Wreszcie wróciłam. Przepraszam za tak długą nieobecność, ale wierzcie lub nie miałam natłok obowiązków zarówno tych szkolnych jak i domowych. W każdym razie oddaje w wasze łapki nowy rozdział i zapraszam do czytania. Enjoy!
***
- Jak się czujesz?
- Jest lepiej dziękuję. – Powoli podniosła się
do siadu – Czy teraz mi wszystko wyjaśnisz? – Wskazała na trójkę przyjaciół
przyodzianych w zaszczytne, czarne szaty Bóstwa Śmierci dając dokładniej do
zrozumienia cóż ma na myśli. Histsugaya skinął twierdząco głową i rozpoczął
magiczną opowieść o jego świecie. Opowieść o miejscu zwanym Społeczeństwem Dusz,
zwyczajach i prawach tam panujących, Gotei 13, Pustych, Hueco Mundo, Reiatsu i
zdrajcach Społeczności Dusz, którą Kuchiki wzbogaciła o swoje ilustracje.
Yukiko zaś słuchając tej niezwykłej historii wpatrywała się w turkusowe oczy
kapitana. Oczy tak zimne – lód tam, gdzie powinno być szczęście. – Trudno mi w
to uwierzyć. – Podjęła, gdy tylko chłopak
zamilkł oczekując reakcji z jej strony. Cała ta opowiastka o ich kraju wówczas
zdawała się nie posiadać w sobie najmniejszej odrobiny realizmu. Być fantazją
nie mają prawa zaistnieć w jej ludzkiej rzeczywistości. A jednak istniała. –
Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że naprawdę może istnieć coś takiego,
jak shinigami. Dotąd sądziłam, iż to jedynie bajki wymyślone przez mamę.
-
Dzieciaku widzisz duchy, a nie wierzysz w egzystencję Strażników Śmierci. –
Bardziej stwierdził niżeli zapytał – To niedorzeczne.
-
Może dla ciebie Tōshirō -kun, ale nie dla
mnie. Tak się składa, że nigdy przedtem nie widziałam żadnego Boga Śmierci.
Poza tym niewierze w rzeczy, których nie widzą inni. No i nie mów do mnie
„dzieciaku”. Nazywam się Nakatomi Yukiko.
-
Od dawna posiadasz taką wysoką świadomość duchową?
Pytanie
to niezwykle ją zaskoczyło i nie bardzo wiedziała, jak na nie odpowiedzieć.
-
Odkąd tylko sięgam pamięcią byłam świadoma tego, co się wokół mnie dzieje,
jeśli o to pytasz. – Odparła po chwili namysłu. – Zawsze potrafiłam dostrzec
zwyczajne dusze oraz zjawiska, których nie da się logicznie dla zwykłego
człowieka wytłumaczyć. Jednakże kilka dni temu nieco się zmieniło. Wciąż widzę
cienie zmarłych niemniej z tą różnicą, że teraz zaczęły przychodzić do mnie na "pogawędkę". Mimo,
iż wciąż je egzorcyzmuje one i tak wracają zupełnie, jakby coś je przyciągało.
-
Rozumiem. Wygląda na to, że zagadka sama się rozwiązała. – Powiedział do siebie
młody kapitan. Dostrzegając utkwione w nim spojrzenie nastolatki wyjaśnił – Twoja
energia ducha stoi na bardzo wysokim poziomie, a wnioskując z twoich słów w
ostatnim czasie musiał nastąpił jej nagły wzrost. Następstwem, czego były kręcące się wokół twej osoby plusy, nadmierna liczba pojawiających się w mieście horō oraz atak jednego z nich skierowany
na ciebie. Dlatego sądzę, że właśnie ty jesteś przyczyną całego tego
zamieszania w Karakurze. – W pokoju na kilka minut zaległa cisza. Yuki
potoczyła wzrokiem po twarzach zebranych. Chociaż często upływ czasu zaciera
wspomnienia szczególnych chwil, do dziś widzę wszystkich bardzo wyraźnie.
Ichigo zatracony gdzieś w innej rzeczywistości spoglądał na swoje splecione
dłonie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż słowa Hitsugay’i są aż nadto
prawdziwe. Tylko, dlaczego tak trudno mu było przyjąć je do wiadomości? Może,
dlatego, że chodziło o bliską mu przyjaciółkę. O przyjaciółkę, której życie
lada moment za sprawą małego Kapitanka zostanie wywrócone do góry nogami i raz
na zawsze odmieni swój bieg. Rangiku i Rukia, również nie szczególnie paliły
się do dalszej rozmowy.
-
Przepraszam, ale chyba na mnie pora. – Przerwała ciążącą wszystkim ciszę – Nie
chcę sprawiać wam więcej kłopotów. Jeszcze raz arigatō za pomoc Hitsugaya –
san. – Wstała z prowizorycznego posłania i zakładając wcześniej leżące
nieopodal buty skierowała się w stronę fusuma.
-
Nie powinnaś teraz wychodzić. – Zza pleców dobiegł ją głos białowłosego, który
koniecznie chciał ją odwieść od wyjścia na zewnątrz. – Jeszcze chwilę temu byłaś
nieprzytomna.
-
Ale ja naprawdę muszę. Poza tym nic mi nie jest. – Wciąż upierała się przy
swoim. Nikt nie będzie jej mówić, cóż ma robić. No, a na pewno nie on. Wyciągnęła
dłoń, aby otworzyć rozsuwane drzwi, gdy niespodziewanie białowłosy przy pomocy
shunpo zagrodził jej drogę.
-
A jeżeli sytuacja z popołudnia się powtórzy? Co wtedy zrobisz? – Użył bardziej
przekonujących argumentów. Mając świadomość czyhającego tuż za rogiem
niebezpieczeństwa nie mógł pozwolić brązowowłosej tak po prostu odejść. Przecież
jest Bóstwem Śmierci, którego zadaniem jest również ochrona ludzi. – Co
zrobisz, jeśli nikogo z nas nie będzie w pobliżu?
-
Poradzę sobie. Nogi mam sprawne – widzisz. - Uniosła do góry jedną z kończyn i
pomachała sopelkowi przed nosem. Mimo wszystko nawet to nie przekonało go
choćby w najmniejszym stopniu. Nadal stał niewzruszony nakłaniając nastolatkę do
pozostania w obrębie sklepu kapelusznika. Niestety bezskutecznie. Ta „miła”
rozmowa zaczynała powoli zmierzać donikąd.
-
Zgoda. Skoro chcesz wrócić do domu to bardzo proszę,
lecz pod warunkiem, że pójdzie z tobą moja
porucznik. – Nie mając lepszego pomysłu postanowił pójść na kompromis. –
Przynajmniej będę miał pewność, że będziesz cała i zdrowa.
-
Aho! – Krzyknęła. Wcale nie uśmiechało jej się przebywanie pod jednym dachem z
całkiem obcą osobą. Zresztą niby, czemu, by miało. – Odbiło ci! Mowy nie ma! Po
pierwsze nie będę mieszkała z Strażniczką Śmierci, której w dodatku nie znam, a
po drugie nie jestem dzieckiem, żeby mnie pilnować! Jasne Shirō - chan?!
-
Przestań wreszcie zachowywać się jak rozkapryszony bachor! – Rzucił ostro, wytrącony
z równowagi bezmyślnym zachowaniem szatynki. – Aż tak bardzo chcesz posłużyć za kolację kolejnemu z pustych?! Zdaje
się, że nie w porę. I dla ciebie Kapitan Hitsugaya! - Fala gniewu Tosia szybko
opadła. Ostry ton zastąpiła ugodowa nuta, którą często słyszałam, podczas jego
rozmów z panią vice-kapitan. – Zrozum to dla twojego dobra.
-
Ech. – Westchnęła zrezygnowana. Nigdy nie lubiła korzystać z pomocy innych. Być
od nich zależną i sprawiać, żeby poświęcali dla niej swój cenny czas, choć
zupełnie niniejszego nie potrzebowała. Taka po prostu była. Nic nie mogło tego
zmienić. – No, niech będzie. Zgadzam się na współlokatorkę.
~*~
-
Masz do dyspozycji kuchnię, salon i łazienkę. – Zakreśliła koło po
pomieszczeniach – Twój pokój będzie na górze naprzeciw mojego. Jeśli będziesz czegoś
potrzebować wiesz gdzie mnie
szukać. - Zrobiła krok na przód zamierzając udać się do swojej sypialni kiedy do jej uszu dotarło pytanie Bogini Śmierci.
szukać. - Zrobiła krok na przód zamierzając udać się do swojej sypialni kiedy do jej uszu dotarło pytanie Bogini Śmierci.
-
Skąd masz to
zdjęcie? – W jednej chwili wszędobylska blondynka znalazła się przy szafie z
szufladami trzymając w dłoni jedną z kilku stojących na niej fotografii. W
klatce nieuchronnego czasu na tle kwitnącej śliwy uwieczniony został młody,
brązowowłosy mężczyzna. Przyodziany w tradycyjne japońskie kimono leżał
beztrosko wygrzewając się w wiosennym słońcu. Wyglądał całkiem
znajomo. – Ten mężczyzna…
znajomo. – Ten mężczyzna…
-
To pamiątka rodzinna. – Stanęła i spojrzała na nią przez ramię - Jedyna, jaką
mam po tacie. Coś jeszcze chcesz wiedzieć? Jeżeli nie, to do jutra. – Zostawiając
zdziwioną Matsumoto samą sobie udała się do pokoju. Jak tylko zamknęła za
sobą podwoje rzuciła szkolną torbę na obrotowe krzesełko i zmęczona położyła
się na łóżku. Jeszcze przez krótką chwilę zanim usnęła rozmawiała z księżycem niczym zupełnie jak niegdyś w dzieciństwie. Wraz z swym krągłym
„przyjacielem” zastanawiała się nad wydarzeniami mijającego dnia. Zastanawiała
się, dlaczego o wszystkim jej mówili przecież jest człowiekiem niemającym
zupełnie nic wspólnego z ich światem. Czy, aby na pewno? Zresztą równie dobrze
mogłaby być ich wrogiem i stanąć po drugiej stronie barykady. Czy wtedy stała,
by się od razu gorszą? Czy wówczas też, by jej o tym opowiedzieli? Chyba wolała nie szukać odpowiedzi.
~*~
Słońce
wschodzi wysoko ponad chmury. Wróbel piórka z rosy otrzepuje razem z
mieszkańcami Karakury do nowego dnia się szykuje. Yukiko wciąż jeszcze zaspana
podeszła do okna, ażeby zaraz otworzyć je na oścież i zaczerpnąć nieco świeżego
powietrza.
-
Zapowiada się piękny dzień. – Pomyślała
uśmiechając się do siebie, kiedy zauważyła pożeracza dusz, który postanowił
zapolować na małego mononoke. Malec biegł ile sił w nogach desperacko próbując
ucieczki. Potwór również nie próżnował. Zadowolony z wynikłej „zabawy” zbliżał
się coraz szybciej, aż w końcu schwytał duszę w swym śmiercionośnym uścisku.
Ściskał mocniej i mocniej najwyraźniej chcąc zgnieść swą ofiarę. Yuki widząc rozgrywającą
się tuż przed domem dramatyczną scenę postanowiła działać. Kierowana
instynktowną reakcją sięgnęła po spoczywającą na stojaku nieopodal okna katanę
i wybiegła na zewnątrz. Katanę, która kryje w sobie coś więcej niż tylko zwykłą
ozdobę. Coś czego chyba nikt nie śmie przypuszczać. A na pewno nie jest w
stanie tego przewidzieć bohaterka tej
opowieści. Głęboko wierząc w słuszność swoich poczynań ruszyła, by stoczyć bój
z potężnym przeciwnikiem. Z przeciwnikiem czerpiącym swą siłę z odwrotnej
strony magii - ciemnej i złej. Zwinnym ruchem wyskoczyła w górę próbując
uderzyć całą swą siłą w tułów - nie udało się nawet go zadrasnąć.
-
Niemożliwe… Ani śladu?! – Zdziwiona
zeskoczyła na ziemię. Wówczas jeszcze wierzyła, że tak, zwycięży horō, jednakże
nic bardziej mylnego. Nie tędy droga. Takim sposobem nie pokona takiego wroga.
Dlaczego? Ponieważ Pusty wciąż stoi niewzruszony i niebywale rozbawiony
naprzeciwko, naszej bohaterki nawet nie zadrapany. Nie ruszył się, ani o
milimetr, przenikał ją wzrokiem, ażeby w końcu przemówić:
-
Jesteś cholernie słaba. Nawet mnie nie zraniłaś. W ten sposób nigdy mnie nie
pokonasz. Chciałem najpierw pożreć tego dzieciaka, lecz jeśli chcesz zginąć pierwsza to żaden problem. Tym
bardziej, że pachniesz nawet o wiele smaczniej. Szykuj się na śmierć.
- To nie
może dziać się naprawdę. Kuso! Jeśli tak dalej pójdzie… Proszę niech ktoś nam
pomorze. - Z przerażeniem wymalowanym na twarzy wpatrywała
się w postać ogromnego hollow’a. Doskonale zdając sobie sprawę z faktu, iż
właśnie przegrała. Gdy już myślała, że tym razem nie uda jej się z tego
wykaraskać zjawiła się lekko podchmielona porucznik dziesiątego oddziału wraz z
Ichigo. Musieli działać szybo i mieli pełną tegoż świadomość. Nie tracąc czasu fukutiachiō rzuciła
czar wiążący skutecznie unieruchamiając bestię. Kurosaki zaś wyskoczył ku górze
i błyskawicznym machnięciem swojego ostrza odciął łapę potwora wciąż usilnie trzymającą
malca. Ten zawył i znikł.
-
Jesteś cały? – Zastępczy kucnął przed chłopcem.
- Tak onii - san…- Powiedział cicho
wciąż ocierając
spływające po policzkach łzy.
-
To dobrze. No już rozchmurz się. – Poczochrał go po blond włoskach – Od teraz wszystko
będzie w porządku wyślę cię do Soul Society. Do miejsca zamieszkanego przez
dusze. Tam nic ci nie grozi. – Zapewnił malucha i rękojeścią swego zanpakutou
dotknął czoła dziecka. Na nim zaś pojawił się świecący znak. Znak symbolizujący
przejście do dusz świata, który zmienił chłopca w pięknego, czarnego motyla
wzlatującego ku niebu. W tej samej chwili stwór powrócił.
-
Uciekaj Yukiko! - Krzyknęli oboje bogowie śmierci. – My się nim zajmiemy.
-
Gomen ne, Ichi, Rangiku - san. Nie będę uciekać. Nadal mam tutaj coś do
zrobienia. Zobaczysz, dam z siebie wszystko.
-
Zamiast gadać od rzeczy pospiesz się i uciekaj. – Ponaglał Truskawek – Zrozum
wreszcie, że nie masz z nim szans. – Mówił blokując jednocześnie kolejne
uderzenie bestii – Twoje poświęcenie wcale mnie nie uszczęśliwi. Poza tym
będziemy mieć kłopoty, jeśli tu zginiesz. – Wypowiadając te słowa zrobił coś,
czego nie powinien robić żaden będący w trakcie walki Bóg Śmierci, a mianowicie
odwrócił się w stronę przyjaciółki. Chwila nieuwagi i... Kolejny atak posłał go
na ziemię powodując tym samym, iż Zangetsu wypadł mu z ręki.
-
ICHIGO!!! - Krzyknęła zastępczyni Hitsugay’i i ruszyła, ażeby pomóc
przyjacielowi. Niespodziewanie tuż przed nimi ku ich wielkiemu zaskoczeniu
pojawiła się młoda Nakatomi. Jednak była inna niż zazwyczaj. Długie, brązowe
włosy falowały pod wpływem wzrastającej energii duchowej, o jaką można by jej
nie podejrzewać. Niebieskie zawsze śmiejące się oczy teraz niczym stal zimne. Dziwna i tajemnicza zrazem moc wypełniała całe jej ciało. Moc dawno uśpiona - dziś wyrywającą się spod
władania ograniczającej pieczęci. Wzniosła się w powietrze i w sekundzie
znalazła się na barkach chimery. Zgrabnym ruchem przecięła ją wpół, a ta
zniknęła bez śladu. Szybko wróciła na ziemię i stojąc obok Kurosakiego i Matsumoto
powiedziała: Ichigo wa watashi ga mamoru.
Przestała być tylko tłem dla aktorów tego przedziwnego spektaklu.
Przestała być tylko tłem dla aktorów tego przedziwnego spektaklu.
~*~
onii - san - starszy brat
gomen ne - przepraszam
wa watashi ga mamoru - będę cię chronić