wtorek, 3 września 2013

Rozdział VI Kawałek Przeszłości

Witam ponownie. Tym razem nieco wcześniej niż ostatnio przybywam z kolejną notką, która dedykowana jest dla Ewy(to za te herbatki i rozmowy) i Keiry. Dziękuję również za miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem i zapraszam do czytania. 
~*~ 
- Nie zamierzasz dotrzymać danej obietnicy?
- Yoruichi - san dobrze wiesz, że gdyby okoliczności były inne dotrzymał bym słowa, lecz w obecnej sytuacji to niemożliwe. – Kisuke naciągnął kapelusz mocniej na oczy – Nie poświęcę setek istnień ludzkich dla tego jednego przyrzeczenia. 

~*~

Niebo zaciągnęło się ciemnymi chmurami. Zimne, grube krople deszczu spadały na ziemię. Ludzie wracający z przedsiębiorstw wyjmowali kolorowe parasole. Ona nie miała nic. W zamyśleniu przemierzała uliczki Karakury zupełnie nie przejmując się deszczem. Sweterek przykleił  jej się do ciała, cały przemoczony, podobnie jak spódniczka i zwykłe trampki. Skręciła w stronę parku i przyspieszyła kroku. Już prawie była u celu.                                             
    Odruchowo sięgnęła do kieszeni słysząc dźwięk dzwoniącego telefonu. Zerknęła na wyświetlacz. Krople nieco go rozmazały, ale wciąż dobrze widziała numer dzwoniącego. Właśnie miała odebrać połączenie, kiedy potknęła się o rozwiązane sznurówki, co spowodowało utratę równowagi i bolesny upadek. Teraz żałowała, że nigdy nie słuchała matki, gdy ta prosiła, by wiązała buty. Powoli podniosła się na klęczki. Dopiero w tej chwili ujrzała małe rozcięcie na kolanie, z którego wypływała wąska strużka jasnoczerwonej krwi.
- Cholera… - zaklęła pod nosem. - Jeszcze tego mi brakowało.
    Niespodziewanie światło padającej na nią ulicznej latarni zostało przez kogoś przesłonięte. Yukiko uniosła głowę w górę, by zaraz ujrzeć postać wysokiego, młodego mężczyzny o czerwonych włosach związanych w kucyk trzymającego w dłoni parasol. Miał na sobie czerwoną bluzę z kapturem i czarne spodnie – zwyczajny ludzki strój przywdziewany w szczególnych sytuacjach. Sytuacjach takich jak ta, gdy zmuszony był do ukrycia swej duszy w sztucznym ciele.      
- Jeśli będziesz dłużej tak tu siedzieć to się przeziębisz. Jesteś cała przemoczona. – pochylił się nad nią i pomógł wstać.
- Abarai – san? – spytała zdziwiona widokiem vice-kapitana szóstej dywizji – Co ty tutaj robisz? Myślałam, że zostajesz u tego starego sklepikarza.
- Tak się składa, że mam coś twojego. - rzucił jej klucze, które ta zręcznie złapała. – Urhahra – san je znalazł i prosił, aby ci oddać. 
- Dziękuję. - skłoniła się lekko, co miała w zwyczaju, gdyż matka od dziecka wpajała jej zasady dobrego wychowania. – Musiały mi wypaść, gdy wychodziłam.   

~*~

- Myślę, że to nie jest dobry pomysł Rukia. – Zatroskane spojrzenie zwykle radosnych, brązowych tęczówek mówiło samo za siebie – martwił się o przyjaciółkę. Martwił się, że coś pójdzie nie tak i w ostatecznym rozrachunku będą zmuszeni ją zabić, czego w zupełności nie chciał. – Lepiej, ażeby została Bogiem Śmierci w inny sposób. Moglibyśmy na przykład oddać jej część moich mocy albo wysłać ją do akademii już jako duszę. 
- Ichigo, kretynie powinieneś pamiętać ile kłopotów wynikło z przekazywania duchowych mocy. – prychnęła poirytowana. - Poza tym nie wolno nam oddzielać duszy żyjącego człowieka od ciała.
- W takim razie ty musisz pamiętać, że ja przez Taki trening dostałem hollow’a w prezencie, a jutro ona będzie musiała przechodzić przez to samo. – Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Kuchiki ma rację. Tylko dlaczego mimo wszystko w głębi duszy wciąż odczuwał niepokój? Czy na pewno tylko to? 

~*~

Przekręciła klucz w drzwiach i weszła do środka. Niespodziewanie powitała ją wszechobecna pustka. Najwyraźniej pani porucznik udała się w plener topienia smutków i goryczy dnia codziennego. Jakże, by inaczej.
- No nic, przynajmniej wreszcie będę miała odrobinę spokoju. – uśmiechnęła się usatysfakcjonowana wchodząc do średniej wielkości salonu. Na wzorzystym dywanie stał niski, szklany stolik. Wokół niego prostopadle do siebie ustawione zostały dwie, rozłożyste kanapy w jasnych kolorach. Na wprost drzwi znajdowały się okna, a obok nich swoje miejsce miały półki na książki. Półki, na których stały oprawione w ramki fotografie. Z prawej strony wejścia z kolei znajdowała się dość spora szafa z szufladami. Na niej również były różne zdjęcia rodzinne. 
   Podeszła do jednej z półek, aby wziąć do ręki najmniejszą z wszystkich fotografii i zatonąć w fali wspomnień. Fotografii przedstawiającej dwie osoby - malutką Yukiko, sprawiającą wrażenie nad wyraz grzecznej dziewczynki oraz białowłosą kobietę trzymającą na rękach swą kilkuletnią córeczką. Ostatnie wspólnie zrobionej. Tamtego dnia wydawały się być szczęśliwe. Nie mogły wiedzieć, że lada moment rozdzieli je czająca się tuż za rogiem pani śmierci.  

 "Jak każdego popołudnia dziesięcioletnia wówczas Yuki wracała ze szkoły. Otworzyła ciężkie podwoje i z uśmiechem na twarzy przekroczyła próg domostwa mówiąc:
- Wróciłam! 
Jednakże zamiast radosnego głosu mamy odpowiedziała jej cisza. Cisza nie wróżąca niczego dobrego. Gdzie mogła podziać się mama? Przecież zawsze czekała na nią z tym swoim ciepłym uśmiechem. W głębi serca czuła, iż stało się coś złego. Nie wiele myśląc rzuciła szkolną torbę na czarny fotel i pobiegła do kuchni. Niestety tam również, nie zastała nikogo, podobnie było w łazience. Jedynym miejscem, którego dotąd nie sprawdziła była sypialnia rodzica. Powolnym i niepewnym krokiem ruszyła krętymi schodami na górę. Z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej odczuwała narastający strach. W końcu stanęła przed drzwiami pokoju. Z duszą na ramieniu nacisnęła klamkę. Po wejściu jej oczom ukazał się iście przerażający widok. Poranione ciało rodzicielki leżące w kałuży szkarłatnej krwi i znikająca za oknem śmierć w długim, czarnym płaszczu. 
   Podbiegła przerażona ku matce i padła na kolana. Usiłowała zrozumieć obraz, którego właśnie stała się świadkiem. Obraz, który dla małego dziecka był zbyt abstrakcyjnym, by stać się prawdziwym. 
- Mamusiu! – krzyknęła. Łzy same spływały jej po policzkach. Wciąż jeszcze nie była świadoma, że to ich ostatnie wspólnie spędzone minuty – pożegnanie. – Powiedz coś! Onegai! - wzięła w swe maleńkie dłonie rąbek maminej sukienki i cicho szlochając ukryła twarz w jedwabiu.
- Proszę, nie smuć się córciu... – poprosiła z trudem, dławiąc się krwią, a mała spojrzała na nią zapłakana. Nie chciała odchodzić. Nie teraz. Jednak pani ostatnich chwil nie pytała o zdanie. Przyszła nie zapowiedzianie. Okazując łaskę, pozwoliła jej pożegnać się z ukochaną 
córeczką. – Obiecaj uczyć się pilnie i pamiętaj kim jesteś. Miej marzenia. Nie przestawaj próbować, zanim nie osiągniesz sukcesu. Je… st jeszcze tak wiele rzeczy, o których chcę ci  powiedzieć, nauczyć cię. Chcia… łabym zostać z to… bą trochę dłu… żej.  Ko… cham cię. - wyszeptała biorąc ostatni oddech. Sekundę potem serce przestało bić, łaskawie kładąc kres ogromnemu cierpieniu.
- Obiecuje. – odpowiedziała, obejmując zakrwawione zwłoki matki. "   

    - Jak to możliwe, że spotkało mnie coś takiego? – pytała samą siebie. Kilka chwil później odłożyła pamiątkę na miejsce i udała się na górę.
   Wyjęła z szafy pierwsze lepsze ubranie i skierowała się w stronę łazienki, aby wziąć gorącą kąpiel. Teraz pragnęła tylko ciepłego prysznica, który pozwoliłby się jej nieco zrelaksować. Piętnaście minut później opuściła łazienkę przyodziana w suche, czarne rurki oraz białą koszulkę z napisem. Nie mając ciekawszego zajęcia sięgnęła po jedną z swoich ulubionych książek i ułożyła się wygodnie na kanapie. Chciała choć na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości i zatonąć w świecie fantazji, gdzie znane nam prawa fizyki nie do końca muszą być respektowane. Do miejsca, w którym najwyższą potęgą są życzenia, słowa, drzemiące w ludzkiej duszy. Niestety nie było jej to dane, gdyż rozległo się pukanie do frontowych drzwi. - Już idę! - Niechętnie poczłapała się, żeby otworzyć. Zdziwiona zobaczyła stojącą w progu Tatsuki. – Hey Tatsuki – chan. Stało się coś, że odwiedzasz mnie o tej porze?
- Nie, nic. – uśmiechnęła się. – Mama przygotowała za dużo takikomi-gohan, więc pomyślałam, że zaniosę je tobie.
- W takim razie wejdź i się rozgość. Zaraz zrobię herbatę- odpowiedziała licealistka i zapraszającym gestem wskazała koleżance kanapę, po czym wyszła do kuchni. Nie minęło pięć minut, a przyszła Strażniczka Śmierci nerwowo zabrała do pokoju gościnnego dwie lekko brzoskwiniowe miseczki do ryżu oraz także filiżanki z napojem. Nieraz zdarzało jej się potknąć o coś, o co normalnie nikt, by się nie potknął. Po prostu, była trochę niezdarna dlatego też zawsze denerwowała się, kiedy trzymała cokolwiek kruchego. - Przepraszam, że musiałaś czekać. – Postawiła naczynia na stolik - Arisawa –san, co myślisz o Ichigo?
- Hmm… - zamyśliła się na moment. - Jest nieczuły, jego włosy mają dziwny kolor i jest strasznie niecierpliwy. Co tak nagle pytasz? Nie mów, że się w nim zakochałaś. - spojrzała na nią, jakby chcąc powiedzieć: „ach, o to chodzi”.
- Wcale się w nim nie zakochałam! – wrzasnęła i zrobiła naburmuszoną minę. - Zresztą odmówiłam nawet jak chciał mnie odprowadzić do domu.
- Zgłupiałaś?! Zmarnować taką szansę. - Nakatomi uniosła pytająco brwi, jak gdyby próbując spytać: „w takim razie, cóż miałam zrobić?” - Jeśli on pyta „Czy chcesz bym odprowadził cię do domu?” Ty mówisz „Pewnie”. Używasz bólu w nodze i opierasz się na nim. Wtedy idziecie do miejsca, w którym nie ma wkoło nikogo, wciągasz go w ciemny zaułek i przewracasz. Chociaż nie wiem czy Ichigo był by do tego odpowiedni – powiedziała upijając łyk jaśminowej herbatki. 
- Jesteś nienormalna, wiesz. 
- Przesadzasz, mówię tylko co ja bym zrobiła na twoim miejscu. – Na moment w pomieszczeniu zapanowała cisza, którą jednak postanowiła przerwać Arisawa bowiem przyszedł jej do głowy pewien plan. - Wiem! Pomogę ci go zdobyć dlatego powiem mu o twoich uczuciach. – powiedziała dziewczyna szatańsko się uśmiechając.
- Ani mi się waż! – wykrzyknęła. – Jeżeli będę chciała to sama mu powiem, a ty z łaski swojej się do tego nie mieszaj.
Dziewczyny jeszcze długo rozmawiały, nawet nie zauważyły jak szybko zleciał im czas i chcąc nie chcąc trzeba było się rozstać. Tatsuki wróciła do siebie, natomiast przyjaciółka Kurosaki'ego wzięła się za odrabianie nieszczęsnej matmy, tym razem trzeba było stoczyć walkę z równaniami kwadratowymi. 


~*~


Późny czwartkowy wieczór. Zastępczyni Tōshirō siedziała przy barze w Smoczej Jamie beztrosko popijając kolejną porcyjkę alkoholu. Niespodziewanie nachylił się nad nią Hitsugaya w swojej duchowej postaci i krzyknął wprost do ucha:
- Matsumoto! – vice-kapitan słysząc swoje nazwisko, aż podskoczyła wypluwając przy okazji, to co miała w ustach. - Cóż to ma znaczyć?! 
- Ka… Kapitan? –  Zdumiona spojrzała w stronę swego dowódcy.
- A niby kto miał, by być?!
- Nie krzycz na mnie  Kapitanie. – powiedziała z wyrzutem. – Przecież każdy ma prawo czasem poprawić sobie humor. Szczególnie ja.
- Czasem?! Chyba masz na myśli codziennie alkoholiczko! - rzucił ostro nie kryjąc niezadowolenia. – Od dzisiaj masz szlaban na sake, a teraz idziemy, wstawaj. – rozkazał nieznoszącym sprzeciwu tonem. Rangiku zerknęła niepocieszona na swego przełożonego i nie mając większego wyboru posłusznie wykonała polecenie. „Lekko” się chwiejąc wstała i marudząc pod nosem wraz z Hitsugay’ą ruszyła ku wyjściu. Ci wciąż jeszcze przytomni klienci odwracali głowy, widząc jak kompletnie pijana kobieta rozmawia z kimś niewidzialnym. Na jej szczęście uznali, że po prostu przegięła z alkoholem i ma teraz zwidy.

~*~

Takikomi-gohan - danie z ryżu, gdzie kilka składników, czy to warzywa, mięsa, lub cokolwiek innego są gotowane razem

piątek, 2 sierpnia 2013

Rozdział V Decyzja

Po dość długiej przerwie daje Wam następny rozdzialik z dedykacją dla Keiry Higashiyamy. Mam nadzieję, że będzie się podobał. Dziękuję za komentarze pod poprzednią notką i zapraszam do czytania.

~*~

Puści – istoty z ludzkich dusz zrodzone. Przepełnione uczuciami nienawiści oraz żalu - uczuciami wiążącymi je ze światem żywych. Podstawą do ich pokonania jest jedno sprawne cięcie przez maskę. Wystarczy jedynie ,że Shinigami, czyli Bóg Śmierci użyje w tym celu swojego zanpakutō. Zatem jak mogła dokonać tego nastolatka, która jeszcze przed kilkoma minutami była przestraszonym kotem i to tylko dzięki swej ludzkiej sile? I przede wszystkim skąd wiedziała, co ma zrobić? Czyżby instynkt? A może kryje w sobie jakąś tajemnice?
- Co to było?! – Zastępczy zdziwiony poderwał się z ziemi. Nie wierzył własnym oczom. Ta drobna szatynka okazała się nadzwyczaj silna, ale przecież to niemożliwe. W końcu jest tylko zwykłym człowiekiem. Czy, aby na pewno? - Jak ty to zrobiłaś?! I od kiedy potrafisz władać mieczem?
- Skąd mam wiedzieć. - Wzruszyła ramionami - Zwyczajnie poczułam, że muszę zrobić, to co zrobiłam. To przeczucie. Czasem mi się tak zdarza. Poza tym, gdy człowiek ma kogoś bardzo ważnego do ochrony wtedy staje się naprawdę silny Truskaweczku. Jeśli zaś chodzi o walkę mieczem to chodząc do szkoły średniej niższego stopnia w Tochigi należałam do klubu kendo, więc coś nie coś o tym wiem.
- Czyli, że jak? – Drapał się po głowie - Zaraz! Mówiłem ci, żebyś nie nazywała mnie „Truskaweczkiem”!
- Oj, oj nie marudź bo Truskaweczka mogę zamienić na Rudzielca. Jasne?! A teraz wybacz, ale muszę
się doprowadzić do porządku, bo w piżamie do szkoły nie pójdę. – Odwróciła się na pięcie, by skierować swe kroki ku drzwiom domostwa.
- Hej poczekaj! – Krzyknął za nią Kurosaki – Najpierw jakimś cudem rozwalasz silnego hollow’a, a w tym momencie idziesz do domu, jak gdyby nigdy nic?
- Dokładnie Ichi! – Rzuciła przez ramię i naciskając klamkę zniknęła wewnątrz budynku.

~*~

Kolejny niczym nie różniący się od pozostałych dzień w klasie II - III. Inoue i Chizuru chichotały niczym szalone. Honshō zapewne opowiadała jej o przeżyciach związanych z nową przyjaciółką. Keigo oraz Mizuiro grali we wciąż nieśmiertelne kółko krzyżyk, a Kuchiki odsypiała ciężką noc po walce z pustymi.
- Dzień dobry. – Do klasy weszła nauczycielka – Proszę wszystkich o ciszę i zajęcie swoich miejsc. Jako, że dziś rozpoczynamy nowy semestr ponownie wybierzemy przewodniczącego klasy i zastępcę. Są jacyś chętni? – W pomieszczeniu zapanowała bezkresna cisza. Jakoś nikt nie palił się do objęcia tych jakże wdzięcznych stanowisk. – Skoro nie ma chętnych najlepiej będzie wybrać kogoś z doświadczeniem. Może… – Spojrzała na listę osób w dzienniku - Ishida – kun ty byłeś vice- przewodniczącym w poprzednim semestrze, prawda?
- Tak.
- Przepraszam, ale czy mógłbyś zostać nim i w tym półroczu?
- Oczywiście. Żaden problem.
- Świetnie. Zatem pozostał nam jeszcze do wyboru przewodniczący. Jakieś propozycje?
- Sensei, ja Arisawa Tatsuki nominuję Nakatomi Yukiko na przewodniczącą klasy II-III. – Yuki posłała przyjaciółce mordercze spojrzenie. Ta zaś w odpowiedzi wystawiła jej język. – Ona najbardziej nadaje się do tej roli.
- Kto jest za tym wyborem? – Wszystkie łapki ochoczo powędrowały w górę.
- Proszę pani nie zgadzam się z tym! – Krzyknęła z irytacją w głosie sama zainteresowana – Dopiero, co się tutaj przeprowadziłam, więc nie mogę być przewodniczącą.
- Przykro mi młoda damo, ale już zadecydowaliśmy.

~*~

Trzymając w dłoni bukiet tygrysich lilii mijała kolejne rzędy nagrobków. Nagrobków malujących się jako skupiska bezosobowej, mnogiej materii, odarte z twarzy i imion, które w jakiś niezwykły sposób stały się najwspanialszymi pomnikami ludzkiego życia, a jednocześnie najżałośniejszymi śladami jego porażki. W końcu dotarła do obranego celu – przed dawno nieodwiedzany grób matki. Dziś był ten dzień – szczególny dzień. Dzień, o którym nie potrafiła, nie chciała zapomnieć.
- Minęło wiele czasu, mamo… - Wstawiła lilie do wazonu z lewej strony nagrobka - ulubione kwiaty mamy. Nadal pamiętała te wspaniałe, beztroskie chwile, kiedy razem sadziły je w przydomowym ogródku. Wtedy wszystko wydawało się takie proste
– Jak się miewasz? Chyba nie za dobrze, skoro nie żyjesz. U mnie wszystko w porządku, choć przez te pięć lat wiele się zmieniło. Niedługo kończę liceum, dlatego uczę się pilnie. Wciąż zastanawiam się, jakby wyglądało moje życie gdybyś tutaj była. Naprawdę bardzo mi cię brakuje. – Po policzku Yukiko spłynęła łza. Zdziwiona tym zjawiskiem otarła ją. – Przepraszam, że tak rzadko tu bywam, lecz obiecuję to zmienić. Jutro też przyjdę. – Powiedziała nieco posmutniałym tonem i ruszyła ku wyjściu z cmentarza.
- Wreszcie cię znalazłem, Nakatomi. – Niespodziewanie usłyszała za sobą znajomy głos. – Dlaczego nie powiedziałaś Mtsumoto dokąd idziesz?
- Nie powinno ją interesować, gdzie wychodzę. – Odwróciła się - Zresztą mogę robić, co zechcę.
- Chyba nie do końca. Nie dotrzymałaś swojej obietnicy. – Tōshirō posłał jej wymowne spojrzenie – Zapominałaś, że jesteś celem pustych?
- Nie, nie zapomniałam. Pamiętam też, że twoja porucznik miała być gościem w moim domu, a nie robić za moją niańkę.
- Mówił ci już ktoś, że jesteś irytująca?
- Nie, ale niezmiernie miło mi to słyszeć. – Uśmiechnęła się lekko – A tak właściwie, co ty tutaj robisz? Chyba nie przyszedłeś tylko po, to aby powiedzieć mi, że jestem irytująca czyż nie?
- Zgadza się. – Odparł typowo chłodnym dla siebie tonem – Chcę z tobą pomówić o czymś szczególnie ważnym, podobnie jak Urahara. Idziemy.

~*~

Mały, osiedlowy sklepik ze słodyczami. Wyśniony przez bardzo odbiegającego od norm geniusza – Urahar’ę Kisuke. Właściwie nie różniący się niczym od tych, które dostrzegamy wyglądając przez okno. Upływające dni w niczym go nie zmieniają. Jednakże nie dajcie się zwieść temu złudzeniu. Dlaczego? Ponieważ mimo zwyczajnego wyglądu jest czymś więcej niż tylko sklepem, ale czym – chyba nikt ze zwykłych śmiertelników nie śmie tego przypuszczać. Hitsugay’a rozsunął drzwi do jednego z wielu pokoju, ażeby wraz z młodą Nakatomi zawitać do środka. W pokoju przy małym stoliku herbacianym siedział wysoki mężczyzna w pasiastym kapeluszu żywo dyskutując o czymś z Renji’m i Kurosaki’m.
- Dobry wieczór Kapitanie Hitsugaya i serdecznie witam Nakatomi-chan. – Powitał ich były kapitan dwunastej dywizji z szerokim uśmiechem na twarzy. - Może herbatki? - Oboje zgodnie kiwnęli głowami. Klika minut później z polecenia sklepikarza w salonie zjawiła się mała, fioletowo włosa dziewczynka niosąc na tacy napój oraz naczynia. Postawiła wszystko na stole i kłaniając się uprzednio popuściła pomieszczenie. - Nazywam się Urahara Kisuke – skromny właściciel tego miejsca. – Tu zwrócił się do szatynki – Zastanawiasz się pewnie cóż mamy ci do przekazania prawda. – Bardziej stwierdził niżeli zapytał. – Zatem nie przedłużając, wyjaśniam. – Oznajmił nalewając zielonej herbaty do filiżanek – Mając na uwadze fakt, iż przyczyną tego całego zamieszania w Karakurze jest rzeczywiście ludzkie dziecko o niezwykle wysokich zdolnościach kenki postanowiliśmy skonsultować się z Soul Society. Jednogłośnie wówczas zapadła decyzja o poddaniu cię specjalnemu treningowi dzięki któremu zyskasz moce Shinigami. W późniejszym czasie otrzymasz odznakę Boga Śmierci w Zastępstwie i będziesz pracować wraz z Kurosaki’m – san. - Dziewczyna spoglądała na Kisuke oczami pełnymi zdziwienia zupełnie nie dowierzając usłyszanym słowom. Dotychczas istniała jako najzwyczajniejsza uczennica liceum niczym specjalnie się nie wyróżniająca i było jej z tym dobrze. Aż do wczoraj nie miała pojęcia o istnieniu Pustych czy Strażników Śmierci, a teraz ci zupełnie obcy dla niej ludzie tak po prostu chcą, by z dnia na dzień stała się częścią ich świata. Tylko, czy ktokolwiek ma prawo zażądać, aby w imię przyszłości zapomniała o swojej teraźniejszości?
- Wolne żarty! – Krzyknęła poirytowana wywodem blondyna – Ani mi się śni stać po tej samej stronie, co wy. Przeraża mnie to. Nie chcę po raz kolejny mierzyć się z demonami przypominającymi tego z rana, a na pewno nie dam się wkręcić w wojnę z jakimiś czubkami. Tak ciężko pojąć, iż wolę być tylko zwyczajną dziewczyną i żyć z tą świadomością, że mogę widzieć złe dusze oraz Bóstwa Śmierci. Wybaczcie, jeśli was rozczarowałam. – Powiedziała zdecydowanym tonem. Tōshirō widząc reakcję nastolatki wstał z swojego miejsca i przysiadł obok niej wpatrując się przez moment w jej niebieskie oczy. Doskonale znał te obawy, przecież jeszcze kilkadziesiąt lat temu sam znajdował się w podobnej sytuacji. Wówczas to Matsumoto przekonała go do wstąpienia w szeregi Akademii Sztuk Duchowych i pewnie, gdyby nie ten przypadek nadal tkwił, by w Rukongai nie świadom ogromu swej mocy.
- Wiem, co czujesz. Musisz jednak wziąć pod uwagę fakt, że osoby o tak dużej energii duchowej jak twoja powinny nauczyć się ją kontrolować. W innym wypadku przyczynisz się do zderzenia dwóch światów, które nie powinny się zetknąć cóż za tym idzie śmierci wielu niewinnych ludzi. – Yuki właśnie otwierała usta, ażeby coś powiedzieć jednakże młody dowódca uciszył ją gestem ręki - Zrozum tak będzie dla ciebie najlepiej. - Po tych słowach na krótką chwilę zapanowała cisza. Nawet tykający zegar zdawał się bardziej przeszkadzać, niż zazwyczaj. Zupełnie jakby chciał pokazać, że od przeznaczenia nie ma ucieczki. - Więc jak będzie, Yukiko? – Padło wreszcie pytanie. Brązowowłosa nie odpowiedziała od razu. Siedziała ze spuszczoną głową, a jej oczy drgnęły. Dopiero teraz zaczynało docierać do niej prawdziwe znaczenie słów małego Kapitana. Musiała podjąć trudną decyzję. Decyzję, która stanie się wyborem na całe życie.
- Nie pozostawiacie mi wyboru. - Westchnęła, biorąc łyk herbaty – Zgadzam się nawet, jeśli wcale mi się to nie podoba. – Odpowiedziała, a na twarzy małego Kapitana zagościł ledwie dostrzegalny aczkolwiek triumfalny uśmiech.
- Świetnie. – Ponownie głos zabrał Kapelusznik - Na początek przez najbliższy miesiąc zaczynając od jutra będziesz trenować u mnie. Teraz jednak powinnaś już wracać, bo jest dość późno. – Uznając ostatnie słowa mężczyzny za koniec rozmowy wstała żegnając się i ruszyła ku wyjściu ze sklepu. Kiedy tylko znalazła się na zewnątrz nieoczekiwanie poczuła jak ktoś delikatnie chwyta ją za rękę. Momentalnie się odwróciła, a jej oczom ukazała się pomarańczowa czupryna Zastępczego Strażnika Śmierci.
- Zaczekaj Yukiko. Odprowadzę cię do domu. – Zaproponował.
- Dziękuję Ichigo, ale naprawdę nie ma takiej potrzeby.
- Jak chcesz. – Odparł niepocieszony - To do zobaczenia jutro. Uważaj na siebie.
- Obiecuję. – Odeszła na kilka kroków, ażeby po chwili wrócić - Zapomniała bym. - Podbiegła do przyjaciela i nim ten zdobył się na jakąkolwiek reakcję stanęła na palcach i z uśmiechem pocałowała go w policzek - Dzięki za rano. Na razie. - Zaskoczony Kurosaki stał jeszcze w miejscu przez dobrych parę sekund nie wiedząc, cóż ma ze sobą zrobić. Cały czas patrzył na oddalającą się przyjaciółkę raz po raz dotykając swojego policzka. W końcu odwrócił się na pięcie i zszokowany ruszył w przeciwną stronę.
- Ona jest nieobliczalna. – Przemknęło mu przez myśl.




czwartek, 23 maja 2013

Rozdział IV " Ty jesteś przyczyną całego tego zamieszania w Karakurze "


Wreszcie wróciłam. Przepraszam za tak długą nieobecność, ale wierzcie lub nie miałam natłok obowiązków zarówno tych szkolnych jak i domowych. W każdym razie oddaje w wasze łapki nowy rozdział i zapraszam do czytania. Enjoy!
***

 - Jak się czujesz?
 - Jest lepiej dziękuję. – Powoli podniosła się do siadu – Czy teraz mi wszystko wyjaśnisz? – Wskazała na trójkę przyjaciół przyodzianych w zaszczytne, czarne szaty Bóstwa Śmierci dając dokładniej do zrozumienia cóż ma na myśli. Histsugaya skinął twierdząco głową i rozpoczął magiczną opowieść o jego świecie. Opowieść o miejscu zwanym Społeczeństwem Dusz, zwyczajach i prawach tam panujących, Gotei 13, Pustych, Hueco Mundo, Reiatsu i zdrajcach Społeczności Dusz, którą Kuchiki wzbogaciła o swoje ilustracje. Yukiko zaś słuchając tej niezwykłej historii wpatrywała się w turkusowe oczy kapitana. Oczy tak zimne – lód tam, gdzie powinno być szczęście. – Trudno mi w to uwierzyć. – Podjęła, gdy tylko chłopak zamilkł oczekując reakcji z jej strony. Cała ta opowiastka o ich kraju wówczas zdawała się nie posiadać w sobie najmniejszej odrobiny realizmu. Być fantazją nie mają prawa zaistnieć w jej ludzkiej rzeczywistości. A jednak istniała. – Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, że naprawdę może istnieć coś takiego, jak shinigami. Dotąd sądziłam, iż to jedynie bajki wymyślone przez mamę.
- Dzieciaku widzisz duchy, a nie wierzysz w egzystencję Strażników Śmierci. – Bardziej stwierdził niżeli zapytał – To niedorzeczne.
- Może dla ciebie Tōshirō -kun, ale nie dla mnie. Tak się składa, że nigdy przedtem nie widziałam żadnego Boga Śmierci. Poza tym niewierze w rzeczy, których nie widzą inni. No i nie mów do mnie „dzieciaku”. Nazywam się Nakatomi Yukiko.
- Od dawna posiadasz taką wysoką świadomość duchową? 
Pytanie to niezwykle ją zaskoczyło i nie bardzo wiedziała, jak na nie odpowiedzieć.
- Odkąd tylko sięgam pamięcią byłam świadoma tego, co się wokół mnie dzieje, jeśli o to pytasz. – Odparła po chwili namysłu. – Zawsze potrafiłam dostrzec zwyczajne dusze oraz zjawiska, których nie da się logicznie dla zwykłego człowieka wytłumaczyć. Jednakże kilka dni temu nieco się zmieniło. Wciąż widzę cienie zmarłych niemniej z tą różnicą, że teraz zaczęły przychodzić do mnie na "pogawędkę". Mimo, iż wciąż je egzorcyzmuje one i tak wracają zupełnie, jakby coś je przyciągało.    
- Rozumiem. Wygląda na to, że zagadka sama się rozwiązała. – Powiedział do siebie młody kapitan. Dostrzegając utkwione w nim spojrzenie nastolatki wyjaśnił – Twoja energia ducha stoi na bardzo wysokim poziomie, a wnioskując z twoich słów w ostatnim czasie musiał nastąpił jej nagły wzrost. Następstwem, czego były kręcące się wokół twej osoby plusy, nadmierna liczba pojawiających się w mieście horō oraz atak jednego z nich skierowany na ciebie. Dlatego sądzę, że właśnie ty jesteś przyczyną całego tego zamieszania w Karakurze. – W pokoju na kilka minut zaległa cisza. Yuki potoczyła wzrokiem po twarzach zebranych. Chociaż często upływ czasu zaciera wspomnienia szczególnych chwil, do dziś widzę wszystkich bardzo wyraźnie. Ichigo zatracony gdzieś w innej rzeczywistości spoglądał na swoje splecione dłonie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż słowa Hitsugay’i są aż nadto prawdziwe. Tylko, dlaczego tak trudno mu było przyjąć je do wiadomości? Może, dlatego, że chodziło o bliską mu przyjaciółkę. O przyjaciółkę, której życie lada moment za sprawą małego Kapitanka zostanie wywrócone do góry nogami i raz na zawsze odmieni swój bieg. Rangiku i Rukia, również nie szczególnie paliły się do dalszej rozmowy.
- Przepraszam, ale chyba na mnie pora. – Przerwała ciążącą wszystkim ciszę – Nie chcę sprawiać wam więcej kłopotów. Jeszcze raz arigatō za pomoc Hitsugaya – san. – Wstała z prowizorycznego posłania i zakładając wcześniej leżące nieopodal buty skierowała się w stronę fusuma.
- Nie powinnaś teraz wychodzić. – Zza pleców dobiegł ją głos białowłosego, który koniecznie chciał ją odwieść od wyjścia na zewnątrz. – Jeszcze chwilę temu byłaś nieprzytomna.
- Ale ja naprawdę muszę. Poza tym nic mi nie jest. – Wciąż upierała się przy swoim. Nikt nie będzie jej mówić, cóż ma robić. No, a na pewno nie on. Wyciągnęła dłoń, aby otworzyć rozsuwane drzwi, gdy niespodziewanie białowłosy przy pomocy shunpo zagrodził jej drogę.
- A jeżeli sytuacja z popołudnia się powtórzy? Co wtedy zrobisz? – Użył bardziej przekonujących argumentów. Mając świadomość czyhającego tuż za rogiem niebezpieczeństwa nie mógł pozwolić brązowowłosej tak po prostu odejść. Przecież jest Bóstwem Śmierci, którego zadaniem jest również ochrona ludzi. – Co zrobisz, jeśli nikogo z nas nie będzie w pobliżu?
- Poradzę sobie. Nogi mam sprawne – widzisz. - Uniosła do góry jedną z kończyn i pomachała sopelkowi przed nosem. Mimo wszystko nawet to nie przekonało go choćby w najmniejszym stopniu. Nadal stał niewzruszony nakłaniając nastolatkę do pozostania w obrębie sklepu kapelusznika. Niestety bezskutecznie. Ta „miła” rozmowa zaczynała powoli zmierzać donikąd.
- Zgoda. Skoro chcesz wrócić do domu to bardzo proszę, lecz pod warunkiem, że pójdzie z tobą moja porucznik. – Nie mając lepszego pomysłu postanowił pójść na kompromis. – Przynajmniej będę miał pewność, że będziesz cała i zdrowa.
- Aho! – Krzyknęła. Wcale nie uśmiechało jej się przebywanie pod jednym dachem z całkiem obcą osobą. Zresztą niby, czemu, by miało. – Odbiło ci! Mowy nie ma! Po pierwsze nie będę mieszkała z Strażniczką Śmierci, której w dodatku nie znam, a po drugie nie jestem dzieckiem, żeby mnie pilnować! Jasne Shirō - chan?!  
- Przestań wreszcie zachowywać się jak rozkapryszony bachor! – Rzucił ostro, wytrącony z równowagi bezmyślnym zachowaniem szatynki. – Aż tak bardzo chcesz  posłużyć za kolację kolejnemu z pustych?! Zdaje się, że nie w porę. I dla ciebie Kapitan Hitsugaya! - Fala gniewu Tosia szybko opadła. Ostry ton zastąpiła ugodowa nuta, którą często słyszałam, podczas jego rozmów z panią vice-kapitan. – Zrozum to dla twojego dobra.
- Ech. – Westchnęła zrezygnowana. Nigdy nie lubiła korzystać z pomocy innych. Być od nich zależną i sprawiać, żeby poświęcali dla niej swój cenny czas, choć zupełnie niniejszego nie potrzebowała. Taka po prostu była. Nic nie mogło tego zmienić. – No, niech będzie. Zgadzam się na współlokatorkę.
~*~

- Masz do dyspozycji kuchnię, salon i łazienkę. – Zakreśliła koło po pomieszczeniach – Twój pokój będzie na górze naprzeciw mojego. Jeśli będziesz czegoś potrzebować wiesz gdzie mnie 
szukać. - Zrobiła krok na przód zamierzając udać się do swojej sypialni kiedy do jej uszu dotarło pytanie Bogini Śmierci.
- Skąd masz to zdjęcie? – W jednej chwili wszędobylska blondynka znalazła się przy szafie z szufladami trzymając w dłoni jedną z kilku stojących na niej fotografii. W klatce nieuchronnego czasu na tle kwitnącej śliwy uwieczniony został młody, brązowowłosy mężczyzna. Przyodziany w tradycyjne japońskie kimono leżał beztrosko wygrzewając się w wiosennym słońcu. Wyglądał całkiem
 znajomo. – Ten mężczyzna…
- To pamiątka rodzinna. – Stanęła i spojrzała na nią przez ramię - Jedyna, jaką mam po tacie. Coś jeszcze chcesz wiedzieć? Jeżeli nie, to do jutra. – Zostawiając zdziwioną Matsumoto samą sobie udała się do pokoju. Jak tylko zamknęła za sobą podwoje rzuciła szkolną torbę na obrotowe krzesełko i zmęczona położyła się na łóżku. Jeszcze przez krótką chwilę zanim usnęła rozmawiała z księżycem niczym zupełnie jak niegdyś w dzieciństwie. Wraz z swym krągłym „przyjacielem” zastanawiała się nad wydarzeniami mijającego dnia. Zastanawiała się, dlaczego o wszystkim jej mówili przecież jest człowiekiem niemającym zupełnie nic wspólnego z ich światem. Czy, aby na pewno? Zresztą równie dobrze mogłaby być ich wrogiem i stanąć po drugiej stronie barykady. Czy wtedy stała, by się od razu gorszą? Czy wówczas też, by jej o tym opowiedzieli?  Chyba wolała nie szukać odpowiedzi.

~*~

Słońce wschodzi wysoko ponad chmury. Wróbel piórka z rosy otrzepuje razem z mieszkańcami Karakury do nowego dnia się szykuje. Yukiko wciąż jeszcze zaspana podeszła do okna, ażeby zaraz otworzyć je na oścież i zaczerpnąć nieco świeżego powietrza.
- Zapowiada się piękny dzień. – Pomyślała uśmiechając się do siebie, kiedy zauważyła pożeracza dusz, który postanowił zapolować na małego mononoke. Malec biegł ile sił w nogach desperacko próbując ucieczki. Potwór również nie próżnował. Zadowolony z wynikłej „zabawy” zbliżał się coraz szybciej, aż w końcu schwytał duszę w swym śmiercionośnym uścisku. Ściskał mocniej i mocniej najwyraźniej chcąc zgnieść swą ofiarę. Yuki widząc rozgrywającą się tuż przed domem dramatyczną scenę postanowiła działać. Kierowana instynktowną reakcją sięgnęła po spoczywającą na stojaku nieopodal okna katanę i wybiegła na zewnątrz. Katanę, która kryje w sobie coś więcej niż tylko zwykłą ozdobę. Coś czego chyba nikt nie śmie przypuszczać. A na pewno nie jest w stanie tego przewidzieć  bohaterka tej opowieści. Głęboko wierząc w słuszność swoich poczynań ruszyła, by stoczyć bój z potężnym przeciwnikiem. Z przeciwnikiem czerpiącym swą siłę z odwrotnej strony magii - ciemnej i złej. Zwinnym ruchem wyskoczyła w górę próbując uderzyć całą swą siłą w tułów - nie udało się nawet go zadrasnąć.
- Niemożliwe…  Ani śladu?! – Zdziwiona zeskoczyła na ziemię. Wówczas jeszcze wierzyła, że tak, zwycięży horō, jednakże nic bardziej mylnego. Nie tędy droga. Takim sposobem nie pokona takiego wroga. Dlaczego? Ponieważ Pusty wciąż stoi niewzruszony i niebywale rozbawiony naprzeciwko, naszej bohaterki nawet nie zadrapany. Nie ruszył się, ani o milimetr, przenikał ją wzrokiem, ażeby w końcu przemówić:
- Jesteś cholernie słaba. Nawet mnie nie zraniłaś. W ten sposób nigdy mnie nie pokonasz. Chciałem najpierw pożreć tego dzieciaka, lecz jeśli chcesz  zginąć pierwsza to żaden problem. Tym bardziej, że pachniesz nawet o wiele smaczniej. Szykuj się na śmierć.
 - To nie może dziać się naprawdę. Kuso! Jeśli tak dalej pójdzie… Proszę niech ktoś nam
pomorze. -  Z przerażeniem wymalowanym na twarzy wpatrywała się w postać ogromnego hollow’a. Doskonale zdając sobie sprawę z faktu, iż właśnie przegrała. Gdy już myślała, że tym razem nie uda jej się z tego wykaraskać zjawiła się lekko podchmielona porucznik dziesiątego oddziału wraz z Ichigo. Musieli działać szybo i mieli pełną tegoż świadomość.  Nie tracąc czasu fukutiachiō rzuciła czar wiążący skutecznie unieruchamiając bestię. Kurosaki zaś wyskoczył ku górze i błyskawicznym machnięciem swojego ostrza odciął łapę potwora wciąż usilnie trzymającą malca. Ten zawył i znikł.
- Jesteś cały? – Zastępczy kucnął przed chłopcem.
- Tak onii - san…- Powiedział cicho wciąż ocierając spływające po policzkach łzy.  
- To dobrze. No już rozchmurz się. – Poczochrał go po blond włoskach – Od teraz wszystko będzie w porządku wyślę cię do Soul Society. Do miejsca zamieszkanego przez dusze. Tam nic ci nie grozi. – Zapewnił malucha i rękojeścią swego zanpakutou dotknął czoła dziecka. Na nim zaś pojawił się świecący znak. Znak symbolizujący przejście do dusz świata, który zmienił chłopca w pięknego, czarnego motyla wzlatującego ku niebu. W tej samej chwili stwór powrócił.
- Uciekaj Yukiko! - Krzyknęli oboje bogowie śmierci. – My się nim zajmiemy.
- Gomen ne, Ichi, Rangiku - san. Nie będę uciekać. Nadal mam tutaj coś do zrobienia. Zobaczysz, dam z siebie wszystko.
- Zamiast gadać od rzeczy pospiesz się i uciekaj. – Ponaglał Truskawek – Zrozum wreszcie, że nie masz z nim szans. – Mówił blokując jednocześnie kolejne uderzenie bestii – Twoje poświęcenie wcale mnie nie uszczęśliwi. Poza tym będziemy mieć kłopoty, jeśli tu zginiesz. – Wypowiadając te słowa zrobił coś, czego nie powinien robić żaden będący w trakcie walki Bóg Śmierci, a mianowicie odwrócił się w stronę przyjaciółki. Chwila nieuwagi i... Kolejny atak posłał go na ziemię powodując tym samym, iż Zangetsu wypadł mu z ręki.
- ICHIGO!!! - Krzyknęła zastępczyni Hitsugay’i i ruszyła, ażeby pomóc przyjacielowi. Niespodziewanie tuż przed nimi ku ich wielkiemu zaskoczeniu pojawiła się młoda Nakatomi. Jednak była inna niż zazwyczaj. Długie, brązowe włosy falowały pod wpływem wzrastającej energii duchowej, o jaką można by jej nie podejrzewać. Niebieskie zawsze śmiejące się oczy teraz niczym stal zimne. Dziwna i tajemnicza zrazem moc wypełniała całe jej ciało. Moc dawno uśpiona - dziś wyrywającą się spod władania ograniczającej pieczęci. Wzniosła się w powietrze i w sekundzie znalazła się na barkach chimery. Zgrabnym ruchem przecięła ją  wpół, a ta zniknęła bez śladu. Szybko wróciła na ziemię i stojąc obok Kurosakiego i Matsumoto powiedziała: Ichigo wa watashi ga mamoru. 
Przestała być tylko tłem dla aktorów tego przedziwnego spektaklu.
~*~ 
onii - san - starszy brat
gomen ne - przepraszam 
wa watashi ga mamoru - będę cię chronić 
LAYOUT BY OKEYLA