Niczym
przez maga zahipnotyzowana wpatrywała się w zimne, złote oczy olbrzymiego
potwora. Wyglądem przypominał Kamaitachi – przerośniętą łasicę o pazurach
ostrych jak sierpy. Twarz swą za białą maską skrywał. Zamiast serca w piersi
ziejąca pustką dziurę ukrywał. Dziurę stanowiącą pozostałość po łańcuchu
przeznaczenia. Widząc, jak ów mistyczne stworzenie niszczy kolejne niebosiężne
budynki mając w najszczerszym zamiarze ją dopaść zaczęła uciekać kierowana
instynktowną reakcją. A upiór? Upiór tylko na to czekał. Ruszyła w szaleńczą pogoń
niczym dziki zwierz za swoją ofiarą. Przerażona biegła ile sił w nogach, lecz
pusty był coraz bliżej i bliżej. Niemalże czuła na sobie jego oddech. Widząc,
iż od horou dzielą ją już tylko centymetry zamierzała przyspieszyć kroku, kiedy potknęła
się o wystający kamień w efekcie z impetem lądując na ziemi. Serce waliło jej
niczym oszalałe, a po twarzy poczęły spływać łzy przerażenia, gdy już myślała, że
wszystko stracone ten ryknął przeraźliwie buchając w nią cuchnącym oddechem i
całkiem ludzkim, zrozumiałym językiem.
-
Pachniesz naprawdę apetycznie. Pozwól mi posmakować swojej
duszy. – Znudziła mu się w „kotka i myszkę zabawa”. Z zrządzą mordu w oczach zamachnął się długim ogonem na wstającą pomału Yukiko. Ta odskoczyła dosłownie w ostatniej chwili unikając ciosu. – Nie zginęłaś po pierwszym trafieniu? I zdaje się, że również możesz mnie zobaczyć. Wygląda na to, iż znowu dopisało mi szczęście. Wiesz, zjadłem już dziś dwoje żywych ludzi. Byli cholernie smaczni. Kolejnym będziesz ty. – Mając świadomość tego cóż zaraz nastąpi zaczęła gorączkowo rozglądać się dookoła, daremnie szukając jakiejś kryjówki. Znalazła się w potrzasku nic już nie mogło powstrzymać tego, co nieuniknione. Pożeracz dusz doskoczył do niej. Ona jednak nie zamierzała tak po prostu dać się pożreć. Ostatnim wysiłkiem spróbowała przemknąć się między jego nogami. Jednakże stwór był szybszy. Jedną z swych łap z prędkością wiatru przeciął jej lewe ramię, z którego momentalnie poczęła sączyć się obfita strużka szkarłatnej krwi, potem schwytał ją w śmiercionośnym uścisku.
duszy. – Znudziła mu się w „kotka i myszkę zabawa”. Z zrządzą mordu w oczach zamachnął się długim ogonem na wstającą pomału Yukiko. Ta odskoczyła dosłownie w ostatniej chwili unikając ciosu. – Nie zginęłaś po pierwszym trafieniu? I zdaje się, że również możesz mnie zobaczyć. Wygląda na to, iż znowu dopisało mi szczęście. Wiesz, zjadłem już dziś dwoje żywych ludzi. Byli cholernie smaczni. Kolejnym będziesz ty. – Mając świadomość tego cóż zaraz nastąpi zaczęła gorączkowo rozglądać się dookoła, daremnie szukając jakiejś kryjówki. Znalazła się w potrzasku nic już nie mogło powstrzymać tego, co nieuniknione. Pożeracz dusz doskoczył do niej. Ona jednak nie zamierzała tak po prostu dać się pożreć. Ostatnim wysiłkiem spróbowała przemknąć się między jego nogami. Jednakże stwór był szybszy. Jedną z swych łap z prędkością wiatru przeciął jej lewe ramię, z którego momentalnie poczęła sączyć się obfita strużka szkarłatnej krwi, potem schwytał ją w śmiercionośnym uścisku.
Czy
właśnie taki miał być koniec? Miała zginąć nim na dobre zdążyła poznać
prawdziwe oblicze tego świata?
~*~
Aktem
łaski od losu, przeznaczenia, czy Boga staje się postać młodego mężczyzny –
dziesiątego kapitana w Społeczności Dusz. Poszukując niezwykłej ludzkiej istoty
będącej celem niezwykle niepożądanej przez niego misji zagłębiał się w miasto.
Miasto pełne przestępczości, zniszczonych marzeń i niesprawiedliwości w
kontaktach międzyludzkich. W pewnym momencie zatrzymał się wyczuwając w
powietrzu wibracje złowrogiego reiatsu.
-
Pusty... – Szepnął do siebie i używając shunpo ruszył w stronę, skąd poczuł
energię. Przeskoczył na jeden z dachów i spojrzał na brzeg pobliskiej rzeki, by
stać się świadkiem walki dobra ze złem, czy też jakby to ironicznie powiedzieć,
ludzkiej naiwności i niewinności serca, które nie do końca poznało ten świat. Walki
pod postacią ogromnego Adjuchasa zaciskającego swe szpony na ciele drobnej nastolatki.
Nie wiele myśląc wyciągnął miecz z pochwy na plecach i wyskoczył na bestię.
Jednym sprawnym ruchem przeciął ją na pół. Ta rozpłynęła się w powietrzu, a
młody Kapitan zgrabnie wylądował na ziemi wraz z wyratowaną z opresji szatynką.
-
Dōmo arigatō gozaimasu za ratunek. – Podziękowała, gdy tylko oparła się o
złamany pień drzewa
– Ten dziwny strój… Kim ty jesteś? – Zapytała przyglądając się swojemu
wybawcy. Wyglądał zupełnie, jak samuraj ze starych opowieści. Ale przecież to
nie możliwe. Samurajowie nie istnieją od ponad stu lat! - I, co to była za
kreatura?
-
Zdaje się, że masz wysoką energię ducha, lecz jestem pod wrażeniem, że
mnie widzisz. – Odpowiedział po dłuższej chwili zaskoczony zaistniałym faktem.
- Nazywam się
Hitsugaya Tōshirō, a to było moim obowiązkiem, więc go wypełniłem. Na moim miejscu
zrobiłabyś tak samo. Później ci wszystko wyjaśnię, a teraz proszę nie ruszaj
się przez chwilę. Trzeba cię opatrzyć mała. - Mimo, iż nie był medycznym
shinigami z czwartego oddziału znał podstawy postępowania z rannymi. Kucnął
przy siedzącej nastolatce oglądając uważnie jej ramię, po czym rozdarł jeden z rękawów
swojego kimono i obwinął nim rękę dziewczyny. Yukiko zaczerwieniła się
odrobinkę. – Teraz powinno być lepiej, ale i tak nie obejdzie się bez pomocy medyka.
W każdym razie najlepiej będzie, jeżeli zabiorę cię do Urahary. - Stwierdził – Możesz
iść?
-
Mogę. – Przytrzymując obolałą kończynę próbowała się podnieść, lecz zakręciło
jej się w głowie w wyniku, czego zachwiała się lekko i z powrotem opadła na
piaszczysty brzeg. – Chyba jednak nie. - Wygląda na to, iż nie mam wyboru. - Po tych słowach nie zważając na liczne protesty wziął młodą Nakatomi na ręce, co wprawiło ją w nie małe zakłopotanie i przy pomocy migoczącego kroku ruszył ku sklepikowi ze słodyczami, a ona poczuła jak wszystko wokół zaczyna coraz bardziej wirować. Czuła, iż zaraz zemdleję. Tak też się stało.
~*~
Siedzieli
w jednym z kilku pokoi urządzonym zupełnie w staro japońskim stylu grając
kolejną już tego dnia partyjkę go. Pośrodku niego stał mały, krótkonogi stolik
herbaciany idealnie pasujący do wyjątkowo czystego i starannie utrzymanego
wnętrza.
-
Kisuke myślisz, że to właśnie przez to?
-
Niewątpliwie Yoruichi. Niewątpliwie – Kapelusznik przytaknął przesuwając o pole
kolejny czarny kamyk – W końcu minęło jedenaście lat odkąd jej moc duchowa
została zapieczętowana, a w miarę upływu czasu pieczęć musiała osłabnąć.
~*~
Otaczał
ją wszechobecny mrok. Czyżby umarła? Słyszała niewyraźne głosy. Może to
zaświaty? Nie to nie możliwe, w końcu pamiętała, że została uratowana przez
małego, aczkolwiek przystojnego chłopaka. Powoli otworzyła oczy rozglądając się
po nieznajomym pomieszczeniu, które zdecydowanie nie przypominało tego będącego
w jej domu. Przywracając sobie wspomnienie ostatnich skierowanych do niej słów małego
kapitanka doszła do wniosku, iż zapewne znajduje się w mieszkaniu człowieka
nazwanego przez niego Urahar’ą. Oprócz niej w pomieszczeniu było jeszcze kilka
osób. Wszyscy wyczekiwali momentu, w którym odzyska świadomość. -
A, więc wreszcie się obudziłaś… - Odwróciła głowę w kierunku, z którego
dochodził głos Tōshirō. Ten siedział na parapecie wyglądając
znudzonym spojrzeniem za okno. Dopiero chwilę później zeskoczył na podłogę i
powolnym krokiem podszedł do dziewczyny. – Jak się czujesz?
-
Jest lepiej, dziękuję.