czwartek, 8 stycznia 2015
Rozdział X Pogrzeb duszy
Wiem, że do dawna mnie tu nie było, ale zwyczajnie miałam swoje powody. Dziś rozdział z dedykacją dla Pervertedgirl - Najlepszej przyjaciółki na świecie. Dziękuję, Ty wiesz za co.
~*~
Rzeka Komo ukryta wśród niebosiężnych budynków Karakury i samochód zatopiony w błękicie wód. Na trawiastym brzegu pomimo dość wczesnej pory stoi para Shinigami w towarzystwie kilkuletniego dziecka – małej duszyczki o bladej twarzy topielca. Nie przyszli tu, by karmić oczy przerażającym widokiem. Rodzeństwo musi odejść. Oboje to wiedzą, jak i to, że żadne łzy tego nie zmienią.
- Jestem Yukiko. Mój kolega to Abari. – Uśmiechnęła się ciepło chcąc dodać nieco otuchy przestraszonemu dziecku – A jak tobie na imię?
- Shiro, a mój braciszek to Yukio.
- Zatem Yukio-kun, Shiro-chan – Yukiko kucnęła przed dziećmi, aby ująć ich małe dłonie. - Powiedzcie siostrzyce, co się stało.
- No, więc jechaliśmy na święto obon, a potem... - Zaczęła dziewczynka, starsza z rodzeństwa - Potem mama krzyknęła i byliśmy już w wodzie, a jak się obudziłam to mamy już nie było.
- Rozumiem. – Nakatomi skinęła głową - Wasza mamusia z pewnością jest już w Społeczności Dusz. Nie martwcie się to miłe miejsce. Trafiają tam wszystkie dobre dusze. – Dodała widząc niezrozumienie w oczach dzieci. – Jeżeli tam pójdziesz, na pewno spotkasz się z mamą.
- Nie wierze Ci! Ona na pewno żyje i nas szuka! Proszę pomóż mi ją odnaleźć. – Błagał malec spoglądając to na młodą Strażniczkę Śmierci to na porucznika. Yukiko poczuła się, co najmniej niekomfortowo widząc zapłakaną twarzyczkę dziecka. Być może właśnie, dlatego odważyła się złożyć przysięgę, bardzo wiążącą. Przysięga rodzeństwu, że pomoże im odnaleźć matkę, a dopiero potem wyśle do SS.
- Wiem, że mama jest dla was bardzo ważna, dlatego najpierw jej poszukamy.
Na dźwięk słów wypowiedzianych przez Yukiko dzieci rozpromieniły się i uśmiechając się szeroko pobiegły kilka kroków na przód.
- Nie chcesz ich odesłać?! Chyba sobie żartujesz?! – Abarai spojrzał na koleżankę z wyraźnym niedowierzaniem. Usłyszane przed momentem słowa brzmiały mu czystym absurdem. Przecież żaden zdrowy na umyśle Bóg Śmierci nie odważyłby się odstąpić od pogrzebu duszy - Pomaganie w spoczynku zagubionym duszą tego miasta jest twoją pracą! Jak staną się Hollow to będzie twoja wina.
- Nie, nie żartuję Renji - san. Zdaje sobie sprawę z tego, co robię i wiem, jakie mam obowiązki, ale zrozum, że lada chwila Shiro i Yukio będą musieli opuścić bezpieczny dla nich dotąd świat, a czeka je długa droga. Jak mogłabym nie spełnić tego ostatniego życzenia. Nie potrafię tak po prostu odesłać tej małej. Chcę tylko by, choć jej ostatnie wspomnienie należało do szczęśliwych, ponieważ lepiej jest odejść w spokoju.
~*~
Od dłuższego czasu w ciszy przemierzali ulice przepełnione tłumem przechodniów. Oni nieco z tyłu, dzieci zaś bardziej z przodu. Zdawać by się mogło, iż ta wędrówka biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację pozbawiona jest celu, jednakże nic bardziej mylnego. Na końcu jednej z wielu długich i pochyłych uliczek dostrzegli świątynię. Świątynię ku której prowadziły kolorowe lampiony rozwieszone na sznurach między drzewami oraz różnobarwne stragany z najróżniejszymi smakołykami. Świątynię, do której zawitała liczna grupka ludzi - głodnych duchów pragnących posilić się przed swą ostatnią podróżą. Pośród nich była i młoda kobieta z łańcuchem losu przy piersi – matka dziecka.
- Shiro!, Yukio! - Zawołała widząc Bogów Śmierci prowadzących jej pociechy. – Skarby wy moje przepraszam. Przepraszam. – Niezgrabnym ruchem wzięła swe latorośle w objęcia, a z oczu popłynęły jej łzy szczęścia. Wciąż nie mogła uwierzyć, że wszystko to dzieje się naprawdę. Nie mogła uwierzyć, że w końcu odnalazła swoje dzieci. - Bardzo dziękuje. - Otarła łzy i złożyła głęboki pokłon - Tylko dzięki wam i tym duszą, które mnie tu przyprowadziły mogę jeszcze raz zobaczyć moją małe skarby. Jeszcze raz dziękuję.
- To nic takiego, cieszę się, że mogliśmy pomóc – Yukiko uśmiechnęła, aby po chwili dodać – Już czas na was. Do zobaczenia po drugiej stronie Wyjęła swoje zanpakutō z pochwy, ażeby przy jego pomocy dokonać pogrzebu duszy. Delikatnie odwrotną stroną rękojeści dotknęła czoła matki i dzieci zostawiając pieczęć. Rytuał odesłania został zakończony. Ich dusze zmieniły się w piekielne motyle, które niczym dmuchawce porzucone na wietrze wzlatywały ku niebu. Nie były jednak osamotnione w tej ostatniej wędrówce. W ślad za nimi poszły szczęśliwe i najedzone do syta świątynne dusze.
~*~
- Rangiku – san, wstawaj! Śniadanie na stole! - Po powrocie do domu skierowała swoje pierwsze kroki do kuchni, ktoś musiał przygotować posiłek.
- Już schodzę! - Zwołała zaspana pani porucznik wkładając na siebie pierwsze lepsze ubranie, którym okazały się być obcisłe rurki i biała bluzka z rękawkiem i pomknęła ku dolnej części domu. - Ohayō Yuki. – Ziewnęła przeciągle siadając do stołu.
- Ohayō. – Odpowiedziała stawiając vice-kapitan dziesiątki talerz z kanapkami i szklankę mleka – Gdzie dziś spałaś? Bo w pokoju z pewnością cię nie było. Czyżby randka z małym Kapitankiem?
- Nie, nie nic podobnego. - Roześmiała się – Przecież Kapitan jest jeszcze na takie rzeczy zbyt młody. To wciąż jeszcze dziecko!
- Matsumoto dobrze się czujesz?
- Tak. Dlaczego pytasz?
- Tak po prostu. Zresztą nieważne. - Wstała od stołu, aby włożyć do zlewu brudne naczynia, kiedy do jej uszu dotarł dobiegający zza okna donośny głos klasowych koleżanek – Po jakie licho znowu tu przyszły. - Zrezygnowana poczłapała się otworzyć na oścież okno.- Cześć Inoue, Rukia - san! Nie krzyczcie tak. Nie jesteśmy w podstawówce. – Skarciła je - Zaraz zejdę. - Odeszła od okna, zapakowała drugie śniadanie i rzucając swej współlokatorce krótkie „na razie” wyszła z domu.
- Nie musicie ze mną iść. - Dołączyła do dziewczyn - Znam drogę do szkoły i przewodników nie potrzebuję.
- Nakatomi – san ależ musimy. Hitsugaya – kun kazał nam cię pilnować. Mówił, że nie potrafisz kontrolować swoich duchowych mocy przez co wciąż w twoim pobliżu kręcą się puści nie wspominając o panowaniu nad swym pogromcą dusz. Nie podchodź do tego tak beztrosko, pamiętaj, że wciąż nie wiemy, co knuje Aizen - sama. Nasz wróg, może zaatakować w każdej chwili a wtedy sama sobie nie poradzisz. Na przykład: Mogą udawać staruszkę wynoszącą śmieci, faceta wyprowadzającego psa albo któryś z nich mógłby grać ucznia naszej szkoły.
- Orihime, to nie możliwe. Na prawdę jest z tobą coś nie tak jeżeli wierzysz, że jakiś arrancar będzie przebierał się za człowieka i do tego paradował w mundurku po naszej szkole. - Odpowiedziała poirytowanym tonem sama – Choć raz w życiu zastanów się nad tym, co mówisz.
- Nigdy nie mów nigdy. Skoro ty wybrałaś przyszłość Bóstwa Śmierci równie dobrze ja mogłabym stanąć po przeciwnej stronie barykady. - Na twarzy tkającej księżniczki wykwitł podejrzany uśmiech. Uśmiech tak bardzo do niej nie podobny. Zupełnie, jakby na moment stała się całkowicie inną osobą.
- Słucham?
- Nic, nic tak tylko plotę trzy po trzy. To był głupi żart.
- Dobra to było dziwne naprawdę. Nawet jak na ciebie Inoue.
Czy aby na pewno tylko niewinny żarcik? Może jednak ten irracjonalny wywód klasowej koleżanki niesie w sobie ziarno prawdy? Dualizm jednej postaci? A może rozbicie ludzkiego losu i pokazanie tego, co stanie się, gdy…
~*~
Weszła do klasy, a jej oczom od razu ukazała się postać niskiego, białowłosego chłopca – Kapitana dziesiątego oddziału, który żywo dyskutował o czymś z Kurosakim.
- Mamy do pogadania. - Nie mówiąc nic więcej wyciągła poirytowanego chłopaka na korytarz – Dzięki za troskę maluchu. - Obrzuciła Hitsugayę spojrzeniem pełnym złości.- Martwić się o mnie nie musisz. Sama doskonale daje sobie radę. Bądź, co bądź obronić się potrafię. Dlatego z łaski swojej nie każ więcej Rukii i Orihimie mnie pilnować, bo kolejnych nianiek nie potrzebuję.
- Że co proszę!? – W młodym Kapitanie, aż wrzało z oburzenia. Wręcz nie znosił, kiedy ktoś mówił, że jest "mały", a ta dziewucha ważyła się go nazwać‚ maluchem! – Istna diablica!- Krzyknął rozeźlony – I wcale się nie martwię! Stwierdzam jedynie, iż przez takie postępowanie będziesz sprawiać mniej kłopotów poza tym jesteś celem mojej misji i jako Kapitan odpowiadam za ciebie przed Wszech kapitanem, więc nie mogę pozwolić aby czasie jej trwania coś Ci się stało. – Powinnaś bardziej docenić to, co dla ciebie robimy! – Skarcił ją swym zwykłym
- Nie powiedziałam, że tego nie doceniam. Doceniam i to bardzo, ale zwyczajnie mam dość polegania na innych. Chcę być niezależną, mieć tę odrobinę wolności. Pragnę rosnąć w siłę, żeby nie stanowić ciężaru dla nikogo. Zresztą, po kiego ja to mówię. Ktoś taki jak ty.... - Zamierzała dopowiedzieć coś jeszcze, lecz uniemożliwił jej to nadchodzący nauczyciel, który oczywiście musiał zareagować widząc dwoje przekrzykujących się przed klasą licealistów.
- Cóż wy tu jeszcze robicie? Jazda mi do klasy! – Ryknął nauczyciel.
- Idziemy – Hitsugaya wszedł do sali lekcyjnej. Tuż za nim wciąż obrażona na cały świat kroczyła niebieskooka.
Zaczęła się pierwsza lekcja, którą była historia z Akirą sensei. Małym, wrednym, tłustym i łysym osobnikiem po pięćdziesiątce o małych świńskich oczkach. Wykładowca zasiadł przy biurku na swym ukochanym troniku i otworzył dziennik w poszukiwaniu ofiary do odpytania.- Pod numerem siódmym jest… Hitsugaya Tōshirō zapraszam. – Wskazał mu miejsce pośrodku sali. – Hitsugaya - san opowiecie nam o cesarzu Heizei – wykrzywił usta w perfidnym uśmiechu ukazując rząd swych żółtych zębów pewny, iż uczeń nie posiada takiej wiedzy, tym bardziej, że został zapytany o materiał przeznaczony na następny semestr.
- Cesarz Heizei był 51. Władcą Japonii ery Heian, według tradycyjnego porządku dziedziczenia – Zaczął - Przed wstąpieniem na tron nosił imię Ate, czyli książę. Był najstarszym synem Kammu i bratem cesarza Saga. Heizei panował w latach 806-809. Ze względu na zły stan zdrowia, który nie pozwalał mu na wypełnianie ceremonialnych obowiązków cesarskich, abdykował w 809 r. na korzyść swojego młodszego brata – księcia Kamino – znanego później, jako cesarz Saga.
- Jakim cudem znałeś odpowiedź?
- Powiedzmy, że nieco interesuję się historią. – Skłamał chcąc wybrnąć z tej dziwnej sytuacji. Mógł powiedzieć prawdę, że uczył się tego jeszcze w swoim poprzednim życiu, lecz nie było w tym najmniejszego senesu skoro nauczyciel i tak by mu nie uwierzył, a prędzej uznał za jakiegoś wariata, który nawiał z pobliskiego psychiatryka.
- Widzę, że nie bezpodstawnie przeniesiono cię z podstawówki do liceum, zaiste jesteś prawdziwym geniuszem. - Siadaj - Sopelek posłusznie, choć z pulsującą żyłką na czole zajął swoje miejsce, a nauczyciel wpisał szóstkę w miejscu przeznaczonym na ocenę z odpowiedzi.
~*~
Szybkim krokiem maszerowała na trening. Wcale nie, dlatego, że polubiła taki sposób spędzania wolnego czasu. Powód był bardziej przyziemny. Po prostu tamtejsze popołudnie było typowym dniem październikowym. Szaro, zimno i mokro. Dotarła do sklepu ze słodyczami, weszła do wnętrza budynku. Jednak tam powitała ją wszędobylska pustka.
- Urahara –san! – Zawołała od wejścia, ale kapelusznika jak nie było tak nie ma. Nie wiele myśląc zajrzała do jednego z pokoi a dokładnie do tego, w którym znajdowało się przejście do podziemi. Tu również nikogo nie było a jedynie na herbacianym stoliku leżała mała karteczka o treści „Czekam w piwnicy”. Przejście było otwarte, więc zeszła na dół. Kapelusznik siedział
- Witaj Nakatomi – chan. – Odstawił filiżankę i podszedł do swojej uczennicy. – Jesteś gotowa do kolejnej lekcji?
- Oczywiście inaczej bym tutaj nie przychodziła
- Świetnie, zatem zaczynajmy – Nim się zorientowała oberwała laską w sam środek czoła. Znowu!
- Ałła... - Jęknęła masując obolałe miejsce – Przecież prosiłam, żebyś uprzedzał zanim cokolwiek zrobisz. Eh... I jak ja będę wyglądać z kolejnym siniakiem na czole. Nie wiem, czemu, ale na prawdę zaczynam odnosić wrażenie, iż lubisz się nade mną znęcać.
- Moja droga każdy jakieś hobby ma. - Chwycił za wachlarz, ażeby ukryć pełen satysfakcji uśmieszek. - W każdym razie przejdźmy już do naszego treningu. Dziś wyjątkowo składać będzie się z dwóch części. W pierwszej z nich pokaże ci ćwiczenie pomagające zyskać kontrolę nad energią duchową. Dokładnie takie, jakie wykonują kadeci w akademii sztuk duchowych, ale myślę, że to nam szybko pójdzie.
- Kontrola duchowych mocy?
- Zgadza się. Chcąc nad nimi zapanować musisz się skupić. Jeżeli utrzymasz odpowiedni ich poziom zobaczysz coś takiego. – W dłoniach byłego kapitana pojawiła się czerwona kuleczka skondensowanego reiatsu - Jeśli pozwolisz mu wzrastać w niekontrolowany sposób to ów twór wybuchnie. Z kolei, jeśli użyjesz zbyt małej ilości to nie pojawi się nic lub będzie niewielka. Teraz twoja kolej.
Wzięła głęboki wdech i skupiła się, a przynajmniej próbowała. Nie było to takie proste zwłaszcza, że skutecznie przeszkadzały jej w tym odgłosy kłócących się ze sobą Jinty i Ururu.
- Nie potrafię! – Wybuchła podenerwowana. – Zupełnie tego nie ogarniam.
- Nie poddawaj się tak szybko. Spróbuj ponownie. – Odpowiedział ze swym zwykłym uśmiechem Kisuke.
Zrobiła tak jak radził sklepikarz. Skoncentrowała się na swojej duchowej energii, a kilka minut później w jej rękach pojawiła się niemalże idealnych rozmiarów śnieżnobiała kulka.
- Świetnie sobie poradziłaś. Zatem, żeby nie tracić czasu przejdziemy od razu do drugiego etapu tej lekcji. Odkryłaś imię swojego zabójcy dusz, jak również nauczyłaś się wyzwalać jego moc. Teraz nadszedł czas abyś wreszcie zaczęła raz po raz korzystać z ataków, którymi dysponuje. Dobądź miecza Yukiko - chan. - Kapelusznik uwolnił shikai - pierwszą postać swego miecza i ruszył do ataku. Zanim nastolatka zdążyła jakkolwiek zareagować kosmyk jej brązowych włosów opadł na ziemię.
- Zwariowałeś! - Wrzasnęła, odsuwając się na bezpieczną odległość i wyciągnęła swą Białą Księżniczkę. - Mogłeś przynajmniej poczekać aż wyciągnę zanpakutō. Chciałeś mnie zabić?!
- Myślisz, że przeciwnik będzie czekać, aż łaskawie przygotujesz się do walki? – Zakpił – I oczywiście, że chciałem. Dawałem z siebie wszystko, żeby cię tylko dorwać. Będę się starał i starał, póki nie zapędzę cię „w kozi róg”, ponieważ w moim obowiązku jest przygotować cię do tego, byś mogła w każdej chwili odtworzyć ten atak.
- Łatwo ci mówić. Nawet nie pamiętam jakim cudem wczoraj użyłam tego ataku.
- Wiem o tym. Dlatego właśnie to robię.
Właściciel sklepu ponowił atak. Szczęk zderzającej się ze sobą stali rozniósł się echem po treningowej pustyni. Każdy kolejny z jego ciosów zyskiwał na prędkości i sile przysparzając niedoświadczonej jeszcze w walce Shinigami nie lada problemów. Nagle znikł, by pojawić się tuż za plecami swej uczennicy. Wszystko działo się w ułamku sekundy. Yukiko obróciła się, lecz nie zdążyła zablokować kolejnego uderzenia i ostrze gładko przeszło przez jej prawe ramię. - Co jest? Zrobiłem się tylko odrobinę poważniejszy, a ty już nie możesz dotrzymać mi kroku? Tylko na tyle cię stać?
- Szlag by to – Przeklęła, odruchowo łapiąc się za zranione miejsce. – Skoro chcesz wiedzieć na ile mnie stać to proszę bardzo. Chiru,
Shirahime! - Usiłując nie zwracać uwagi na obolałą kończynę uwolniła pierwszą postać swego pogromcy dusz. Tym razem nie zamierzała czekać już czekać, sama ruszyła na Sklepikarza z zaciętym wyrazem twarzy. Wyprowadziła kilka prostych cięć, które były dość płynne i szybkie jak na początkującego szermierza, lecz nie przyniosły pożądanego efektu. Żadne z nich nie dosięgło byłego kapitana. Postanowiła więc spróbować czegoś innego. Odskoczyła na kilka metrów i uniosła swój miecz ku górze pozwalając, aby oplotła ją biała energia duchowa - świadectwo jej siły i rzadko spotykanej w świecie żywych mocy. Właściciel sklepu ze słodyczami zrobił to samo, wówczas po treningowej pustyni rozniosła się melodia - dźwięk wzywających się nawzajem mieczy
- Yuki Tatsumaki – Teraz już pamiętała. Wiedziona głosem swej znapakutō włożyła w ostatni atak wszystkie pozostałe siły. Tornado z śnieżnej zamieci i szkarłatny sierp Benihime spotkały się w połowie swej drogi. Nastąpił spory wybuch wzniecający tumany kurzu wokół walczących. Gdy kurz opadł oczom dzieciaków i pomocnika sklepikarza ukazały się stojące dwie postacie oraz wielka przepaść gdzieniegdzie pokryta lodem. - Jupi! Udało mi się! - Podskoczyła z radości – Naprawdę myślałam, że będzie po mnie, ale w ostatniej chwili Shirahime przypomniała mi ten atak.
- Widzisz? Jednak potrafisz. Lekcja zaliczona. – Właściciel beztrosko uśmiechnął zbliżając się do szatynki wraz z byłym dowódcą korpusu kido, który zajął się opatrywaniem jej rany. – Trzymaj. - Podał swej uczennicy jakieś małe zawiniątko - Teraz możesz pomagać Ichigo przy pozostałych obowiązkach.
- Dzięki, Urahara-san. – Szepnęła rozwijając paczuszkę. W środku był owalny pojemniczek z dozownikiem w kształcie kociej głowy. Pojemniczek kryjący w sobie gikongan – cukierek oddzielający duszę Boga Śmierci od zastępczego ciała.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
jesteś naprawdę niesamowita z tym opowiadaniem. czekam na dalszą część, najlepiej już taką która była by kontynuacją z przed przeprowadzki.
OdpowiedzUsuńzajrzyj na mojego fanfika: shinigamiandsaints.blogspot.com
Dzięki miło coś takiego usłyszeć :) Wszystko w swoim czasie, jak skończę poprawiać "stare" rozdziały to wówczas dam nowe będące już kontynuacją. A i jak będę miała chwilkę to zajrzę na twojego bloga. Pzdr (^^)
UsuńE...ey! A gdzie się podziewają rozdziały?! Czo? Wpadłam na twojego bloga zupełnie niedawno i przyznaję, zaginasz mnie pod każdym możliwym względem-,- Heh, czekam i czekam, a tu kurde nic! T^T Kiedy będzie dostępny następny rozdział?
OdpowiedzUsuńPzdr i dużo weny! °^°
Ayami~