. Czy
to się kiedyś skończy? – Przetarła zaspane oczy i niechętnie poczłapała się do
łazienki w celu odbycia porannej toalety. Dwadzieścia minut później wyszła ubrana
już w znienawidzony szkolny mundurek. Kiedy właśnie miała zejść do kuchni
niespodziewanie zmaterializował się przed nią duch około dziesięcioletniego
chłopca.
- O nie znowu to samo. Nawet tutaj te
przeklęte duchy nie dają mi spokoju. Super naprawdę świetnie się zaczyna. Ohayō
mononoke - san. – Mononoke są zmarłymi duszami, które z jakiegoś znanego tylko
sobie powodu nawiedzają żywych ludzi. Oczywiście tylko tych, którzy obdarzeni
zostali szczególnymi zdolnościami, dzięki, którym potrafią je dostrzec. – Jak
tu wszedłeś?
-
Przez drzwi.
-
Nie o to mi chodzi! – Krzyknęła - Ustawiłam tu wczoraj talizmany ochronne ze
świątyni, więc ayakashi nie powinni się teraz tutaj dostać.
-
Ale mnie się udało. – Uśmiechnął się chytrze – Poza tym mogłabyś wreszcie przestać
nazywać mnie „mononoke”. I lepiej się pospiesz, bo zaraz spóźnisz się do szkoły
onee–san.
-
Raaany. Skoro tak bardzo marudzisz, zdradź mi wreszcie swoje imię. - Odparła
poirytowana. Jakoś nie miała ochoty na sprzeczki z samego rana i to jeszcze z głupią
duszą. – Będę cię tak nazywać. Zaraz jak
to „się spóźnię”. - Spojrzała na zegarek i… - Ło Yashinie za piętnaście ósma! -
Szybko złapała za szkolną torbę i zbiegła na dół. - Gomene młody porozmawiamy
jak wrócę. – Rzuciła stojąc w progu. Po czym w rekordowym tempie wybiegła z
domu. - Kto był tak inteligentny, żeby lekcje zaczynały się o ósmej rano?!
Muszę się pospieszyć, bo Ichigo będzie szydzić.
Wbiegła
na szkolny dziedziniec niczym błyskawica. Niestety było już kilka minut po
dzwonku. Stojąc przed drzwiami „ukochanej” klasy postanowiła niepostrzeżenie
zakraść się do swojej ławki, licząc na to, że nie zostanie zauważona. Nie
zastanawiając się dłużej uchyliła ostrożnie podwoje, po czym cichutko przemknęła
na czworakach między szkolnymi ławkami. Już prawie była u celu, gdy niespodziewanie,
radośnie powitała ją Orihime, co niewątpliwie nie uszło uwadze geograficy. No,
cóż jak pech to pech.
-
Nakatomi Yukiko - san spóźniłaś się!– Ryknęła sensei - Za drzwi! – Nastolatka, mimo, iż
niezwykle niezadowolona z wymierzonej jej kary posłusznie wykonała polecenie.
Usiadła klepiskiem na podłodze i poczęła narzekać na swój los. Jakże, by
inaczej.
-
Co ona sobie wyobraża? To, że się spóźniłam nie znaczy, iż ma mnie od razu
wywalać z lekcji. - Kiedy miała ponownie otworzyć usta, by ponarzekać, dobiegł
ją dziwny dźwięk. Jakby „grr”, czy „krr”. Dźwięk sygnalizujący, że ktoś jest
głodny. Tą osobą była najwyraźniej Yuki. - Ok czas coś zjeść. - Nie wiele myśląc
sięgnęła do torby po swoje drugie śniadanie o ile takowym można nazwać
tabliczkę orzechowej czekolady. Już zabierała się za kolejną kostkę, kiedy dosłownie
znikąd pojawiła się przed nią nauczycielka.
-
Cóż ty wyprawiasz, Nakatomi - san?!
-
Jem. – Odpowiedziała z premedytacją, a tamta z kolei posłała jej spojrzenie,
którego sam bazyliszek się, by nie powstydził. - Nie widzi Pani?
-
Właśnie widzę. Żeby mi się to więcej nie powtórzyło! Do klasy, ale to już! –
Rzekła stanowczym głosem wskazując na pomieszczenie gestem dłoni. Brązowowłosa
zgodnie z „rozkazem” weszła do środka i z miną obrażonego dziecka zajęła
miejsce obok Kurosaki’ego, który nie był, by sobą, gdyby nie wypowiedział się
nieproszony o zaistniałej sytuacji.
-
Śpiąca królewna się spóźnia, jak za dawnych czasów.
-
Ja ci dam śpiącą królewnę Truskawo. Ubije
jak babcie kocham! - Pomyślała - Uruse debilu. Nie jestem żadną „śpiącą
królewną” tylko Yukiko, jeśli byś bez przypadek zapomniał.
~*~
Po
tym, jak każdy z uczniów dopchał się do stołówki i wybrał swoje drugie śniadanie
jedni wracali do klas, aby tam w spokoju spożyć najważniejszy posiłek dnia,
inni zaś wraz z przyjaciółmi zasiadali w cieniu drzew szkolnego podwórka. Do
tej drugiej grupy należała również siedząca w towarzystwie Inoue, Tatsuki oraz Asano.
-
Co dostałaś Nakatomi – chan?– Szczebiotała wesoło Hime zawiązując sobie z tyłu
perfidnie różowy fartuszek z wyszywaną podobizną Kona, który specjalnie dla
niej wyszedł spod łapek Ishid’y. - Bo mi dzisiaj udało się zdobyć słodką bułkę
z curry, kanapkę z jajkiem oraz moje ulubione melonowe bułeczki.
-
Jak wreszcie dostałam się do stołu nie było nic do wyboru prócz dwóch bułek z
krabem i czekoladowego mleka, więc sama widzisz.
-
Jeśli tego nie lubisz takiego pieczywa Yu-chan to możemy się zamienić.
-
To nie tak, że ich nie lubię, lecz to trochę za mało, by się najeść. I nie
zwracaj się do mnie w ten sposób – Prychnęła. Tyle razy już to powtarzała, ale
tamta dalej swoje. – Nie jesteśmy, aż tak bliskimi przyjaciółmi. - Jakoś nie
pałała szczególną sympatią do tkającej księżniczki, nie wiedzieć, czemu. Miała
także nieodparte wrażenie, iż było w niej coś niepokojącego, coś, czego nie
umiała dokładnie nazwać. – No, a propos, dlaczego dziś założyłaś fartuch?
-
Widzisz, jeśli jem czasem upada mi jedzenie, a w taki sposób mój mundurek się
nie pobrudzi. Spryciula ze mnie no nie?
-
Taaa powiedzmy. – Odpowiedziała krótko i wzięła się za pałaszowanie posiłku. Asano
widząc, z jakim apetytem dziewczyna pochłania kolejne kęsy śniadanka popijając
je brązowym płynem oczywiście nie mógł się powstrzymać od złośliwego
komentarza, choć dobrze wiedział, że to wywoła pomiędzy nimi sprzeczkę.
-
Myślisz, że jeśli będziesz pić tyle mleka to ci urosną większe piersi. -
Zakpił. Mordercze spojrzenie natychmiast zostało posłane ku najlepszemu
przyjacielowi Mizuiro.
-
Keigo ty cholerny zboczeńcu…! – Krzyknęła rozzłoszczona. Wstała z miejsca i
podeszła do niego wolno. Uniosła głowę wysoko do góry, a jemu niemal zdawało
się, że przez moment dostrzega szkarłat w jej niebieskich oczkach. Uśmiechnęła
się wrednie i nim brązowo włosy zdążył jakkolwiek zareagować, jednym sprawnym
ruchem ręki wylała mu zawartość kartonika wprost na głowę. Z satysfakcją
przyglądała się, jak mleko spływa po jego włosach, a na szarym uniformie
powstają ślady po cieczy. - Zamiast przejmować się rozmiarem moich piersi
zajmij się lepiej swoją fryzurą baka. – Szepnęła mu do ucha i już zupełnie
spokojna udała się w stronę szkolnego budynku zostawiając kipiącego ze złości chłopaka
samemu sobie.
~*~
Zadzwonił
ostatni dzwonek i wszyscy zaczęli zbierać się do domów. Gdy nasza bohaterka
wkładała książki do plecaka podeszła do niej znienawidzona Orihime.
-
Ano Yukiko - chan… - Odezwała się Hime. Ciekawe, czego tym razem chciała. –
Pomyślałam, że może wybrałabyś się ze mną do cukierni Crowl. Pogadałybyśmy i
przy okazji spróbowały któregoś z tych pysznych ciast. – Zaproponowała - Co ty
na to?
-
Tak jeszcze twojego towarzystwa było mi
trzeba no, ale nic trza silić się na miłość. – Przemknęło jej przez myśl – Dziękuję
za zaproszenie Inoue, lecz na dziś mam nieco inne plany. Wari. Innym razem.
-Rozumiem.
W takim razie mata ne. – Pożegnała się z zwykłym dla siebie uśmiechem i
opuściła salę. Zaś Yukiko włożyła do torby ostatni podręcznik, by nareszcie móc
pożegnać szkolne mury. Niestety tylko do poniedziałku.
~*~
Z
książką w dłoniach siedziała nad brzegiem rzeki Karasu opierając się o pień
jednej z płaczących wierzb. Nad jej głową rozpościerało się niebo błękitne
niczym pióra zimorodka. W oddali rozciągał się widok na nieznany dotąd świat i
pola uprawne. Lubiła to miejsce. W osamotnieniu mogła pomyśleć o zdarzeniach
minionych dni.
Nagle
usłyszała potężny huk, jakby walących się nieopodal budynków i odgłos, chociaż
nie to bardziej przypominało ryk dzikiego zwierza niż jakikolwiek normalny
dźwięk. Zaskoczona i przerażona zarazem podniosła się i nerwowo obracając
głową we wszystkich możliwych kierunkach szukała przyczyny ów mrożącego krew w
żyłach zjawiska. Znalazła. Dosłownie znikąd pojawiło się coś, co wówczas młodej
Nakatomi kojarzyło się jedynie z Yōkai*. Wciąż nie wiedziała tylko, że tak zacznie
się dzień jej wielkiej przygody.
~*~
Uruse-
dokładnie znaczy hałaśliwy tutaj użyte, jako zamknij się.
Sensei
– nauczyciel
Yōkai
- Pojęcie yōkai ma szerokie znaczenie i obejmuje całą gamę stworów, których
boją się Japończycy: duchy, widma, demony, mamidła, zjawy, odmieńce, upiorne
zwierzęta, straszydła, diabły, ogry, złośliwe skrzaty i inne istoty posiadające
nadnaturalne moce o nieznanym pochodzeniu, pojawiające się pod postacią:
zjawisk, ludzi, roślin lub zwierząt, a nawet przedmiotów codziennego użytku
takich, jak np. parasol, czy czajnik.
Ayakashi
– dawniej słowo oznaczające ducha pojawiającego się w morzu podczas katastrofy
morskiej. Obecnie jest często używane, jako synonim słowa yōkai lub ogólnie w
odniesieniu do niezwykłych zjawisk.